Podkomisja smoleńska. Kilka lat pracy, miliony z budżetu i raport Macierewicza

Po czterech latach od utworzenia podkomisji smoleńskiej, zajmującej się wyjaśnianiem okoliczności katastrofy samolotu Tu-154M, Antoni Macierewicz twierdzi, że do tragicznego wydarzenia doprowadziły dwa wybuchy w maszynie. Jego zdaniem, podkomisja była potrzebna, a jej prace niezwykle przydatne. Według opozycji, na działalność komisji wydano niepotrzebnie miliony złotych, a tezy stawiane przez Macierewicza nazywa abstrakcyjnymi wymysłami.

Podkomisja smoleńska. Kilka lat pracy, miliony z budżetu i raport Macierewicza
Źródło zdjęć: © East News | Iliya Pitalev/SPUTNIK Russia
Sylwester Ruszkiewicz

Podkomisja została powołana na początku lutego 2016 roku. I od początku budziła ogromne kontrowersje. Na jej czele stanął Wacław Berczyński, konstruktor i emerytowany inżynier firmy Boeing i NASA oraz doradca Organizacji Międzynarodowego Lotnictwa Cywilnego i Departamentu Obrony USA. Część rodzin ofiar katastrofy spoglądało na powołanie komisji z nadzieją. Liczono, że członkowie podkomisji podejdą rzetelnie do swoich zadań i przedstawią pełny obraz zdarzeń, które przyczyniły się do tragedii sprzed sześciu lat. Dotychczasowe ustalenia dla wielu rodzin nie były wiarygodne.

10. rocznica smoleńskiej katastrofy. Wątpliwości wokół komisji

Szybko się jednak okazało, że działalność podkomisji nie przynosi pożądanych efektów, a jedynie mnoży pytania i wątpliwości. Dodatkowo członkowie skrzętnie unikali odpowiedzi na pytania o koszty, jakie ponosił budżet państwa.

Pierwsze kontrowersje pojawiły się wokół osoby szefa podkomisji Wacława Berczyńskiego. W kwietniu 2017 roku zrezygnował ze stanowiska, jego nazwisko coraz rzadziej pojawiało się w mediach. To on forsował tezę, że prezydencki tupolew miał zostać rozerwany przez wybuch bomby termobarycznej. Jego zdaniem, samolot taki jak tupolew - po utracie części skrzydła - jest całkowicie zdolny do stabilnego lotu. Berczyński twierdził też, że kadłub tej maszyny może bez szkody dla pasażerów wytrzymać zderzenie z ziemią.

Jak się później okazało zniknął, po skandalu, jaki wywołał wywiadem dla "Dziennika Gazety Prawnej". Berczyński w rozmowie z Magdaleną Rigamonti oświadczył, że to on "wykończył caracale".

W międzyczasie posłowie opozycji zaczęli dopytywać o szczegółowe koszty działania podkomisji. Odpowiedzi albo nie było, albo próbowano ich sprytnie unikać. Ale w końcu kwoty się pojawiły. W 2016 roku członkowie podkomisji za godzinę pracy mieli zarabiać od 25 do 100 zł netto. Najwięcej za swoją pracę miał dostawać jej ówczesny przewodniczący Wacław Berczyński - maksymalnie 8 tys. złotych netto. Pozostali od 6 do 7 tysięcy.

W samym 2016 r. podkomisja wydała łącznie ok. 1,5 mln zł. Pieniądze były przeznaczane nie tylko na wynagrodzenia członków podkomisji, ale również na badania i analizy. Na potrzeby prac podkomisji stworzono m.in. model samolotu w skali 1:100 i wykonywano próbne eksplozje.

Im dłużej działała podkomisja, tym jej koszty rosły. Przez dwa lata działalności wydano 5 milionów 900 tysięcy złotych. Antoni Macierewicz, który zastąpił Berczyńskiego na stanowisku szefa podkomisji, twierdził, że tak duże wydatki spowodowane są m.in. współpracą z międzynarodowymi ekspertami.

Katastrofa smoleńska. Raport techniczny podkomisji

W kwietniu 2018 r. podkomisja zaprezentowała tzw. raport techniczny. Jak z niego wynikało, maszyna miał ulec destrukcji w powietrzu w wyniku eksplozji. W raporcie podkreślono też, że na katastrofę Tu-154M złożyć się miał szereg świadomych działań: w obszarze remontu samolotu, przygotowania wizyty w Katyniu, a także świadome, fałszywe sprowadzenie samolotu do lądowania przez rosyjskich kontrolerów oraz awarie i eksplozje.

W tym samym roku na stronie podkomisji pojawiły się ostatnie informacje o pracach komisji. Nadal szokowały kwoty, które otrzymywali jej członkowie na swoją działalność. W tym roku jest to 2,75 mln zł. Macierewicz zapewniał opinię publiczną, że podkomisja pracuje i otrzyma raport na 10. rocznicę smoleńskiej katastrofy.

W ostatnich dniach były szef MON zapewniał, że raport o przyczynach jest gotowy. Zdaniem polityka Prawa i Sprawiedliwości prezydencki Tu-154M został zniszczony przez dwie eksplozje.

- Najpierw zniszczenia lewego skrzydła przez eksplozję, a ostatecznie nad samym lotniskiem wybuch, który zniszczył cały samolot i zabił wszystkich, którzy nim podróżowali - powiedział Macierewicz w Telewizji Trwam.

- Remont Tu-154 został zrealizowany na podstawie decyzji rosyjskich służb specjalnych, które wymusiły na przedstawicielach ówczesnej administracji w Polsce przyjęcie warunków, jakie zostały sformułowane właśnie przez rosyjskie służby specjalne, co mogło mieć daleko idące konsekwencje – uważa Macierewicz.

Raport, w związku ze stanem epidemii i walką z koronawirusem, ma być zaprezentowany w najbliższych dniach.

Według opozycji i dużej części opinii publicznej, będzie on kolejnym "wymysłem byłego szefa MON".

"Wydaje się, że jeśli A. Macierewicz opublikuje swój 'raport' i do korona-kryzysu dołoży Polakom dodatkową 'wojnę smoleńską', to pociągnie tym obóz rządzący na dno. Szkoda tylko zmarnowanych milionów, które dzisiaj tak byłyby potrzebne np. służbie zdrowia" - napisał na Twitterze były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Stanisław Koziej.

Z kolei były szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, a obecnie poseł Koalicji Obywatelskiej Maciej Lasek skomentował: "Z każdej normalnej partii twórca i mecenas kłamstwa smoleńskiego, jakim jest od 10 lat A. Macierewicz, dawno by wyleciał. Ale jak wspomniałem na początku, z każdej normalnej. Jaki pan, taki kram" - napisał Lasek.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1049)