ŚwiatPodejrzany o zabójstwo w Belgii najlepszym uczniem w klasie

Podejrzany o zabójstwo w Belgii najlepszym uczniem w klasie

Najlepszy uczeń w klasie - tak dyrektor
brukselskiej szkoły średniej imienia Leonarda da Vinci Alain Faure
mówi o zatrzymanym w poniedziałek 16-letnim Mariuszu O., który
jest podejrzany o współudział w najgłośniejszym zabójstwie
ostatnich lat w Belgii.

26.04.2006 | aktual.: 26.04.2006 18:27

Choć aresztowania Polaka miało miejsce w poniedziałek zaraz po zakończeniu zajęć o 16.30, jeszcze w środę dyrektor nie krył zdziwienia, że spotkało to akurat tego ucznia.

Nie sprawiał żadnych problemów! Osiągał bardzo dobre rezultaty w nauce, nie miał kłopotów z zachowaniem, nie opuszczał zajęć. Kiedy dowiedzieliśmy się, że chodzi o niego, trudno nam było się z tym pogodzić- powiedział Faure polskim dziennikarzom, tuż po specjalnym spotkaniu nauczycieli z uczniami poświęconym tragedii.

Zdziwienie było tym większe, że nikt ze szkoły nie rozpoznał Mariusza na zdjęciach prezentowanych podczas śledztwa przez policję. To bardzo smutne, że dotknęło to tego młodego człowieka, ale to, że chodzi o Polaka, nie jest najważniejsze - dodaje dyrektor.

Szkoła, do której uczęszczał Mariusz, nie jest ani dobra, ani zła. Dominują przedmioty techniczne. Liczy blisko 600 uczniów w wieku od 13 do 19 lat. Faure chlubi się tym, że uczniowie tworzą wielonarodową mieszankę, ale nie chce powiedzieć, ilu jest Polaków. Nikt tu nie robi takich podziałów, zwłaszcza teraz - dodaje.

Mariusz chodził do szkoły w Anderlechcie, ubogiej dzielnicy Brukseli, od września. Wcześniej uczył się w sąsiedniej dzielnicy Saint Gilles, gdzie mieszkał z rodzicami. Są w Belgii nielegalnie, ale nie było problemów z zapisaniem się do szkoły - belgijska oświata na pierwszym miejscu stawia dobro dzieci i ciążący na nich do 19. roku życia obowiązek szkolny. Dla szkoły Leonarda da Vinci taka sytuacja to nic nowego - są tam nawet specjalne kursy dla uczniów nie mówiących wcale po francusku.

Szkoła nie wydaje władzom nielegalnych imigrantów. Ten brak współpracy może być problemem - dyrektor Faure aż do poniedziałku nie wiedział, że Mariusz miał już na koncie drobne kradzieże i był notowany przez policję.

Dyrektorowi przede wszystkim bardzo zależy, żeby jego placówka, która jeszcze kilka lat temu miała złą opinię, nie ucierpiała w wyniku całej sprawy. Broni dostępu do uczniów, którzy - jak mówi - mają dosyć zamieszania wokół ich szkoły. Ma za złe, że szkołę obciąża się odpowiedzialnością za czyn 16-latka, że będzie ona "naznaczona piętnem mordercy".

Jest życie w szkole i życie poza szkołą. Skąd ten najazd dziennikarzy na szkołę? Ciążą na nas pewne obowiązki, ale nie możemy być odpowiedzialni za wszystko! Kto jest odpowiedzialny? Przede wszystkim rodzice - odpowiada.

W domu rodziców w Saint Gilles, gdzie mieszkał Mariusz, przycisk przy domofonie z jedynym polskim nazwiskiem milczy. Młoda Fatiha z trzeciego piętra nie ma nic do powiedzenia o mieszkającej piętro niżej polskiej rodzinie. Szybko przerywa, kiedy sąsiadka z parteru wyrzuca dziennikarzy z kamienicy, grożąc wezwaniem policji. Właścicielka zabroniła rozmawiać! Nie macie tu czego szukać- krzyczy.

Dwa domy dalej Polacy prowadzą remont. Opowiadają o grupkach młodych, groźnie wyglądających ludzi, którzy zbierają się w okolicy i piją piwo pod sklepem na rogu. Także Polakach. Mieszkająca w pobliżu starsza Belgijka skarży się, że wieczorami nie czuje się na ulicy bezpiecznie. Jest gorzej niż kiedyś, ale nie mówię, że to przez imigrantów! Nie jesteśmy rasistami - podkreśla. Jest bardzo poruszona wiadomością, że kilka domów dalej mieszka podejrzany o morderstwo 17-letniego Joe Van Holsbeecka na Dworcu Centralnym.

Na domofonach pobliskich domów zdarzają się polskie nazwiska, także na ulicy, gdzie wcześniej mieszkała rodzina Mariusza. Podobno teraz ukrywa się tu przed dziennikarzami matka chłopaka. Nikt się nie zgłasza. W tej samej okolicy miał mieszkać drugi sprawca zabójstwa, który prawdopodobnie zbiegł do Polski. Z przecieków ze śledztwa wynika, że to 17-letni Adam albo Antoni G., który - jak pisze dziennik "La Libre Belgique" - w Belgii trudnił się drobnymi kradzieżami, a skradziony towar sprzedawał w Polsce. Nikt w okolicy nie przyznaje się do znajomości z nim.

Belgijskie władze mówią o dobrej współpracy z polską policją i są pewne, że 17-latek zostanie schwytany i przekazany do Belgii.

Michał Kot

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)