"Pod ścianą". Dr Zębala: Cieszę się, że operuję mózg człowieka, a nie duszę
Podobno trepan i wiertarka to urządzenia bardzo do siebie podobne. Doktor Marta Zębala, neurochirurżka, zna tylko jedno z nich, za to na wylot.
Od redakcji: Rozmowa z dr Martą Zębalą otwiera wspólny cykl Magazynu i Wideo WP "Pod Ścianą". To spotkania z ludźmi, których trudne, często podejmowane pod ogromną presją psychiczną decyzje mogą całkowicie zmienić bieg wydarzeń - na dobre i na złe.
* * *
Wiertło trepanu najpierw przechodzi przez kość ludzkiej czaszki. Na wylot. Potem ukazuje się coś, co wygląda jak reklamówka wypełniona wodą. To tak zwana opona twarda, która chroni ludzki mózg. Kiedy już ją przekroimy, ukazuje się…
Marta Zębala: - Ja zawsze mówię: najpiękniejszy narząd człowieka. Tak. On jest jasny, lśniący i ma mnóstwo tętniących naczynek. Jest piękny, genialny i niepowtarzalny u każdego z nas.
Gdy mózg zostaje odsłonięty, Marta Zębala zbliża oczy do mikroskopu neurochirurgicznego i rozpoczyna operację. Najczęściej usuwa guzy. Jest ich kilkadziesiąt rodzajów - wśród nich glejaki, czyli guzy niezwykle złośliwe, atakujące każdego bez względu na wiek. Na kilkanaście godzin, bo tyle potrafi trwać wycinanie guza mózgu, świat doktor Marty kurczy się do pola operacyjnego wielkości średnio dojrzałej wiśni. Na tym polu operują sterowane przez nią mikronarzędzia. Jedno niewłaściwe drgnięcie ręki wystarczy, by spowodować śmierć. Dlatego Marta Zębala do każdego dyżuru odpowiednio się przygotowuje.
- Znajomi już wiedzą, że dzień przed operacjami nie siedzę do późna. O 22:00 trzeba spać. Chodzi o to, by później nie mieć sobie nic do zarzucenia. Nie myśleć: "mogłam wczoraj zostać w domu". Bo z takimi myślami bardzo trudno sobie poradzić. One nie odchodzą, nie dają zasnąć. A w tym zawodzie spać trzeba dobrze.
Czasem jednak zdarza się tak, że neurochirurg nie ma żadnego wpływu na niepowodzenie operacji. Bywa, że zdrowe i niezbędne dla pracy mózgu naczynie chowa się pod patologiczną zmianą w taki sposób, że nawet precyzyjne oczy mikroskopu nie są w stanie go dojrzeć. Lekarz, usuwając krwiak lub guz, może jednocześnie uszkodzić naczynie, które zaczyna krwawić. Następuje udar i zgon.
WIARA, NADZIEJA, OPERACJA
- Codziennie spotykam się z ewidentną granicą życia i śmierci, a to bardzo dużo kosztuje. Ostatni dyżur: nieudana reanimacja 32-latka, później pani z krwiakiem ostrym i 52-latek z rozległym udarem. Oboje z minimalnymi szansami na przeżycie.
Widzenie sensu tego wszystkiego ułatwia Marcie wiara w Boga.
- Plan Boży pomaga wierzyć, że to, co tutaj, to tylko takie przejściowe. Wtedy się łatwiej pracuje i łatwiej się żyje.
Gdy doktor Zębala wspomina w wywiadach o tym, że wierzy i modli się przed każdą operacją (jest wtedy spokojniejsza), zdarza się, że na biurku dyrekcji jej szpitala lądują pełne oburzenia listy.
"Ta pani powinna zostać zwolniona, bo swoją pracę opiera na Bogu"- piszą. Więc pani Marta na zapas odpowiada już teraz:
- Swoją pracę opieram wyłącznie na nauce, wykształceniu i liczonych w tysiącach godzinach spędzonych na bloku operacyjnym.
Wie, że to niewiele da, ale trudno. O wierze będzie wypowiadać się otwarcie, bo bez niej nie poradziłaby sobie w tych najtrudniejszych momentach, które w szpitalu zdarzają się niemal codziennie. Teraz z pamięci wyciąga trzy takie momenty. Mówi, że pierwsze z brzegu:
1. CIECIORKA
- Pani Anno, powinna pani zgłosić się na operację i rozpocząć chemioterapię kilka miesięcy temu - doktor Zębala jest poirytowana i rozgoryczona, ale stara się to ukryć. W końcu to nie wina pacjentki, że ma w podudzie wszytą cieciorkę, ale znachora, który zapewnił ją, że w ten sposób nowotwór piersi zniknie. Nie zniknął. Dał przerzuty do mózgu.
- Pani doktor, cieciorka wyleczyła już męża i teściową. Przekona się pani, że mi też pomoże - odpowiada kobieta z uśmiechem. Ma troje małych dzieci, które wkrótce osieroci, ale jeszcze tego nie wie. Jest pewna, że któregoś dnia wszystkie guzy znikną. To niejedyna pacjentka doktor Zębali z wszytą pod skórę cieciorką. Chorych, którzy ufają znachorom i płacą im ogromne pieniądze, jest w Polsce więcej. Część do samego końca odmawia operacji, wierząc w uzdrowienie, część orientuje się, że ono nie nastąpi, gdy jest już bardzo źle. Wtedy doktor Zębala operuje. Mówi, że w poczuciu bezsilności. Wie doskonale, że jej działania nie przyniosą zamierzonego skutku. Jest o wiele za późno.
2. WIĘZIENIE
Na oddział doktor Marty trafia siedemdziesięciokilkulatek po wypadku. Nie może ruszać rękami, nogami ani głową. Nie mówi. Zostaje zoperowany, lecz jego stan, przy tak rozległych urazach głowy, nie ulega poprawie. Mężczyzna leży w szpitalu przez wiele tygodni. Patrzy w sufit, bo nic innego zrobić nie może. Pani Marta dowiaduje się, że to profesor filozofii. Zajmuje się nim, ale nie długo, bo mężczyzna zostaje zabrany do Domu Pomocy Społecznej. Prawdopodobnie jest tam do dziś bez żadnej możliwości decydowania o sobie i skomunikowania się ze światem zewnętrznym.
Doktor Zębala często zastanawia się, o czym pan profesor myśli, gdy tak leży.
- Z problemem terapii uporczywej spotykam się na każdym dyżurze - mówi. - Ostatnio przyjęłam panią w wieku 90 lat z krwawieniem do głowy. Statystyka bezlitośnie wskazuje na to, że ma ona zerowe szanse na poprawę funkcjonowania po mojej operacji. Wszelkie próby ratowania jej będą wyłącznie przedłużaniem agonii. Ale polskie prawo nakazuje operować, a później patrzeć, jak długie dni, podłączona do respiratora i sparaliżowana, będzie odchodziła w kompletnej samotności.
3. PIERWSZY PACJENT
Pani Marta dostaje pod opiekę pierwszego pacjenta. Trochę się denerwuje, ale profesor mówi, że to łatwy przypadek. Chłopak, 31 lat, z bólami kręgosłupa szyjnego. Wystarczy zrobić rezonans. Marta robi i widzi dwa ogromne guzy. Profesor nakazuje prześwietlić cały ośrodkowy układ nerwowy. Młoda lekarka wykonuje kolejne rezonanse i za każdym razem odkrywa kolejne guzy. Tak rozsianego nowotworu nie zobaczy jeszcze przez wiele lat, a być może nigdy. Pamięta, jak ciepły i serdeczny był to chłopak. Ojciec dwójki dzieci w trakcie doktoratu i bez szans na przeżycie. Trzeba było mu powiedzieć, że wkrótce nastąpi koniec. A gdy już nastąpił - powiedzieć o tym jego rodzinie.
Jak się coś takiego mówi?
- Przerażenie w głosie wygrywa z zaspaniem już w pierwszym "halo?"
Telefon ze szpitala o 2:00 albo 3:00 w nocy dla wielu ludzi jest zwiastunem tragedii. Pacjenci często odchodzą o tej porze.
Wtedy doktor Zębala wypowiada słowa, które z początku nie przechodziły jej przez gardło. Dosłownie. W przełyku rosła gula, która nie pozwalała przedostać się na zewnątrz ani jednej literze. Z czasem jednak zmalała. Dziś pani doktor wie, że im mniej emocji przedostanie się przez słuchawkę telefonu, tym lepiej.
- Dobry wieczór. Przepraszam, że dzwonię o takiej porze, ale mam bardzo przykrą wiadomość do przekazania. Pani mąż zmarł na moim oddziale 20 minut temu. Dzwonię po nieudanej reanimacji. Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, do samego końca, ale jego życia nie udało się uratować.
Wtedy następuje cisza, a to, co po niej, zależy od tego, czy zmarły chorował od dawna. Jeśli tak, rozmówca z wielkim smutkiem dowiaduje się, co ma zrobić i kiedy przyjechać do szpitala. Jeśli nie, cisza trwa znacznie dłużej.
- Część pacjentów po urazach głowy albo udarach trafia na mój blok przez SOR - tłumaczy doktor Zębala. - Jeśli mieszkają samotnie, rodzina często w ogóle nie wie, że ich bliski był w szpitalu. A wiadomość, że nigdy z tego szpitala nie wyjdzie, to dla nich ogromny cios. Wtedy jest dramat. Szok, cisza w telefonie i długi płacz.
DUSZA
Zdarzyło się też tak, że nie było śmierci, a pojawiły się łzy. Dziewczyna pacjenta doktor Zębali przeżywała żałobę po narzeczonym, choć ten żył i miał się dobrze.
Kilka tygodni wcześniej, wysiadając z auta, niechcący uderzyła go drzwiami. Ich ostra krawędź z impetem wbiła się w czoło chłopaka. Powstał krwiak. Zanim doktor Zębala usunęła zmianę, wykonała tomografię. Na zdjęciu pojawiły się białe plamki świadczące o niedokrwieniu komórek przy płacie czołowym odpowiedzialnym za zachowanie.
- Naruszenie komórek w tym konkretnym obszarze powoduje zmianę charakteru człowieka - tłumaczy doktor Marta. - Zwykle osoby melancholijne stają się pobudzone, a nawet agresywne. Osoby na co dzień aktywne, pobudzone, zmieniają się w melancholików i flegmatyków. Zmieniają się ich preferencje, poczucie humoru, styl bycia. Relacje z bliskimi ulegają zniszczeniu, dochodzi do rozwodów. Dziś nie pamiętam dokładnie, w jaki sposób zmienił się ten młody człowiek. Pamiętam natomiast jego narzeczoną, która stała przede mną, pytając, co ma zrobić - przecież ślub już za kilka dni. "Do szpitala trafił mój ukochany" - mówiła - "A wyszedł z niego obcy człowiek".
Doktor Zębala stanowczo zaprzecza jednak, jakoby w mózgu mieszkała dusza człowieka. I nie dlatego, że tak jej się wydaje, lecz dlatego, że kiedyś zapytała o to znajomych zakonników: czy jeśli operuje płat czołowy i pacjent zmienia swoje zachowanie, czy zmienia się również jego dusza?
Odparli, że nie. Z teologicznego punktu widzenia dusza jest niezmienna. Doktor Marta odczuła pewną ulgę. Woli operować mózgi, a nie dusze.
TERAZ
Doktor Marta Zębala siedzi w studiu nagraniowym. Otoczona przez pnącza kabli, kamery i reflektory niczym przez maszyny na sali operacyjnej, miękkim głosem opowiada śrubach, trepanach i skalpelach.
Pytam, czy neurochirurgia wpływa na to, jakim jest się człowiekiem.
- Pracujemy po 300 lub 400 godzin miesięcznie. Neurochirurgów jest bardzo mało. W dodatku część wycofuje się po pierwszych latach pracy, więc musimy sami łatać dziury grafikowe. A mimo to bardzo trudno wyprowadzić nas z równowagi. Nie znam neurochirurgów impulsywnych ani awanturujących się. Spokój nas wyróżnia. I właśnie przez spokój wybrałam ten zawód. Byłam już na szóstym roku medycyny, ale nie potrafiłam podjąć decyzji co do swojej przyszłości. W innych specjalnościach panuje większy chaos. Lekarze często wchodzą w spory, przeklinają, denerwują się. Nie pasowało mi to. Aż wreszcie trafiłam na neurochirurgię i zakochałam się. Tu jest cisza, czasem jakaś delikatna muzyka w tle i tak płyną nam godziny maksymalnego skupienia.
Nie rozmawiacie?
- Rozmowy na bloku toczą się w tle. Często w ogóle nie pamiętam, o czym przez wiele godzin rozmawiałam z instrumentariuszkami i anestezjologami. Cała nasza uwaga skupia się tylko na jednym - żeby perfekcyjnie wykonać swoją pracę. Może gdyby neurochirurgom w czasie operacji zrobiono rezonans funkcjonalny, okazałoby się, że w naszym mózgu uruchamiają się regiony zupełnie nieużywane w normalnym życiu? To trochę tak, jakbyśmy przenosili się w inny świat.
Dr nauk medycznych Marta Zębala. Absolwentka II Wydziału Lekarskiego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. W 2016 roku ukończyła studia doktoranckie na tym samym wydziale. Specjalizację w dziedzinie neurochirurgii - w Klinice Neurochirurgii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego w Szpitalu Bielańskim w Warszawie - uzyskała w 2018 r. Specjalizuje się w operacjach mózgu i kręgosłupa.