Pobity w autobusie student wygrywa batalię z MPK
Prawdopodobnie sukcesem zakończy się sprawa studenta Tomasza G., który pozwał Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacji za to, że nie zapewniło mu bezpieczeństwa podczas jazdy. Młody mężczyzna w 2005 roku w Lublinie został pobity w autobusie. Kierowca pojazdu nie zareagował w trakcie zdarzenia. MPK zaproponowało ugodę - dowiedziała się Wirtualna Polska.
18.06.2009 14:37
Sąd pierwszej instancji uznał racje poszkodowanego. MPK odwołało się i sprawa trafiła do Sądu Okręgowego w Lublinie. Apelacja została oddalona, ale ze względów formalnych sprawa musiała zostać przeprowadzona ponownie i trafiła z powrotem do Sądu Rejonowego.
W pozwie poszkodowany student dowodził, że zgodnie z przepisami prawa przedsiębiorstwo powinno zapewnić podróżnym odpowiednie warunki bezpieczeństwa, higieny oraz wygody i należytej obsługi. Dodatkowo "Regulamin przewozu osób i bagażu ręcznego pojazdami MPK Lublin sp. z o.o." zakłada, że w przypadku zagrożenia bezpieczeństwa, czy zakłócania porządku przez pasażera, może on zostać usunięty z pojazdu. Kierowca w takiej sytuacji ma prawo zawiadomić straż miejską lub wezwać policję. W szczególnych wypadkach również zmienić trasę i dojechać do najbliższego komisariatu - przypomina kancelaria reprezentująca studenta.
Pełnomocnik poszkodowanego studenta mec Jacek Świeca wystąpił o 20 tys. zł zadośćuczynienia. Tomasz G. twierdzi, że wzywał pomocy, ale kierowca autobusu linii 57, w trakcie zdarzenia w żaden sposób nie zareagował. Zainteresował się losem pobitego dopiero, gdy bandyci wysiedli na przystanku. Zaproponował poszkodowanemu, że dojadą do pętli i wtedy zawiadomi pogotowie i policję.
Na czwartkowej rozprawie przed Sądem Rejonowym w Lublinie jako pierwszy zeznawał kierowca MPK. Stwierdził, że w autobusach jest umieszczone lusterko, które ma służyć do obserwowania, co się dzieje w pojeździe, jednak widoczność jest ograniczona przez pasażerów.
Adam M., kierowca z trzyletnim stażem pracy w MPK, tłumaczył również, że prowadzący nie jest w stanie jednocześnie śledzić tego, co się dzieje w pojeździe i obserwować sytuacji na drodze. Zapewniał, że nie widział i nie słyszał, by feralnego dnia coś się w autobusie działo. Dodał również, że pasażerowie nic mu nie sygnalizowali.
Przed sądem zeznawał także kontroler ruchu MPK, który został wezwany po zajściu. Na pytanie sędziego, jakie są przepisy i jak powinien zachować się prowadzący autobus, odpowiedział, że kierowca przede wszystkim powinien skupić się na jeździe. Dodał, że w takich przypadkach, jak ten, którego dotyczy rozprawa, po zatrzymaniu pojazdu należy zawiadomić nadzór MPK i w zależności od sytuacji powiadomić policję i pogotowie.
Jak powiedział Wirtualnej Polsce radca prawny Jacek Świeca z kancelarii "Kalwas i wspólnicy", w poprzednich rozprawach MPK sugerowało, że studenta pobili jego koledzy. - To oczywista bzdura - zaznaczył. Pozwane przedsiębiorstwo - jak mówił Świeca - argumentowało również, że nie doszło do poważnego uszczerbku zdrowia.
Jeszcze przed czwartkową rozprawą przed Sądem Rejonowym MPK zaproponowało ugodę i zapłacenie 20 tys. zł zadośćuczynienia - bez odsetek, które wynoszą już 10 tys. zł. Powód zgadza się na zrezygnowanie z połowy odsetek i domaga się kwoty 25 tys. zł. Zdaniem Świecy, MPK przystanie na te warunki. Zaznacza przy tym, że jeśli tak się nie stanie, odsetki będą nadal rosły, a sprawa jest praktycznie wygrana.
Radca powiedział Wirtualnej Polsce, że z jego wiedzy wynika, iż to pierwsza tego typu sprawa w Polsce. - Sukces Tomasza G. może uzmysłowić innym pasażerom, że w przypadku, gdy zostaną poszkodowani w środkach komunikacji miejskiej, nie są bezradni i mogą dochodzić swoich praw przed sądem - zaznaczył. Przypomniał, że zajmując miejsce w autobusie, "podpisujemy" umowę z przewoźnikiem, który ma obowiązek zapewnić nam bezpieczeństwo w trakcie podróży. - Mówi o tym ustawa i wewnętrzne regulaminy przewoźników - zaznaczył Jacek Świeca.
Rzecznik MPK w Lublinie nie był dzisiaj dostępny dla Wirtualnej Polski.