Po próbie jądrowej czas na test rakiet balistycznych? Zdjęcia satelitarne wskazują, że Korea Północna szykuje się do próby, a Rada Bezpieczeństwa ONZ jeszcze nie zdążyła odpowiedzieć na poprzednią
• 6 stycznia Korea Płn. przeprowadziła próbę jądrową
• ONZ jeszcze nie odpowiedziała na test atomowy
• Tymczasem Korea Płn. planuje próbę interkontynentalnej rakiety balistycznej
• Informację podał japoński rząd
• W 2013 r. podobne próby jądrowe i rakietowe doprowadziły do kryzysu
28.01.2016 | aktual.: 28.01.2016 20:43
Korea Północna może szykować się do próby pocisku rakietowego o międzykontynentalnym zasięgu. Według doniesień południowokoreańskiej agencji Kyodo, opartych na informacjach japońskiego rządu, do testu może dojść już w nadchodzącym tygodniu.
Gotowi, do biegu, start?
Władze Japonii przeanalizowały najnowsze fotografie satelitarne, z których wynika, że reżim przygotowuje instalacje rakietowe Tonghach-ri do startu pocisku. Potwierdzają to obserwacje szpiegowskich satelitów Pentagonu, które zauważyły zwiększony ruch ludzi, osprzętu, a także zbiorniki z paliwem rakietowym. Ostatnie zdjęcia pokazują już, że miejsce startu rakiet zostało przesłonięte specjalną konstrukcją.
Z kolei ministerstwo obrony Korei Południowej ostrzegło w czwartek, że Pjongjang przeprowadzi test "raptownie" i zaznaczyło, że będzie on "zagrożeniem nie tylko dla regionu, ale także dla innych krajów". Jednak z drugiej strony resort podkreślił, że Północ nadal nie wyznaczyła stref wolnych od przelotów i żeglugi, wymaganych przy testach rakiet interkontynentalnych. Może to oznaczać, że test wcale nie jest tak blisko, jak każą sądzić doniesienia z Tokio.
Informacje o potencjalnym teście zbiegły się w czasie z dyskusją na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ, która wkrótce ma zadecydować, w jaki sposób ukarać Koreę Północną za jej czwartą próbę nuklearną, przeprowadzoną 6 stycznia. Reżim Kim Dzong Una przechwalał się, że tym razem po raz pierwszy zdetonował ładunek termojądrowy, choć eksperci bardzo ostrożnie podchodzili do tych rewelacji, biorąc pod uwagę możliwości techniczne i dotychczasowe efekty prac inżynierów Korei Północnej.
Sankcje nie przerywają pracy
Pjongjang jest już obłożony przez Zachód sankcjami za rozwijanie bojowych technologii nuklearnych i balistycznych. Stany Zjednoczone chcą, by po ostatnim teście atomowym podobnie restrykcyjne sankcje zastosował Pekin. Chiny mówią jednak jedynie o poparciu "mocnej" rezolucji RB ONZ, ale odżegnują się od rozwiązania w postaci sankcji.
Dotychczasowe rezolucje ONZ zabraniają Korei Północnej przeprowadzania testów rakiet balistycznych i prób jądrowych. Pjongjang nie stosuje się do tych restrykcji za co były na niego nakładane kolejne ograniczenia. Warto przy tym zaznaczyć, że pomniejsze testy rakiet krótkiego zasięgu uchodziły reżimowi na sucho.
Zdaniem ekspertów, Korea Północna wciąż oddzielnie rozwija program atomowy i balistyczny, co oznacza, że nie jest w stanie połączyć potencjału swoich głowic i pocisków, by finalnie wyprodukować rakietę z głowicami jądrowymi. Problemem jest miniaturyzacja tych głowic, nad którą od lat pracuje Pjongjang. Na razie bezskutecznie.
Rakietowe déjà vu
Wspomniane już przykrycie miejsca startu rakiet bardzo przypomina zdarzenia z 2012 roku, gdy osiem dni przed startem rakiety Taepodong-2 robotnicy przesłonili instalacje przed wścibskim okiem satelitów. Oficjalnie, dwa starty Taepodongów w 2012 roku były cywilne i miały wynieść na orbitę satelity. Rakiety, przemianowane przez reżim na Unha, zostały jednak zdemaskowane przez obserwatorów jako lekko zmodyfikowane Taepodongi. Korea Północna została oskarżona o zakamuflowane testy rakiet balistycznych, za co spotkały ją ostrzejsze sankcje.
Warto też przypomnieć, że testy rakietowe przeprowadzone tuż po próbie atomowej już raz wywołały poważne perturbacje na Półwyspie Koreańskim. Tak było w 2013 roku, gdy wybuchł tzw. koreański kryzys rakietowy. Wydarzenia z tamtego okresu szybko pokazały obserwatorom, że należy porzucić reformatorskie nadzieje, początkowo wiązane z Kim Dzong Unem.
W styczniu 2013 roku nowy dyktator zagroził próbami rakietowymi i nuklearnymi w odpowiedzi na rezolucje i sankcje nałożone z powodu testu rakietowego z grudnia 2012 roku. W lutym Pjongjang przeprowadził test atomowy, padały słowa o "ostatecznym zniszczeniu" Korei Południowej i wojnie z USA, reżim formalnie anulował rozejm z 1953 roku i zamknął tzw. gorącą linię telefoniczną.
W odpowiedzi "niewidzialne" amerykańskie bombowce B-2 Spirit "postraszyły" Koreę Północną, przelatując w okolicach strefy zdemilitaryzowanej. Po kolejnych dyplomatycznych przepychankach, w maju Północ testuje pociski krótkiego zasięgu. Kolejne miesiące przyniosły międzynarodowe wysiłki na rzecz zagaszenia kryzysu. Skończyło się kilkumilionową pomocą humanitarną dla komunistycznego reżimu, którą w sierpniu przeznaczył Seul.
Niezależnie od rozwoju wypadków, pomoc, sankcje i rezolucje nigdy nie wyhamowały północnokoreańskiego pędu zbrojeniowego. Pjongjang cały czas kontynuuje swoje projekty, choć jego rakiety balistyczne nadal nie "współgrają" z bojowymi technologiami atomowymi. Oprócz wspomnianych już prac nad miniaturyzacją głowic, Korea Północna marzy też o posiadaniu tzw. triady atomowej, czyli zapewnieniu możliwości ataku za pomocą instalacji naziemnych, bombowców oraz okrętów podwodnych.
(Jeszcze) nie tak straszne, jak maluje Kim Dzong Un
W grudniu ubiegłego roku Korea Północna chwaliła się przełomem. Reżimowi miało się udać odpalić pocisk balistyczny z pokładu okrętu rakietowego. W styczniu, już po próbie nuklearnej z 6 stycznia, reżim opublikował nagranie z testu SLBM (submarine launch ballistic missile - rakieta balistyczna odpalana z okrętu podwodnego).
To właśnie rakiety SLBM (submarine launch ballistic missile) uchodzą za zwieńczenie nuklearnej triady i jej najskuteczniejsze ramię. Gwarantują bowiem odwet nawet w przypadku zniszczenia naziemnych instalacji jądrowych przez wroga, co w przypadku tak skrajnie autarkicznego kraju, jakim jest Korea Północna, zapewniałoby jej dodatkowy argument do szantażowania sąsiadów.
Trudno sobie bowiem wyobrazić, by ktokolwiek chciał "zadzierać" z Pjongjangiem, wyposażonym w nuklearne pociski balistyczne, ukryte na dnie morza. Wprawdzie Korei Północnej nie udało się jeszcze zminiaturyzować głowic, ale udany test SLBM faktycznie byłby przełomem. Byłby, ponieważ obserwatorzy szybko zakwestionowali autentyczność nagrania.
Okazało się, że start rakiety KN-11 w niczym nie przypominał startów radzieckich pocisku R-27/R-29, których jest kopią. Północnokoreańska rakieta tuż po wynurzeniu pokryła się ogniem i prawdopodobnie eksplodowała (montaż nie pozwala stwierdzić tego jednoznacznie). Reżim jednak w najlepsze utrzymywał, że start był udany, a na dowód opublikował panoramiczne ujęcie, ukazujące pocisk, który szybuje w górę, przebijając obłoki. Sęk w tym, że owym pociskiem okazała się rakieta ziemia-ziemia Nodong, a samo panoramiczne ujęcie pokazywało test z 2014 roku. Co więcej, nieudana próba SLBM była przeprowadzona nie z pokładu okrętu podwodnego, a zanurzonej platformy.
To wszystko pokazuje, że Koreę Północną wciąż dzielą lata od opracowania odpowiednich technologii. Według Johna Schillinga z serwisu 38north.org, faktycznego debiutu SLBM nie należy się spodziewać przed 2020 rokiem.