Po pijaku zabił dwie nastolatki i próbował uciec
Dwanaście lat więzienia, zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych na zawsze i 100 tysięcy nawiązki dla strażaków w Gdyni - taką karę wymierzył gdański Sąd Okręgowy Zbigniewowi Gregorczykowi. Mężczyzna, były zawodowy żołnierz, jadąc po pijanemu w sierpniu 2008 roku, zabił dwie nastolatki.
07.12.2009 | aktual.: 08.12.2009 10:42
Sąd wymierzył w tej sprawie najwyższy dopuszczalny wymiar kary. Jednak wyrok jest nieprawomocny, a obrona już zapowiedziała apelację.
Tragedia z 8 sierpnia 2008 r. odbiła się głośnym echem na całym Pomorzu. Wydarzyła się około godz. 21 na drodze do Wiślinki. Padał wtedy deszcz, a Justyna z przyjaciółką Kamilą jechały skuterem do domu po skończonym dniu pracy. Nie miały jeszcze osiemnastu lat.
Gregorczyk wcześniej pił wódkę z kolegą w garażu. Usiadł za kierownicą, żeby go odwieźć na autobus. Na drodze z Sobieszewa do Wiślinki jadące skuterem dziewczyny chciały skręcić w prawo, włączyły kierunkowskaz. Gregorczyk zaczął wyprzedzać z prawej strony.
Siła uderzenia wyrzuciła nastolatki na przeciwległą stronę jezdni. Gregorczyk próbował uciekać z miejsca wypadku. Jadący za nim kierowca fiata postanowił go zatrzymać. Wyprzedził go i zajechał mu drogę. Policjanci stwierdzili u sprawcy wypadku 2,3 promila alkoholu we krwi. W poniedziałek na odczytanie wyroku przybyli bliscy Kamili i Justyny z fotografiami obu dziewcząt.
- Jeździł pijany ciągle, ale był wojskowym, wszyscy się bali, nie chcieli z nim zadzierać - mówiła babcia Kamili.
Rzeczywiście, w trakcie rozprawy wyszło na jaw, że wiele osób wiedziało o takim postępowaniu żołnierza. Przyjeżdżał do miejscowego sklepu po alkohol, zdarzało się, że nie mógł wyjść z samochodu.
Sąd nie dopatrzył się okoliczności łagodzących. Przyznanie się do winy nazwał "częściowym". Zdaniem sądu oskarżony próbował przerzucić odpowiedzialność na ofiary wypadku. Niekaralność też nie może mieć znaczenia w sytuacji, kiedy mężczyzna wielokrotnie prowadził samochód w stanie nietrzeźwym.
Prawnicy Gregorczyka złożyli wniosek o wstrzymanie tymczasowego aresztu ze względu na zły stan zdrowia ich klienta. Ich zdaniem traci on wzrok i potrzebuje specjalistycznego leczenia, które nie może odbywać się za murami aresztu. Sąd wniosek odrzucił.
Mec. Mirosław Truszkowski, obrońca Gregorczyka, zapowiedział apelację.
- Mój klient nie miał uczciwego procesu - mówił mec. Truszkowski i ma uzasadnić to twierdzenie w przyszłej apelacji.