PO ma nowe hasło kampanii: "Silna gospodarka, wyższe płace"
"Silna gospodarka, wyższe płace" - to nowe hasło PO w kampanii wyborczej. Według polityków Platformy podstawą programu ich partii jest założenie, że Polacy powinni poczuć "we własnej kieszeni" dobre dane makroekonomiczne, by móc powiedzieć: "zarabiamy więcej".
Bilbord z nowym hasłem i zdjęciem premier Ewy Kopacz został zaprezentowany na konferencji w Warszawie.
Rzeczniczka sztabu wyborczego PO Joanna Mucha podkreśliła, że prezentacja bilbordu wynika z przejścia kampanii wyborczej przed październikowymi wyborami do parlamentu w "decydujący etap", a hasło "Silna gospodarka, wyższe płace" - jak tłumaczyła - nawiązuje w bezpośredni sposób do programu wyborczego PO.
- Programu wyborczego, który opiera się na tym, żeby podnieść jakość zatrudnienia, żeby sprawić, aby wynagrodzenia, które otrzymują polscy pracownicy były wyższe - mówiła posłanka.
Jej zdaniem w ten sposób zostanie podniesiona jakość życia Polaków.- To jest nasz cel na przyszłe cztery lata. To jest nasz pomysł na gospodarkę, na reformę systemu pracy, który jest całościowy, kompleksowy. Pomysł, który nie rujnuje państwa - podkreśliła Mucha.
Wtórował jej szef sztabu PO Marcin Kierwiński mówiąc, że "przez ostatnich 8 lat rząd PO modernizował państwo", doprowadzając do skoku cywilizacyjnego. Dodał, że nadszedł czas, by "przejść na wyższy poziom".
- Czas, aby te dobre dane makroekonomiczne (...) Polacy poczuli we własnej kieszeni, aby mogli powiedzieć: "zarabiamy więcej" - dodał.
Na pytanie o ile średnio więcej Polacy będą zarabiać Mucha odpowiedziała, że kilka wariantów wyliczeń zostało przedstawionych dwa tygodnie wcześniej na konwencji PO. Dodała, że w przypadku rodziny z dwójką dzieci, w której pracuje jedna osoba "na najniższej stawce krajowej", w kieszeni zostanie ok. 5 tys. zł rocznie. - Dla rodzin, gdzie są dwie osoby pracujące, gdzie jest dwoje, troje dzieci ten uzysk (...) jest na poziomie 3, 3,5 tys. zł rocznie - zaznaczyła posłanka.
Program gospodarczy "Polska Przyszłości" został zaprezentowany 12 września na konwencji PO w Poznaniu. Premier Ewa Kopacz zapowiedziała wówczas m.in., że jeśli jej partia zwycięży w wyborach, wprowadzi zmiany w systemie podatkowym oraz jednolity kontrakt, który miałby zastąpić dotychczasowe formy zatrudnienia - zarówno umowy cywilnoprawne trwające ponad miesiąc, jak i umowy o pracę uregulowane w Kodeksie pracy.
Według propozycji PO miałby zostać wprowadzony jednolity podatek PIT, który miałby w sobie zawierać dotychczasowe składki ZUS i NFZ. Wynosiłby on w zależności od dochodów od 10 do 39,5 proc. Nowy, jednolity podatek miałby być obliczany od dochodu na głowę w rodzinie, a najniższa stawka tego podatku - 10 proc. - miałaby obowiązywać dla osób najgorzej zarabiających i płynnie rosnąć do 39,5 proc. dla najlepiej zarabiających. Zgodnie z tym pomysłem, ani pracownik, ani pracodawca nie będą już odprowadzali składek na ubezpieczenia społeczne ani zdrowotne, a należne wpłaty do ZUS byłyby finansowane bezpośrednio z budżetu państwa.
Polityk PO Dariusz Rosati tłumaczył później, że na reformach systemu podatkowego i rynku pracy zyska większość obywateli, z wyjątkiem najlepiej zarabiających, którzy żyją samotnie.
- Istotą tego programu jest to, że 97 proc. zatrudnionych uzyska wzrost dochodów netto. 3 proc. będzie miało dochody takie same lub niższe, ale dotyczy to tylko osób o najwyższych dochodach, niemających rodzin. Dlatego też reforma przyniesie zasadniczą poprawę dla tych, którzy tego najbardziej potrzebują - najmniej zarabiających i obciążonych dużymi rodzinami. W ich przypadku zysk netto w skali roku może sięgnąć nawet 5 tys. zł - wyjaśniał Rosati.
Na czwartkowej konferencji prasowej szef sztabu PO pytany był, czy poprzednia odsłona kampanii PO pod hasłem "Kolej na Kopacz" jest już nieaktualna i skończyła się fiaskiem. Kierwiński podkreślił, że akcja będzie kontynuowana, a szefowa rządu Ewa Kopacz nadal będzie podróżować po kraju.