Płk Edmund Klich: gen. Błasik pierwszy powinien powiedzieć "Chłopaki, nie lądujemy"
- Nawet gdyby piloci się upierali, to gen. Błasik pierwszy powinien powiedzieć: "Chłopaki, nie lądujemy!". Jako doświadczony pilot i przełożony powinien być rozsądniejszy. Tymczasem jego postępowanie było dokładnie odwrotne. To szokujące! - mówi w rozmowie z WP płk Edmund Klich. Były szef Polskiej Komisji Badania Wypadków Lotniczych skomentował w ten sposób doniesienia RMF FM o nowych zapisach rozmów z prezydenckiego tupolewa. Zdaniem biegłych prokuratury, w kokpicie do samego końca przebywała osoba oznaczona jako Dowódca Sił Powietrznych. Bartosz Kownacki, pełnomocnik rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej i poseł PiS, twierdzi z kolei, że "wartość opinii biegłych jest zerowa".
Przeczytaj też: Bartosz Kownacki o stenogramach ze Smoleńska: zapis opinii biegłych znałem już w styczniu 2014 r.
Jak wynika z opublikowanych stenogramów, DSP, czyli Dowódca Sił Powietrznych, wydawał polecenia załodze samolotu. Na wysokości 300 metrów mówił do pilota: "Zmieścisz się śmiało". Miał też uciszać inne osoby i nie opuścił kokpitu mimo wezwań stewardessy. Istnienie nowych odczytów zapisów z kokpitu potwierdziła Naczelna Prokuratura Wojskowa. Kapitan Marcin Maksjan zaznaczył jednocześnie, że opublikowany w mediach materiał obarczony jest różnymi nieścisłościami.
Nowa ekspertyza zawiera o ok. 30 proc. więcej słów, niż wcześniej odczytali eksperci z Krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. Sehna, i o ok. 40 proc. więcej niż jest w stenogramach Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji. Według dziennikarzy RMF, wcześniejsze badania oparte zostały na kopiach wykonanych z nieodpowiednią dla uzyskania pełnego zapisu tzw. częstotliwością próbkowania. Biegli prokuratury wykorzystali zaś własną kopię zapisu, zarejestrowaną podczas specjalnej, dodatkowej wizyty w Moskwie w lutym 2014.
Płk Edmund Klich, z którym rozmawiała WP wyraża zadowolenie, że wykorzystano nowoczesne metody do zbadania nagrania. - Nowe ustalenia tylko dobitniej potwierdzają wszystko, co mówiłem wcześniej. Byłem przekonany, że gen. Błasik był w kabinie pilotów, uznałem to pośrednio za presję, teraz okazało się, że ta presja była bezpośrednia. Trudno jednak o satysfakcję, bo odsądzono mnie od czci i wiary. Pani Błasik nazywała mnie rosyjskim szpiegiem, podobnie niektóre media - mówi z żalem.
Ewa Błasik, żona gen. Andrzeja Błasika jeszcze niedawno mówiła, że na sto procent nie było w kokpicie żadnego generała, a ona na nagraniu nie rozpoznała głosu swojego męża. - Nie dziwię się, że broni honoru swojego męża, ale nie powinna mijać się z prawdą - komentuje płk Klich.
Były szef Polskiej Komisji Badania Wypadków Lotniczych przypomina, że od początku mówił, że za katastrofę nie należy winić pilotów, ale cały system ich przeszkolenia. Smoleńsk był jego zdaniem wynikiem potężnego kryzysu w lotnictwie i postępującej degradacji 36. Specpułku. Zdaniem płk. Klicha naciski na załogę zaczęły się już na lotnisku Okęcie. Podkreśla, że przepisy pozwalały gen. Błasikowi na wejście do kokpitu, ale nie miał prawa przebywać w nim w trakcie lądowania. - Tylko tam przeszkadzał. Wywierał na załogę bezpośrednią presję, co uniemożliwiło jej podjęcie samodzielnej decyzji. Bardziej doświadczeni piloci ze Specpułku, nie patrząc na stopień i stanowisko, potrafili wypędzić z kabiny, natomiast młodzi piloci się na to nie zdobyli - wskazuje.
- To przykre, że takie naciski były wywierane przez osobę, która powinna mieć wyobraźnię. Przecież mówił to doświadczony pilot, a nie np. dyrektor protokołu dyplomatycznego. Powinien wiedzieć, czym grozi lądowanie w takich warunkach. Nawet gdyby piloci się upierali, to gen. Błasik pierwszy powinien powiedzieć: "Chłopaki, nie lądujemy!". Jako przełożony powinien być rozsądniejszy. Tymczasem jego działanie było dokładnie odwrotne. To szokująca nieodpowiedzialność! - mówi w rozmowie z WP.
Bartosz Kownacki, pełnomocnik rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej i poseł PiS, podczas konferencji prasowej stwierdził, że "opinia biegłych jest kompletnie niewiarygodna". - Stenogramy były pisane cyrylicą pod z góry ustaloną tezę. Autorem ekspertyzy jest Andrzej Artymowicz, z wykształcenia muzykolog - stwierdził.
- Te rzekomo nowe zapisy z rozmów, które ujawniło dziś radio RMF FM, znałem już w styczniu 2014 roku. Na łamach jednego z blogów w internecie pojawiła się informacja, że na wysokości 100 metrów padło sformułowanie "dochodź wolniej". Tymczasem krakowscy biegli to samo sformułowanie odczytali jako "odchodzimy na drugi krąg" - mówił Bartosz Kownacki.
Płk Klich wyraża obawę, że ujawnienie nowych faktów zaogni atmosferę wokół obchodów piątej rocznicy katastrofy. - Z ujawnieniem stenogramów można było poczekać kilka dni, ale dziennikarze, którzy do nich dotarli, chcieli być pierwsi. Takie są prawa mediów - ocenia.
Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska