ŚwiatPłatny zabójca od putinowskiego oligarchy opowiedział o swojej pracy. I nagle zniknął

Płatny zabójca od putinowskiego oligarchy opowiedział o swojej pracy. I nagle zniknął

Walerij Amelczenko przez lata pracował jako "człowiek od mokrej roboty" w służbie Jewgienija Prigożyna, potężnego oligarchy ze świty Putina. Po tym, jak opowiedział o swojej historii, zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach.

Płatny zabójca od putinowskiego oligarchy opowiedział o swojej pracy. I nagle zniknął
Źródło zdjęć: © Novayagazeta.ru
Oskar Górzyński

Historię mężczyzny opisała w poniedziałek rosyjska "Nowaja Gazieta". Amelczenko opowiedział dziennikarzowi Denisowi Korotkinowi, że był częścią prywatnej służby specjalnej prowadzonej przez Prigożyna. Prigożyn to jeden z najważniejszych ludzi rosyjskiego prezydenta, z racji swojej przeszłości jako restaurator zwany "kucharzem Putina". Z jego majątku finansowane są specjalne projekty Kremla, takie jak słynna petersburska "fabryka trolli" czy oddział najemników z grupy Wagnera, używanej przez Moskwę jako przykrywka dla rosyjskiej armii m.in. w Syrii i na Ukrainie.

Pobicia i otrucia

Z opowieści Amelczenki - popartymi zdjęciami i innymi dokumentami - wynika, że Prigożyn zajmował się także innym typem zadań specjalnych: nękaniem i zabijaniem przeciwników politycznych Kremla (i samego oligarchy). Początkowo, jego praca polegała na dość konwencjonalnych metodach. W 2013 dotkliwie pobił popularnego blogera w Soczi, który "źle pisał o Putinie" (jak się okazało, zamieścił na blogu karykaturę prezydenta). Interwencja odniosła skutek, bo ofiara natychmiast usunęła ślady swojej publicystycznej działalności.

Z momentem przyjścia nowego szefa służby, Jewgienija Guliajewa, zadania stawały się bardziej niebezpieczne. Po zatrudnieniu absolwenta farmacji Olega Simonowa, skupiono się na wykorzystaniu trucizn. Jedną z ofiar trucicieli był Paweł Mochow mąż prawniczki związanej z antykorupcyjną fundacją Aleksieja Nawalnego. Kolejną - tym razem śmiertelną - był opozycyjny bloger Siergiej Tichonow z Pskowa, zabity strzałem zatrutą rzutką.

W 2017 roku Amalczenko został wysłany do Syrii, by przeprowadzić próby trucizn na jeńcach z Państwa Islamskiego. Kiedy jednak przybył na miejsce, okazało się, że żadnych jeńców nie ma. Prigożyn wówczas rozkazał kontynuację misji mimo wszystko. W efekcie, truciznę - rozpuszczoną w soku i herbacie - przetestowano na syryjskich sojusznikach Rosjan z oddziału "łowców ISIS", którzy odmawiali walki. Przez pomyłkę, zatrutą herbatą poczęstowano też generała syryjskiej służby bezpieczeństwa. Zmarł kilka godzin później.

Zaginął w tajemniczych okolicznościach

Syria nie była jedyną zagraniczną misją Amelczenki. Zabójca został wysłany m.in. na ukraiński Majdan, opanowany przez Rosjan Donbas, czy na hiszpańską Teneryfę. O tym, co tam robił, miał opowiedzieć później. Ale nie zdążył tego zrobić. Godzinę po spotkaniu z dziennikarzem "NG" w Petersburgu 2 października, zadzwonił, mówiąc, że śledzą go dwie osoby. Połączenie się urwało, po czym Amelczenko przestał odbierać. W końcu jego telefon odebrał sąsiad Amelczenki, który oprócz telefonu pod domem znalazł także jego buty. Sam Amelczenko do tej pory nie został odnaleziony.

Amelczenko nie jest jedynym człowiekiem Prigożyna, którego współpraca z "kucharzem Putina" źle się zakończyła. Partner Amelczenki, Simonow został znaleziony martwy w wannie z butelką alkoholu. Stary przełożony Amelczenki, Andriej Michajłow, wciąż żyje, ale skończył pobity i pozbawiony majątku przez ludzi Prigożyna. Pogróżki pod swoim adresem otrzymał też dziennikarz Nowej Gaziety Korotkin. Na trzy dni przed publikacją tekstu otrzymał od anonimowego nadawcy koszyk, w którym znalazł odciętą głowę kozła.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (28)