Platforma dała się zepchnąć do narożnika
PO miała pomysł wykorzystania prezydencji, a kiedy ten nie wypalił, to zrobiła kampanię "Polacy zasługują na więcej bis". Po prostu kopiowała pomysły PiS: zobaczcie my też wam coś załatwimy. To nie może przynieść rezultatów - mówi Wojciech Jabłoński, politolog.
04.10.2011 | aktual.: 04.10.2011 08:26
Czy tegoroczna kampania Platformy była pana zdaniem przygotowana? Bo można odnieść wrażenie, że to wielka improwizacja.
– Istotnie Platforma kierowała się w tej kampanii słowami premiera z ubiegłego roku, gdzie powiedział, że nie ma z kim przegrać. A jeśli tak – pomyśleli działacze Platformy – nie ma po co się starać i napinać. Efekt był taki, że PO większość tej kampanii przespała, a PiS rozwiną propagandowe skrzydła. Dopiero pod koniec, na chybcika podjęto próbę – jak sądzę nieudaną – poprawy wyników.
Mówi pan o tuskobusie?
– Tak. Tę koncepcję ratuje fakt, że premier Tusk jest jedną z nielicznych postaci w PO, a i w polskiej polityce, która ma dar pewnego rodzaju empatii, dar łatwego operowania technikami interpersonalnymi. Zatroskana mina premiera mogła więc robić wrażenie. Ale w ostatnich tygodniach kampanii nie chodzi o to, żeby się troskać, ale żeby pokazać pewność zwycięstwa. A tą pewnością Tusk już dziś nie może epatować tak bezczelnie jak rok temu.
Może dlatego poza Tuskiem gwiazdą ostatnich tygodni jest minister Jacek Rostowski. Zaczęło się od wystąpienia w europarlamencie.
– Rostowski jest płodny, ale zastanawiam się, czy z tej politycznej płodności nie wychodzą jednak medialne potworki. Wydaje się, że Rostowski miał rozgrywać pierwotną koncepcję „kampanii zamiast kampanii" – był plan, by wykorzystać polską prezydencję, by pokazać jak rząd Tuska bryluje na europejskich salonach. I tu Rostowski miał się przydać.
Dla Rostowskiego była przewidziana inna rola?
– Tak, ale jego słowa o wojnie postawiły PO w niezręcznej sytuacji w Europie, poza tym nie wypaliła koncepcja świecenia światłem odbitym od polskiej prezydencji. Wystawianie Rostowskiego teraz w kraju na szereg konferencji, z których niewiele wynika wydaje się tylko pogrążać Platformę. Showmanem minister finansów to nie jest.
Ale jest fachowcem, który ma pokazać, że będzie dbał o to, żeby mimo kryzysu żyło nam się dobrze.
– Wszystkim. Jasne. Platformie łatwiej byłoby wykazywać troskę o finanse Europy, gdyby nie została dyplomatycznie właściwie wyłączona z procesu decyzyjnego dotyczącego strefy euro. Jeśli chodzi o sytuację w Polsce – wiele wskazuje na to, że jedyne czego się możemy spodziewać, to kolejna zwyżka VAT. O tym rząd otwarcie nie mówi, a Rostowski nie przedstawia żadnych pomysłów jak inaczej można ratować nasze finanse.
Rostowski miał chyba udowodnić, że jeśli nie PO, to nikt nie da rady kryzysowi.
– Rostowski nie potrafi żadnego pomysłu przedstawić w atrakcyjnej formie. Dlatego tylko wypełnia treścią taktykę, którą można opisać – zostawcie nas w roli zarządzających finansami publicznymi, bo jak przyjdzie bezbronna opozycja, zwłaszcza PiS, to tę wojnę nasze portfele przegrają.
Czy to może przekonać wahających się?
– Raczej nie. Generalnie Platforma przez ostatnie miesiące kierowała swoje komunikaty do twardego elektoratu, do swoich fanów. Nie potrafiła tak zgrabnie, jak w roku 2007, rozszerzyć grona swoich zwolenników. Z jednej strony nie zadziałał straszak pisowski, a z drugiej sztabowcom Platformy zabrakło pomysłów. Choćby ten koncept z tournee premiera po kraju – w myśl głównych zasad marketingu politycznego to technika na przyciąganie niezdecydowanych w końcówce kampanii. A premier musiał pojechać w głąb kraju, by paradoksalnie w ostatnich tygodniach przekonywać tych, którzy do tej pory byli przekonani do PO, a do wyborów nie chcą iść, bo kampania tej partii jest po prostu nudna.
I chyba chaotyczna. Najpierw była „Polska w budowie", potem debata o debatach, teraz kampania o 300 miliardach z Unii, hasło: „mniej czy więcej?".
– Platforma dała się zepchnąć PiS do narożnika. PO miała pomysł wykorzystania prezydencji, a kiedy ten nie wypalił, to zrobiła kampanię „Polacy zasługują na więcej bis". Po prostu kopiowała pomysły PiS: zobaczcie my też wam coś załatwimy. To nie może przynieść rezultatów.
Palikot jest dużym zagrożeniem dla Platformy?
– Palikot zabierze głosy przede wszystkim lewicy. To SLD miało być partią europejską, świecką, współczesną. Ale to się nie udało dzięki postaci Grzegorza Napieralskiego. W rankingu najgorzej zrobionych kampanii, SLD jest zdecydowanie na pierwszym miejscu. Największym sojusznikiem Palikota był właśnie Napieralski. Palikot bez wielkich pieniędzy, ani błyskotliwych pomysłów sprawił, że Napieralski zrobił mu kampanię. I Grzegorz Napieralski wywiązał się ze swojego zadania perfekcyjnie.
Ale Palikot wydał podobno około 5 milionów złotych.
– Jego kampania była tania. Bez pożytecznego głupka (w tym przypadku szefa SLD) kampania w stylu Palikota nie odniosłaby sukcesu. Częściowo taki trick udał się też Jarosławowi Kaczyńskiemu, bo na niego pracowała swoją nieskładną kampanią Platforma.
PiS ma dobrą kampanię? Jest chwalony za dwutorowość – w mediach łagodny prezes, młode dziewczyny, w terenie Macierewicz, Fotyga.
– Kampania PiS nie jest genialna, ale jest lepsza niż kampania PO. Co za tym idzie jest najlepszą kampanią w tym politycznym sezonie. I to wystarczyło. Było po drodze parę potknięć, ale to PiS narzucał tempo. Prezesowi Kaczyńskiemu udało się też unikać odpowiedzi na trudne pytania. Platforma wiła się, nie miała spójnego przekazu, więc uwaga mediów bardziej skupiała się na rządzących. Szef PiS w pełni wykorzystał prawo opozycji do obiecywania gruszek na wierzbie.
PiS wygra?
– Być może kilkoma procentami. Ale to może nie wystarczyć do zbudowania koalicji. Z PiS-em chętnie dogadaliby się i SLD, i PSL, ale jak sądzę, te partie poniosą w wyborach spore straty. Za tydzień zacznie się więc kolejne polityczne piekiełko, a w takich sytuacjach zgrabniej obraca się PO niż PiS.
Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
Kaczyński o Tusku i vice versa. On nie może być premierem, bo...