Planowany zamach na premiera Kaczyńskiego?
Biuro Ochrony Rządu otrzymało sygnał o planowanym zamachu na premiera - twierdzi tygodnik "Wprost" na swojej stronie internetowej. Informację miał przekazać Lech Grobelny, główny bohater głośnej przed laty afery Bezpiecznej Kasy Oszczędności.
11.01.2007 21:50
Biuro Ochrony Rządu potwierdza, że wzmocniona została ochrona premiera Jarosława Kaczyńskiego. Nie możemy bagatelizować żadnego takiego sygnału. W sprawie tej od początku współpracujemy z innymi służbami m.in. policją - powiedział rzecznik BOR Dariusz Aleksandrowicz.
Rzecznik rządu Jan Dziedziczak powiedział wieczorem, że wzmocniona ochrona premiera "to rutynowe działanie BOR". Dziedziczak podkreślił, że w żadnym wypadku nie była to decyzja premiera Jarosława Kaczyńskiego.
Z informacji PAP ze źródeł zbliżonych do sprawy, wynika, że Grobelny sam poinformował o zagrożeniu BOR mniej więcej tydzień temu. Od tego czasu wprowadzono zmiany w ochronie premiera - zwiększono liczbę funkcjonariuszy, zmieniono sprzęt. Zmieniła się także ochrona prezydenta, wynika to m.in. z tego, że obaj - prezydent i premier - są do siebie bardzo podobni - powiedział informator.
Według "Wprost" Grobelny twierdzi, iż na premiera wydano wyrok śmierci. Jego wykonawcą miałby być, według zeznań byłego szefa BKO, gangster o pseudonimie "Szczur". Tymczasem według śledczych bandyta ten nie żyje. Jednak Grobelny utrzymuje, że śmierć była upozorowana.
Tygodnik dodaje, że choć rewelacje Grobelnego wydają się mało prawdopodobne, służby ochraniające Jarosława Kaczyńskiego podjęły nadzwyczajne środki. Po raz pierwszy od czasu, gdy został premierem, Jarosław Kaczyński porusza się po Warszawie specjalnie osłanianą kolumną pojazdów na sygnale.
Ostrzeżenia Grobelnego to nie pierwszy w ostatnich dniach sygnał o zagrożeniu życia jednej z najważniejszych osób w państwie. W nocy z soboty na niedzielę policja zatrzymała w Warszawie 20-latka, który napisał w Internecie, że jest w stanie otruć prezydenta Lecha Kaczyńskiego w czasie ingresu abp. Stanisława Wielgusa. Ostatecznie okazało się, że był to tylko głupi żart.