Plan imigracyjny Trumpa może pogrążyć USA
• Plan imigracyjny Trumpa może się okazać bardzo kosztowny
• Deportacja od 5 do 11 mln osób, będzie kosztowała 51-67 mld dol. rocznie
• Deportacje mogą pociągnąć za sobą wzrost bezrobocia w sektorze rolniczym
• Amerykanie nie chcą wykonywać pracy imigrantów
• Bezrobocie mogłoby spowodować wzrost cen żywności
• Efektem byłby także odpływ pieniędzy z funduszów zasiłkowych i emerytalnych
• Ekonomiści szacują, że plan Trumpa, to spadek PKB o 4,6 proc. w ciągu dekady
• Plan dodatkowo pogrążyłby Meksyk, co mogłoby doprowadzić do wzrostu przestępczości transgranicznej
14.09.2016 | aktual.: 14.09.2016 14:29
Deportacja nieudokumentowanych imigrantów, budowa muru na południowej granicy oraz utrudnienia dla obcokrajowców, chcących legalnie przekroczyć granicę Stanów Zjednoczonych - to część imigracyjnej wizji Donalda Trumpa. Jego plan może okazać się dużym obciążeniem dla amerykańskiej gospodarki.
Gdyby Donald Trump mógł zrealizować swoje wyborcze obietnice dotyczące imigracji, to tuż po objęciu przez niego fotela prezydenckiego z kraju natychmiast deportowanych zostałoby około 5-6,5 milionów osób. To imigranci, którzy zostali skazani za przestępstwa, a także ci, którzy zasiedzieli się w Stanach i ich wiza straciła ważność. W sumie jednak, pod znakiem zapytania stanąłby los 11 milionów ludzi, którzy nie posiadają uregulowanego statusu imigracyjnego. Nie wiadomo, czy Trump chce ich wszystkich deportować, ale kilkakrotnie zapewnił, że za jego rządów nie mają co marzyć o szansie na obywatelstwo.
W ramach realizacji tego planu Donald Trump zapowiedział, że potroi liczbę pracowników służb imigracyjnych (Immigration Customs Enforcement, ICE) oraz utworzy specjalny oddział deportacyjny, który zajmie się imigrantami "najbardziej zagrażającymi bezpieczeństwu kraju".
- Ci, którzy zostaną złapani na nielegalnym przekraczaniu granicy będą zatrzymywani, a potem usuwani z kraju. Położymy kres amnestii i nielegalnej imigracji. Nasze przesłanie dla świata będzie takie: nie można uzyskać legalnego statusu albo obywatelstwa Stanów Zjednoczonych nielegalnie przekraczając granicę - republikański kandydat na prezydenta przypomniał podczas słynnego wystąpienia na temat imigracji w Phoenix, pod koniec sierpnia br.
To tylko część z jego pomysłów dotyczących naprawy systemu imigracyjnego kraju, ale kosztowna. Jak obliczyli eksperci z "Washington Post", deportowanie połowy nieudokumentowanych imigrantów, zwiększy roczne wydatki budżetowe kraju o 51-67 miliardów dolarów rocznie.
Większe bezrobocie i ceny
"Forbes" zwraca też uwagę na to, że deportowanie kilku milionów osób z kraju Amerykanie odczują na własnej kieszeni, bo podrożeć może wiele artykułów m.in. spożywczych, produkowanych w tym kraju. A to dlatego, że - jak szacuje Southern Poverty Law Center - co najmniej 60 proc. robotników zatrudnionych w rolnictwie to nieudokumentowani imigranci, którzy nie boją się ciężkiej pracy na roli za skromne pieniądze.
Imigranci wykonują też podobne "gorsze" prace w wielu innych sektorach. Gdy ich zabraknie, zabraknie rąk do pracy, do której Amerykanie się nie garną. Bez tanich pracowników, produkcja spadnie, a przez to ceny pójdą w górę. Importowane produkty spożywcze też raczej tańsze nie będą.
Przewidywania te potwierdzają analitycy gospodarczy. - Polityka imigracyjna Donalda Trumpa oznaczać będzie brak pracowników oraz wyższe koszty produkcji, a co za tym idzie - również wyższe ceny - szacują ekonomiści z agencji Moody's.
Donald Trump argumentuje, że chce deportować nieudokumentowanych imigrantów, żeby zapewnić miejsca pracy dla Amerykanów i poprawić ich byt. Jednak jak przewiduje agencja Moody's w najnowszym raporcie, Trump osiągnie wręcz przeciwne rezultaty. Amerykanie nie będą się kwapić, żeby przejąć miejsca pracy zwolnione przez deportowanych imigrantów - bo są to często ciężkie i mało płatne posady. Wielu Amerykanów straci zatrudnienie. Szukając pracowników na amerykańskim rynku pracy, firmy będą musiały zwiększyć oferowane zarobki i nie będzie ich stać na utrzymanie tak wielu pracowników jak dotychczas, tym bardziej, że ich dochody spadną, bo z rynku zniknie kilka milionów konsumentów.
Choć kręgi konserwatywne o tym nie mówią, ale nieudokumentowani imigranci oprócz tego, że swoją pracą wspierają gospodarkę amerykańską, często płacą podatki, w ten sposób utrzymując szkoły, policję, a także kurczący się fundusz świadczeń socjalnych, z którego wypłacane są emerytury oraz niektóre zasiłki. Szacuje się, że imigranci bez papierów zafundowali Amerykanom nawet 10 proc. ich funduszu socjalnego, przy czym sami nie kwalifikują się to tych świadczeń. Gdy ich zabraknie, w amerykańskiej emerytalnej skarbonce zrobi się jeszcze większa dziura.
Moody's szacuje, że jeżeli Trumpowi udałoby się zrealizować swój plan i w ciągu ośmiu lat deportować wszystkich 11 milionów nieudokumentowanych imigrantów bezrobocie zwiększyłoby się do 5,7 proc. w pierwszym roku jego prezydentury, a do 2021 ceny wzrosłyby o 4,1 proc. Po dziesięciu latach produkt krajowy brutto spadły o 4,6 proc., a średnie zarobki, które teraz kształtują się na poziomie 44 tys. dol. zmniejszyłyby się do 42 tys. dol.
Trudniej będzie o wizę
Jeżeli Trump wygra i będzie mógł zrealizować w pełni swoją wizję systemu imigracyjnego, to zdobycie legalnej wizy do USA stanie się trudniejsze, szczególnie dla obywateli tych krajów, które zdaniem amerykańskiej administracji "nie są w stanie przeprowadzić skutecznej weryfikacji kandydatów do wjazdu do USA". Na celowniku na pewno znajdą się kraje Bliskiego Wschodu, kraje muzułmańskie, ale też mogą tam trafić kraje np. prowadzące współpracę z tym regionem.
Trump zapowiedział ograniczenie kwot wizowych oraz wyeliminowanie części ośrodków wydających wizy. Wszystko po to, by ograniczyć legalną imigrację do Stanów Zjednoczonych, bo - zdaniem kandydata - liczba imigrantów w kraju jest zbyt wysoka. Pew Research Center szacuje, że w porównaniu z obecnie obowiązującymi przepisami, posunięcie to doprowadziłoby przed 2065 r. do zredukowania legalnej imigracji do Stanów Zjednoczonych o co najmniej 30 milionów. Byłby to też pierwszy taki krok od czasów, gdy imigrację ograniczył Kongres po I Wojnie Światowej.
Tymczasem imigranci, którzy przyjeżdżają do Stanów - na legalnych wizach - jako turyści, tymczasowi pracownicy czy w celach osiedlenia się, od wieków przyczyniają się do rozwoju gospodarczego, społecznego oraz kulturalnego tego kraju. Zamknięcie lub ograniczenie im możliwości przyjazdu, będzie miało takie same konsekwencje gospodarcze jak deportowanie tych, którzy już w USA mieszkają.
"Zamiast zaproponować rozwiązania, Trump podsyca atmosferę nienawiści w stosunku do imigrantów, którzy przyczyniają się do budowania naszego kraju. Proponowany przez Trumpa plan dotyczący imigrantów wcale nie rozwiązuje problemów amerykańskiego systemu imigracyjnego, który już dawno powinien był zostać zreformowany. Bez reformy kraj ten nie może w pełni gospodarczo wykorzystać obecności imigrantów - pisze w "Huffington Post" Hector Sanchez, dyrektor organizacji wspierającej Latynosów Labor Council for Latin American Advancement.
Mur gwarantem bezpieczeństwa?
Dla Donalda Trumpa imigranci to potencjalni przestępcy. Podczas swoich wystąpień, by podkreślić, jak są niebezpieczni, zaprasza rodziny Amerykanów, którzy padli ofiarami przestępstw dokonywanych przez nieudokumentowanych imigrantów. Sieje też strach wśród wyborców przed Latynosami oraz muzułmanami, którym najchętniej zabroniłby wjazdu do Stanów.
Przestępcy oczywiście zdarzają się wśród imigrantów, tak samo jak w każdej innej grupie społecznej. Przy czym liczne badania na obcokrajowcach mieszkających w USA, np. te przygotowywane przez Immigration Policy Center, wskazują na to, że tak naprawdę są oni trzy do pięciu razy są mniej skłonni do popełniania przestępstw niż Amerykanie, bo wiedzą, że mają o wiele więcej do stracenia i nie chcą wpaść w ręce wymiaru sprawiedliwości. Dowodzi o tym także to, iż imigranci stanowią o wiele mniejszy procent więźniów niż przestępcy, którzy się urodzili w USA albo to, że wraz z potrojeniem się liczby imigrantów w latach 1990-2013, liczba poważnych przestępstw, takich jak zabójstwa czy gwałty, w kraju spadła o 48 proc.
Dla zwiększenia bezpieczeństwa oraz zapanowania nad nielegalną imigracją, która rzeczywiście jest problemem na południowej granicy USA, bo tamtędy przedostają się rocznie tysiące ludzi, Donald Trump chce zbudować szczelny mur na granicy z Meksykiem, za który południowy sąsiad ma zapłacić. Pomijając to, że nie wydaje się realnym zmuszenie Meksyku do opłacenia budowy muru i wygląda na to, że Ameryka będzie musiała pokryć koszty tego mulitimiliardowego przedsięwzięcia, to może się ono okazać nie tak skuteczne, jak się to Trumpowi wydaje.
Obecnie granicę z Meksykiem już chroni wysoki na 30 stóp płot, strażnice, drony oraz różnego rodzaju czujniki. Wystawienie płotu i wykorzystanie różnych technologii nie powstrzymało mieszkańców zza południowej granicy od przekraczania jej w sposób nielegalny. Tamtędy odbywa się też przemyt np. narkotyków, choć ten w dużej mierze przeszedł do podziemi. Od 1990 r. straż graniczna wykryła około 200 tuneli, za każdym razem po fakcie, czyli po tym jak został do końca wydrążony i co najmniej kilkakrotnie wykorzystany.
Wykrywacze ruchu, kamery z noktowizorami oraz drony mocno poprawiły bezpieczeństwo południowej granicy, ale funkcjonariusze przyznają, że nie wiedzą i nie są w stanie ustalić, ile takich tuneli jeszcze jest pod granicą oraz ile jest w trakcie budowy.
Trump niedawno zapewniał, że gdy on zostanie prezydentem, to funkcjonariusze zajmujący się ochroną granic będą mieli do dyspozycji najlepsze technologie, które pozwolą na wykrycie podziemnych przejść, które są w budowie i powstrzymanie przemytników. Jednak, jak pisze "New York Times", problem, z którego Trump nie zdaje sobie sprawy, polega na tym, że takie technologie nie istnieją, mimo że rząd amerykański wydał już setki milionów dolarów na ich stworzenie. Eksperci twierdzą, że jeszcze minie dobrych kilka lat zanim zostaną opracowane.
Problemy gospodarcze Meksyku
Jeżeli Donaldowi Trumpowi uda się skutecznie uszczelnić południową granicę i deportować kilka milionów nieudokumentowanych imigrantów, to ucierpi na tym gospodarczo południowy sąsiad Stanów Zjednoczonych. Meksykanie, którzy pracują za granicą, głównie w USA, w ubiegłym roku wysłali do swojego kraju prawie 25 miliardów dolarów. To więcej niż Meksyk, który jest 12 największym na świecie eksporterem ropy naftowej, uzyskuje z tytułu jej wydobycia.
Pieniądze, które Meksykanie wysyłają swoim krewnym są poważnym źródłem kapitału napędzającego gospodarkę tego kraju - wydawane są na szkoły, domy oraz podstawowe potrzeby konsumenckie. Gdy to źródło wyschnie, Meksykowi może grozić kryzys, szczególnie w takiej sytuacji, jaka ma miejsce teraz, gdy wartość peso spadła do rekordowych poziomów, ceny ropy są coraz niższe, a Amerykanie kupują mniej samochodów, które - w dużej mierze produkowane są w Meksyku.
Jeszcze większe problemy gospodarcze Meksyku z kolei oznaczać mogą nasilenie się problemu z nielegalną imigracją oraz przemytem narkotyków dla Stanów Zjednoczonych.