"Płaczą, że w Kirgistanie nie będzie amerykańskiej bazy"
W kącie na targu w Kirgistanie Tatiana
sprzedaje używane T-shirty, które ma od personelu pobliskiej
amerykańskiej bazy lotniczej.
Trzej synowie Tatiany pracują w bazie jako budowlani. Była zaszokowana, gdy dowiedziała się, że rząd Kirgistanu postanowił zamknąć bazę Manas - ważny ośrodek przerzutowy dla żołnierzy i sprzętu USA i NATO do Afganistanu, lecz także główne źródło dochodu dla wielu mieszkańców tych okolic.
- Bez Amerykanów będzie bardzo trudno - mówi Tatiana rozkładając bawełniany T-shirt z napisem "Cleveland, 1863". - Wszystkie nasze pieniądze pochodzą z bazy - dodaje. Tatiana, mówi, że z bazy często oddawano odzież miejscowym - charytatywnie. Wiele osób, jak mówi kobieta, czasem odsprzedawało te rzeczy, by związać koniec z końcem.
Wokół bazy działającej od roku 2001 w tym biednym poradzieckim kraju rozkwitła cała lokalna gospodarka, w tym taka działalność czarnorynkowa jak ta, którą zajmuje się Tatiana - pisze agencja Reutera.
Oficjalnie baza zatrudnia 650 miejscowych do prac budowlanych, remontowych i do sprzątania, lecz o wiele więcej ludzi pośrednio korzysta na obecności bazy. Miejscowi pracownicy zarabiają w bazie ok. 10.000 somów (245 dolarów) miesięcznie, czyli dwukrotnie więcej niż średnia krajowa.
Waszyngton płaci co roku 17,4 mln dol. za bazę Manas - pisze agencja Reuters dodając, że ogólna pomoc USA dla Kirgistanu wynosi rocznie 150 mln dol., co stanowi relatywnie znaczącą sumę w wynoszącym 4 mld dolarów PKB.
Planowane zamknięcie bazy przypadło na ciężki czas dla Kirgistanu już zmagającego się z następstwami światowego kryzysu finansowego, gdyż zaczynają wysychać źródła pieniędzy przysyłanych do ojczyzny przez Kirgizów pracujących za granicą, głównie w Rosji.
Przedstawiciel kirgiskiej opozycji Alikbek Jekszenkułow uważa, że zamknięcie amerykańskiej bazy będzie mieć poważne następstwa dla Kirgizów, głównie dla zatrudnionych w bazie.
W okolicy bazy mieszka około 10.000 ludzi. Mieszkańcy jednej z wiosek, która też nazywa się Manas, obawiają się, że zamknięcie bazy doprowadzi do wzrostu przestępczości.
- Przed przybyciem Amerykanów w okolicy nie było pracy" - mówi 49-letnia Orumkuł Ajmenowa. - Wielu młodych zajmie się przestępczym procederem, bo nie będzie nic innego do roboty - dodaje Kirgizka.
Rząd Kirgistanu zapewnia, że uczyni wszystko, by pomóc tym, którzy stracą pracę z powodu zamknięcia bazy.
Są jednak i tacy, którzy cieszą się z tego, że Amerykanie sobie pójdą, im bowiem przypisują zanieczyszczanie środowiska, zniszczenie gruntów uprawnych i wynikające stąd problemy zdrowotne.
- Z powodu Amerykanów wszystkie zasiewy są zniszczone, drzewa pożółkły, ludzie zaczynają tracić włosy - mówi stary wieśniak wygrażając pięścią. - Już dawno trzeba było zamknąć bazę - dodaje.