ŚwiatPjongjang schodzi pod wodę. Rakiety balistyczne na okrętach podwodnych - fakt czy propaganda?

Pjongjang schodzi pod wodę. Rakiety balistyczne na okrętach podwodnych - fakt czy propaganda?

W sierpniu 2014 roku amerykański serwis internetowy The Washington Free Beacon, powołując się na źródła wywiadowcze, ogłosił sensacyjną wiadomość na temat próby uzbrojenia przez Koreę Północną jednego z posiadanych przezeń konwencjonalnych okrętów podwodnych w rakiety balistyczne. Czy mamy tu jednak do czynienia z realnym faktem i nowego rodzaju zagrożeniem dla stabilności regionu, czy raczej z elementem walki informacyjnej i przykładem celowego zaciemniania obrazu sytuacji?

Pjongjang schodzi pod wodę. Rakiety balistyczne na okrętach podwodnych - fakt czy propaganda?
Źródło zdjęć: © PAP | KCNA

Komunistyczny reżim Korei Północnej mógłby się pochwalić imponującymi osiągnięciami w dziedzinie dezinformacji i walki propagandowej, jednak najpierw musiałby oczywiście przyznać, iż dezinformacja jest dezinformacją. W odniesieniu do rakiet balistycznych i broni jądrowej za przykłady potwierdzające tego rodzaju działania mogą posłużyć pociski średniego zasięgu typu Musudan, rzekomo międzykontynentalne KN-08 (znane również jako Hwasong-13) lub program jądrowy - w tym wypadku tak naprawdę wciąż nie wiadomo, czy w posiadaniu dynastii Kimów znajdują się operacyjne głowice nuklearne, czy też jedynie "urządzenia" jądrowe, nadające się wyłącznie do testów.

Makiety w służbie reżimu

Wspomniane musudany oraz KN-08 były dotychczas co najmniej kilkukrotnie prezentowane światu przy okazji licznych parad i manewrów bądź też rzekomo przygotowywane do startu podczas równie licznych okresów zaognienia sytuacji na półwyspie. Dotychczas jednak żaden z wymienionych pocisków nie był testowany w locie, a wielu ekspertów wręcz wątpi w ich operacyjny status (dotyczy to zwłaszcza mobilnego ICBM KN-08). Korzyści tego rodzaju działań są oczywiste - jakkolwiek wyolbrzymione i absurdalne wydawać by się mogły osiągnięcia reżimu, działają one na jego korzyść, to znaczy muszą być brane pod uwagę zarówno przez amerykańskich, jak i południowokoreańskich planistów wojskowych, a przede wszystkim decydentów politycznych reagujących na posunięcia Pjongjangu.

Niejednoznaczność jest dla Kimów tarczą okresu pokoju i gardą, za którą chowają się, ilekroć jego zachowanie, w skutek ich własnych działań, staje pod znakiem zapytania. Tego rodzaju funkcje mogą jednak spełniać systemy, o których w zasadzie nic nie wiadomo, a nie takie, które na pewno istnieją, ale ich testy zakończyły się fiaskiem. Samo przygotowywanie musudana do startu skutkuje podniesieniem stanu gotowości bojowej amerykańskich, południowokoreańskich i japońskich jednostek obrony przeciwrakietowej. Pocisk jest i musi być traktowany jako operacyjny przez agencje wywiadowcze. Czy zatem warto ryzykować nieudane odpalenie? Północnokoreański program balistyczny jest wprawdzie bardzo zaawansowany, ale jego fundament stanowią przede wszystkim kolejne modyfikacje i wersje scuda oraz oznaczona jako KN-02 kopia rosyjskiej toczki.

W przypadku pocisków międzykontynentalnych postępy nie są tak imponujące. Wprawdzie próba utożsamianej z balistycznym taepo dongiem rakiety nośnej typu Unha z grudnia 2012 roku powiodła się, był to jednak już piąty test tych pocisków, lecz dopiero pierwszy udany. Co więcej, mimo że wyniesiony na orbitę satelita niedługo później uległ zniszczeniu, KRLD nie podejmuje prób umieszczenia w przestrzeni kosmicznej jego następcy. Może to potwierdzać teorię, iż ryzyko niepowodzenia związane z kolejnym startem unhy przewyższa potencjalne korzyści, wynikające z udanej próby. Podczas powtarzających się "pokazów siły" reżimu odpalane są głównie scudy i wywodzące się z nich no-dongi, których liczba, jak się szacuje, oscyluje w przedziale 600-1000. Nowe typy rakiet pojawiają się zaś na paradach… Czy zatem jest prawdopodobne opracowanie przez północnokoreańskich naukowców pocisku balistycznego odpalanego spod wody (SLBM) oraz nosiciela dla niego?

Golf i SS-N-6

Musudana i KN-08 łączy nie tylko status pocisku widma, lecz również, prawdopodobnie, wspólny pierwowzór - radziecki SS-N-6. Ten opracowany w połowie lat sześćdziesiątych XX wieku pocisk średniego zasięgu (ok. 2400 km) na ciekły materiał pędny stanowił uzbrojenie atomowych okrętów podwodnych typu Yankee I, a jego zmodyfikowana wersja była testowana na konwencjonalnym Golfie-IV. Ostatni z okrętów klasy Yankee I został skreślony ze stanu rosyjskiej floty w 1996 roku.

Moskwa zaprzecza, by kiedykolwiek sprzedawała te rakiety do KRLD, kwestionuje również techniczną możliwość ich ewentualnej modyfikacji na pociski bazowania lądowego, jednak z uwagi na pewne podobieństwa konstrukcyjne część ekspertów zakłada, iż taka sprzedaż miała miejsce. Co więcej, autorzy Free Beacon, powołując się na depesze ujawnione przez portal WikiLeaks, dowodzą, iż SS-N-6 stał się protoplastą pocisków nie tylko koreańskich, lecz także irańskiej rakiety nośnej Safir. Współpraca obydwu państw, zarówno w dziedzinie programu balistycznego, jak i prawdopodobnie jądrowego, pozostaje tajemnicą poliszynela. Powstaje jednak pytanie: w jakim stopniu jest prawdopodobne, by komuniści po co najmniej 20 latach od pozyskania pocisku i jego modyfikacji (?) do wersji lądowej zdecydowali się wrócić do korzeni i przystosować go do odpalania spod wody?

Oczywiście można założyć, iż dopiero posiadanie broni jądrowej czyni opłacalnym operowanie podwodną modyfikacją systemu, którego oryginał charakteryzował się średnim uchybieniem kołowym (CEP) na poziomie 1,9 km, jednak wciąż brakuje dowodów na to, by reżim dysponował głowicami nuklearnymi do pocisków balistycznych. Co więcej, nawet gdyby takie głowice istniały, to umieszczenie ich na okręcie podwodnym byłoby niezwykle ryzykowne, zarówno pod względem militarnym, jak i politycznym. Politycznym, bowiem oddawałoby nadzór nad bronią w ręce kapitana jednostki i (lub) oficera politycznego; militarnym zaś, gdyż umieszczenie jednej bądź kilku nielicznych przecież głowic (szacunki wywiadów mówią o kilku, maksymalnie dziesięciu ładunkach) na jednostce, której przeżywalność w warunkach bojowych byłaby bliska zeru, oznaczałoby de facto ich szybkie wyeliminowanie ze strategicznych kalkulacji.

W tym miejscu należy poświęcić kilka słów okrętom podwodnym, które mogłyby pełnić funkcję nosicieli (potencjalnych) pocisków balistycznych. Choć stan posiadania przez KRLD tego typu jednostek jest szacowany nawet na ponad 70 sztuk, większość z nich (40-50) stanowią małe okręty typu Song, służące do przewozu grup dywersyjnych oraz zwalczania jednostek nawodnych uzbrojeniem torpedowym (prawdopodobnie to właśnie jeden z tych okrętów zatopił w 2010 roku południowokoreańską korwetę Cheonan), ponad 20 kolejnych należy do radzieckiej klasy Romeo i jej chińskiej wersji 033, cztery zaś do klasy Whiskey - reprezentują więc poziom technologiczny przełomu lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku.

Według informacji zamieszczonej w "Jane’s Fighting Ships", Korea Północna przejęła na początku lat dziewięćdziesiątych około 40 okrętów wycofanych z marynarki radzieckiej (rosyjskiej). Wśród nich miały się znajdować także jednostki typu Golf, a więc jedyne, oprócz klasy Zulu V, seryjnie produkowane okręty o napędzie konwencjonalnym, będące nosicielami rakiet balistycznych. Teoretycznie jest więc możliwe, iż Koreańczycy postanowili na nowo wyposażyć i przywrócić do służby jednostkę tego typu, być może korzystając przy tym z pomocy Chin, które opracowały i zbudowały własną modyfikację golfa (typ 031) do testowania pocisków balistycznych JL-1 i JL-2. Wciąż jednak dostrzegalne korzyści z tego ograniczają się do dezinformacji i propagandy, nie przekładają się jednak na wartość operacyjną. Hałaśliwy golf byłby łatwym do namierzenia i zniszczenia celem dla amerykańskich, japońskich i południowokoreańskich jednostek, a jego wyeliminowanie stałoby się pierwszym zadaniem marynarek wojennych tych państw. W aspekcie
technologicznym należy również podkreślić, iż nawet mimo ewentualnego skopiowania pocisku klasy SLBM, jego wprowadzenie do służby bez wcześniejszych testów w wypadku Korei Północnej należy uznać za niemożliwe do wykonania. Chińczycy, których program i doświadczenia związane z budową pocisków balistycznych są bez wątpienia bardziej zaawansowane niż w przypadku KRLD, wciąż mają problemy z uzyskaniem przez pocisk JL-2 gotowości operacyjnej, a JL-1 w istocie nigdy takiego statusu nie osiągnął. Nawet Rosjanie, pomimo pół wieku doświadczeń w konstruowaniu rakiet odpalanych spod wody, w wypadku swojej Buławy wciąż borykają się z licznymi problemami.

Kierunek morze

Południowokoreańskie media poświęciły niewiele miejsca rewelacjom amerykańskiego serwisu. Cytowani przez agencje informacyjne i kilka dzienników przedstawiciele resortu obrony i marynarki wojennej byli w tej kwestii bardzo sceptyczni. Podkreślali, iż północny sąsiad nie dysponuje ani odpowiednich rozmiarów okrętem, ani systemami naprowadzania dla pocisków SLBM. Cienia przypuszczeń na temat prób opracowywania przez KRLD quasi-boomerów na próżno szukać w corocznych ocenach zagrożeń Defence Intelligence Agency czy raportach biura sekretarza obrony dla Kongresu. Skomentowania doniesień portalu odmówił rzecznik Pentagonu, ograniczając się jedynie do stwierdzenia, iż USA oczekują od Korei Północnej większej transparentności w kwestiach militarnych, która pozwoliłaby na obniżenie poziomu napięć w regionie. Powtórzmy zatem pytanie: czy jest prawdopodobne, by Pjongjang podjął dezinformacyjną grę na nowym polu?

W ostatnich miesiącach komunistyczny reżim kilkukrotnie testował odpalane z lądu pociski przeciwokrętowe KN-01, rzekomo wydłużając przy tym ich zasięg. W telewizji zaprezentowano nowy typ pocisku przenoszonego przez okręty nawodne, łudząco podobny do rosyjskiego Kh-35 Uran (SS-N-25), Kim-Dzong-Un zaś dał się sfotografować na kiosku okrętu podwodnego typu 033, gdy podczas rejsu "udzielał załodze wskazówek odnośnie do zasad nawigacji". Wejście w posiadanie okrętu podwodnego zdolnego do odpalenia rakiet balistycznych dobrze wpisywałoby się w powyższy schemat wzmacniania wizerunku (bo niekoniecznie potencjału) floty. Co więcej, o ile na potrzeby zewnętrzne byłoby to działanie ukierunkowane na Stany Zjednoczone i Republikę Korei, o tyle własnemu społeczeństwu można by zaprezentować je również w kontekście dorównywania Chinom. Według Office of Naval Intelligence jeszcze w tym roku na pierwszy operacyjny patrol ma wyjść jeden ze strategicznych okrętów podwodnych klasy Jin.

Dziś trudno jednoznacznie stwierdzić, czy Koreańczycy z północy faktycznie postanowili poszerzyć gamę podejmowanych działań o charakterze dezinformacyjno-propagandowym, czy mieliśmy na przykład do czynienia z błędną analizą amerykańskich danych wywiadowczych. Jedno wydaje się pewne - na obecnym poziomie rozwoju technologicznego Pjongjangu szanse na ujrzenie operacyjnego północnokoreańskiego boomera są równie realne, jak na ujrzenie jednorożca.

Rafał Ciastoń, "Polska Zbrojna"

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (214)