PiS "zawłaszcza Polskę"? W praktyce robi to samo, co poprzednicy
W ostatnich tygodniach narasta krytyka wobec Prawa i Sprawiedliwości, które zdaniem wielu "zawłaszcza Polskę". W świetle niektórych decyzji, na pewno można mówić o przerzucaniu swoich ludzi do różnych spółek i instytucji, ale tak naprawdę problemem nie są działania PiS, a raczej schemat, który powtarza się zaraz po zmianie władzy. Bo w ciągu ostatnich 15 lat zawsze po wyborach rozpoczyna się karuzela, podczas której wymieniane jest kierownictwo wszędzie tam, gdzie to możliwe.
13.12.2015 | aktual.: 14.12.2015 10:58
Te "czystki" dzieją się bez względu na ocenę dotychczasowej pracy konkretnego prezesa, szefa - widać to było na przykładzie Andrzeja Klesyka, który niepodzielnie rządził w PZU przez 8 lat i był często chwalony przez ekspertów. Do przejęcia są setki instytucji - od różnego rodzaju agencji działających przy poszczególnych ministerstwach, przez telewizję publiczną po molochy jak Orlen czy Tauron.
Prawo i Sprawiedliwość także wpisuje się w ten schemat - do stycznia 2016 roku ma w planach zakończyć "swoje porządki". Karuzela rozpoczęła się w ostatnim tygodniu. Jeszcze przed nią, unikając odwołania, prezesi m.in. PKP czy Giełdy Papierów Wartościowych sami złożyli rezygnacje. Odwołano już szefostwo Energi, Enei, Tauronu czy PZU, a w kolejce są rady nadzorcze i prezesi kolejnych spółek, w których udziały ma ministerstwo Skarbu Państwa.
Losu wcześniej wymienionych nie podzielą raczej - wbrew schematowi - Ci, którzy mają stanowiska w tak ryzykownych branżach jak górnictwo. Na razie nic nie wskazuje na to, że posadę straci np. Krzysztof Sędzikowski, szefujący Kompanii Węglowej.
Co z mediami?
Podobne przemieszania będą mieć miejsce w Telewizji Polskiej, Polskim Radiu czy Polskiej Agencji Prasowej. Jak poinformował Krzysztof Czabański, pełnomocnik rządu ds. zmian w mediach publicznych, nowe przepisy nie tylko zmienią zasady ich funkcjonowania, ale sprawią, że przestaną one podlegać Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. W zamian będą odpowiadać przed Radą Mediów Narodowych, której członków będzie mianował Sejm, Senat i prezydent. W efekcie, tam też należy spodziewać się trzęsienia ziemi.
Po mediach i szeroko pojętym biznesie, zapewne przyjdzie czas na wszystkie agencje, działające przy ministerstwach. I tak naprawdę, nikogo takie działania nie powinny dziwić. Bo jak Polska długa i szeroka, gdy tylko dochodzi do zmiany władzy, politycy w pierwszej kolejności biorą się właśnie za takie "porządki". Trochę według myśli Niccolo Machiavelliego, że "krzywdy powinno się wyrządzać wszystkie naraz, aby krócej doznawane, mniej tym samym krzywdziły". I wszystko wskazuje na to, że nawet po likwidacji Ministerstwa Skarbu Państwa - co zapowiada PiS - niewiele się zmieni.
Czystki SLD i PiS z 2005 roku
Cofając się do roku 2001, po przejęciu władzy przez SLD, przemeblowaniu przewodził głównie Wiesław Kaczmarek, ówczesny minister skarbu. Od razu, bo w ciągu trzech miesięcy, zaczął wymieniać zarządy i rady nadzorcze spółek, a wszystko to tłumaczył "porządkami po AWS". Najczęstszym zarzutem nowego obozu były wysokie wynagrodzenia dla prezesów, zdaniem SLD niewspółmierne z osiąganymi wynikami prowadzonych przez nich spółek.
Nominaci SLD byli mocno polityczni - spore zamieszanie wywołało odwołanie Andrzeja Lipki, prezesa PGNiG, o którym Kaczmarek zdecydował dopiero po tym, jak Aleksander Gudzowaty napisał protest wobec jednej z decyzji Lipki. A na miejsce szefa PGNiG wskoczył związane ze spółkami Gudzowatego Michał Kwiatkowski.
Karuzeli zmian za rządów SLD uniknęły media publiczne - powołany na prezesa TVP Robert Kwiatkowski przetrwał co prawda zmianę władzy, ale w 2004 roku, po tzw. aferze Rywina podał się do dymisji. Z kolei następca Kwiatkowskiego, Jan Dworak, przetrwał tylko do 2006 roku - w 2005 w wyborach zwyciężyło Prawo i Sprawiedliwość i w maju zastąpił go Bronisław Wildstein.
PiS w 2005 roku, tak samo jak SLD, obstawiał stołki swoimi ludźmi - wtedy zapowiadali, że odbierają "układowi" spółki i stanowiska, by na ich miejsce powołać fachowców. Schemat jednak powielili, bo oprócz fachowców, stanowiska zdobyli partyjni nominaci. Wtedy też po raz kolejny (tak jak SLD wobec AWS), opozycja wykorzystała to politycznej walki. A Platforma jeszcze przed wyborami w 2007 roku zapowiadała, że "wyczyści" związanych z PiS urzędników, członków zarządów i prezesów.
Platforma w natarciu
- Trzeba jak najszybciej przywrócić we wszystkich spółkach Skarbu Państwa elementarny porządek. Stanowiska będą obsadzane nie z klucza politycznego, a liczyć się będą przede wszystkim kompetencje menedżerów - mówił w 2007 roku Sławomir Nowak z PO, wówczas jeszcze tylko poseł. W swoim pierwszym expose Donald Tusk deklarował "zakończenie politycznego procederu zawłaszczania spółek".
Mimo zapowiedzi, Platforma zrobiła to samo. Według "Pulsu Biznesu" tylko w latach 2007-2012 łącznie 428 działaczy PO, członków ich rodzin i znajomych, zasiadało w państwowych spółkach i instytucjach. Wśród nazwisk, które się tam pojawiają można znaleźć byłych ministrów (Zbigniew Derdziuk i Aleksander Grad) i 11 wiceministrów.
PO łaskawiej potraktowała jednak media publiczne - Andrzej Urbański, prezes TVP z nadania PiS, dotrwał do grudnia 2008 roku. Później zaczęła się spora karuzela w Telewizji Polskiej, obowiązki prezesa pełnili Bogusław Szwedo i Tomasz Szatkowski, później stanowisko piastował Romuald Orzeł.
To, jak daleko sięgają polityczne czystki, widać bardzo dobrze po działaniach PO tuż po wyborach w 2007 roku. Wydawać by się mogło, że w całej tej powyborczej akcji chodzi o naprawdę wysokie stanowiska. Tak jednak nie jest. 15 grudnia 2007 roku, ledwo dwa miesiące po wyborach, Platforma Obywatelska spojrzała na Dolny Śląsk i... odwołała wiceprezesa Karkonoskiej Agencji Rozwoju Regionalnego. To - jak pisały wówczas lokalne media - była pierwsza decyzja tego typu w regionie Jeleniej Góry. Miejsce Andrzeja Skowrona zajął związany z PO Franciszek Dawidzionek.