PiS resetuje rozmowy z Brukselą. Rząd szykuje się do kolejnej rundy rozmów ws. KPO
Po wyroku TSUE w Kancelarii Premiera i Ministerstwie Spraw Zagranicznych nie widać przesadnego niepokoju. Urzędnicy i politycy zajmujący się relacjami z UE przekonują, że wyrok w Polskę nie uderzy. Premier na marginesie szczytu w Brukseli ma rozmawiać o odblokowaniu funduszy dla Polski i projektach ograniczających działanie Izby Dyscyplinarnej.
17.02.2022 18:29
Czy PiS za wszelką cenę będzie dążyło do kompromisu z UE? Wątpi w to politolog prof. Antoni Dudek. - Gdyby tak było, to Jarosław Kaczyński postawiłby pod ścianą Zbigniewa Ziobro i powiedział mu: "panie Zbyszku, albo pan natychmiast przestaje sabotować nam porozumienie z Brukselą, albo won z rządu". Tak się nie dzieje, bo Kaczyński chce utrzymać rząd większościowy. Prezes PiS liczy na to, że Bruksela wreszcie zmięknie. Na kompromis na pewno liczy premier Morawiecki - mówi Wirtualnej Polsce prof. Dudek.
Politolog ma wrażenie, że sam wicepremier Kaczyński do kompromisu z Brukselą na tym etapie jeszcze nie dojrzał. - Będzie wciąż przeciągał linę. Do momentu, gdy w końcu nie zacznie się od niego odwracać umiarkowany elektorat - mówi nam prof. Dudek.
Ekspert przewiduje, że poważne ruchy w obozie rządzącym mogą zacząć się wtedy, gdy poparcie dla PiS zmniejszy się do poziomu niższego niż 30 proc. - Prezes nie będzie chciał do tego dopuścić, zatem wiele jeszcze może się zmienić - dodaje politolog.
Polityczny teatr
Zbigniew Ziobro domaga się "resetu" relacji z Unią Europejską po wyroku TSUE. Minister sprawiedliwości w rozmowie z Polsat News przyznał, że zaapeluje do prezydenta Andrzeja Dudy o zwołanie Rady Gabinetowej (w składzie prezydent plus ministrowie) w sprawie stanu relacji między Polską a UE.
Jaka będzie odpowiedź głowy państwa? - Negatywna - mówi osoba z jego otoczenia. - Najpierw ludzie Ziobry walą w prezydenta jak w bęben za próby rozmrożenia kontaktów z Brukselą, później nazywają go zdrajcą, a teraz chcą spotkania, bo to im pasuje do ich gry? Nie ma szans. To premier z prezydentem kreują politykę zagraniczną polskiego państwa, a nie paru posłów z partii koalicyjnej - słyszymy z okolic Pałacu.
- Teraz jest czas na działanie szefa rządu. To w Brukseli będzie decydować się przyszłość unijnych funduszy. Dajmy Kancelarii Premiera pracować, a nie róbmy teatrzyków - podkreśla polityk PiS bliski Mateuszowi Morawieckiemu.
Po wyroku TSUE: mimo wszystko spokój
Celem mechanizmu "pieniądze za praworządność" - twierdzą politycy bliscy premierowi - ma być wyłącznie ochrona budżetu Unii Europejskiej.
Rządowi urzędnicy przekonują, że do Polski nie było i nie ma żadnych zastrzeżeń w sprawie wydawania środków unijnych - a do tego, zdaniem polskich dyplomatów, ma odnosić się głośny wyrok TSUE. Biorą oni jednak pod uwagę możliwość, że Komisja Europejska w przyszłości może chcieć rozszerzać sens mechanizmu "pieniądze za praworządność" na inne obszary - i naciskać w tej sprawie na polski rząd. I m.in. o tym właśnie premier Mateusz Morawiecki ma rozmawiać z najważniejszymi przedstawicielami unijnych instytucji na marginesie szczytu Rady Europejskiej, który rozpoczął się w czwartek w Brukseli.
- Na pewno wrócimy do rozmów o konkluzjach szczytu RE z grudnia 2020 roku - mówią nieoficjalnie urzędnicy rządowi. I wciąż podkreślają, że tamte konkluzje - wynegocjowane przez premiera Morawieckiego - nie powinny stwarzać zagrożeń dla Polski.
- Podzielając wszystkie zastrzeżenia dotyczące tego rozstrzygnięcia TSUE i łamania unijnych traktatów, decyzja o oddaleniu skargi w swoim uzasadnieniu zawiera jednak kilka stwierdzeń, które potwierdzają ustalenia zawarte w konkluzjach posiedzenia Rady Europejskiej z grudnia 2020 roku - uważa europoseł PiS Zbigniew Kuźmiuk.
Podkreśla, że we wspomnianym uzasadnieniu znalazło się między innymi następujące stwierdzenie: "rozporządzenie ma na celu ochronę budżetu UE i to jedynie w przypadku, gdy w państwie członkowskim dojdzie do naruszenia zasad państwa prawnego, które wpływa lub stwarza poważne ryzyko wpływu na prawidłowe wykonanie budżetu". - W ten sposób konkluzje grudniowego szczytu Rady, dotyczące mechanizmu warunkowości, które, jak krytycznie wtedy podkreślano, nie miały mocy prawnej, teraz już ją mają, bo zostały zawarte w uzasadnieniu rozstrzygnięcia TSUE - tłumaczy europarlamentarzysta PiS.
Zdaniem polskich dyplomatów mechanizm "pieniądze za praworządność" - opierając się na konkluzjach ze szczytu z 2020 roku i wyroku TSUE - nie może wprost odnosić się do zmian, jakie rząd wprowadza w wymiarze sprawiedliwości. Mechanizm - podkreśla strona polska - może dotyczyć jedynie ochrony budżetu UE poprzez odpowiednie wydawanie środków unijnych przez kraje członkowskie.
Gdyby Komisja Europejska - mówią rządowi dyplomaci - chciałaby mechanizm warunkowości rozszerzyć poza wypracowane ponad rok temu konkluzje, musiałaby uzyskać poparcie 55 proc. państw członkowskich reprezentujących przynajmniej 65 proc. ogółu ludności. O takiej możliwości mówił zresztą minister ds. europejskich Konrad Szymański, zaznaczając przy tym, że takie poparcie byłoby bardzo trudne do uzyskania. Gdyby tak się stało, rząd może zaskarżyć takie działania do… TSUE. I powoływać się na wąską interpretację rozporządzenia, która ograniczałaby się do ochrony budżetu UE.
- Sytuacja jest złożona i skomplikowana, ale paradoksalnie dzięki temu rząd ma więcej możliwości działania na polu prawno-dyplomatycznym - mówi nam polityk z obozu władzy zorientowanych w unijnych mechanizmach. Podkreśla, że w najbliższym czasie Komisja Europejska ma przygotować wytyczne dla praktycznego stosowania rozporządzenia "pieniądze za praworządność" i wtedy dopiero okaże się, jakie intencje przyświecają urzędnikom KE.
- Nasze intencje są dobre, dlatego z otwartymi głowami przystępujemy do kolejnego etapu rozmów z Komisją - mówi nam polityk z otoczenia premiera.
Morawiecki tłumaczy ustawy
Nieoficjalnie można usłyszeć, że w obozie władzy do niedawna były jeszcze pokusy, żeby od razu - po wyroku TSUE - iść na zwarcie z unijnymi instytucjami.
Taką konfrontacją na pewno byłoby orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej, który w środę - w dzień publikacji wyroku TSUE - miał ocenić mechanizm "pieniądze za praworządność". TK jednak sprawę odroczył, zgodnie z oczekiwaniami rządu, który nie chciał rozpalać emocji przed szczytem Rady Europejskiej.
To w Brukseli właśnie premier Morawiecki - po raz pierwszy - ma tłumaczyć szefowej KE i przewodniczącemu RE sens ustaw ograniczających działalność Izby Dyscyplinarnej SN zaproponowanych przez PiS i Pałac Prezydencki.
- Wcześniej o projekcie z Ursulą von der Leyen rozmawiał prezydent Duda i stworzyło to dobry grunt do dalszych rozmów z szefową Komisji Europejskiej - mówi nam nasze źródło z rządu.
Taki też cel miał sam prezydent, który przyznał, że projekt, który składa, "ma dać polskiemu rządowi narzędzie do zakończenia sporu z Komisją Europejską i odblokowania środków z Krajowego Planu Odbudowy".
Premier ma przekonywać unijnych decydentów do kilku kluczowych założeń projektów proponowanych przez obóz rządzący. Po pierwsze: projekty albo likwidują Izbę Dyscyplinarną (projekt prezydencki), albo wyłączają z jej kompetencji ocenę i karanie sędziów (projekt PiS). - To wprost realizacja wyroku TSUE z ubiegłego roku - przekonują urzędnicy z otoczenia premiera.
Po drugie - co zdaniem polityków PiS także jest kamieniem milowym - projekty umożliwiają powrót do pracy zawieszonych sędziów, którzy wcześniej byli karani za kierowanie tzw. pytań prejudycjalnych czy wydawane orzeczenia (projekty obozu władzy takie kary wykluczają, co jest wprost realizacją oczekiwań Komisji Europejskiej).
Histeria czy fakty
Jak pisała Wirtualna Polska, na bazie dwóch projektów - prezydenckiego i partyjnego - ma powstać jeden, rozwiązujący główne problemy, o jakich od wielu miesięcy mówi Komisja Europejska, odmawiając nam odblokowania funduszy unijnych.
Premier Morawiecki ma przekonywać Brukselę, że mimo ostrego sprzeciwu Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry, zmiany legislacyjne na poziomie parlamentu zostaną wprowadzone - tak, by doprowadzić do kompromisu i odblokowania środków UE w ramach Funduszu Odbudowy.
Jak pisaliśmy w WP, wicepremier Jarosław Kaczyński dał sygnał do łagodzenia tonu w obozie władzy. W wywiadzie dla Polskiego Radia 24 prezes PiS rytualnie skrytykował działania UE, ale - jak na siebie - zrobił to w dość umiarkowany sposób. Tak przynajmniej twierdzą politycy PiS, którzy wymieniali między sobą uwagi na temat przekazu prezesa.
Kaczyński odniósł się też dość łagodnie do słów Zbigniewa Ziobro, który - po wyroku TSUE - oskarżył premiera Morawieckiego o popełnienie "historycznego błędu" w związku ze zgodą na konkluzje Rady Europejskiej dotyczące mechanizmu "pieniądze za praworządność".
- Histeria "ziobrystów" znów stawia premiera w roli umiarkowanego polityka, który zamiast krzyczeć, woli negocjować - mówi osoba bliska Morawieckiemu. Rozmówca WP przypomina - nie bez złośliwości - że to nikt inny jak była wiceminister sprawiedliwości Anna Dalkowska jako pierwsza mówiła o konieczności niespełniającej swojej roli likwidacji Izby Dyscyplinarnej, a robiła to przecież pod skrzydłami Zbigniewa Ziobry.
"Ziobryści" - jak pisaliśmy po ogłoszeniu wyroku TSUE - podkreślają, że po ich stronie nie ma żadnej "histerii", a wyłącznie suche fakty. Urzędnicy Ministerstwa Sprawiedliwości twierdzą, że wyrok TSUE oznacza otwarcie drogi do arbitralnego odbierania Polsce unijnych funduszy pod byle pretekstem. A na to - ich zdaniem - miał się zgodzić na szczycie RE w grudniu 2020 roku sam premier Mateusz Morawiecki.
KPRM na razie ignoruje te zaczepki. Wiceszef MSZ Paweł Jabłoński w środę przekonywał jedynie, że "zapisy, które wywalczył w grudniu 2020 roku premier Morawiecki na szczycie w Brukseli, zabezpieczają Polskę przed arbitralnym odbieraniem środków".
Na tym "wymiana ognia" się kończy. Prezes PiS dał swoim ludziom sygnał: nie atakować się nawzajem. - Dziś Jarosław jest wicepremierem ds. bezpieczeństwa w koalicji - mówią jego współpracownicy.
PiS zapowiada, że mimo wyroku TSUE będzie dążyło do porozumienia z Komisją Europejską.
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl