PublicystykaPiotr Sokołowski: Wojna o gimnazja czy o dusze uczniów?

Piotr Sokołowski: Wojna o gimnazja czy o dusze uczniów?

Neutralność światopoglądowa państwa i jego instytucji, czyli również szkoły to podstawa nowoczesnego państwa demokratycznego, idea ta wynika z umysłowego postępu ludzkości. PiS chce nas cofnąć do wcześniejszego stadium rozwoju, gdy rządzący uważali, że mają monopol na określanie, który światopogląd jest słuszny, a który nie. PiS chce tę neutralność w wypadku szkoły naruszyć - to kolejny filar demokracji, po wymiarze sprawiedliwości, na który dokonuje się zamachu. Oczywiście nie jest tak, że do tej pory szkoła była zupełnie neutralna światopoglądowo, ale w tym wypadku nie można na sprawę patrzeć zero-jedynkowo. Była neutralna dużo bardziej, niż będzie, jeżeli PiS spełni swoje zamiary.

Piotr Sokołowski: Wojna o gimnazja czy o dusze uczniów?
Źródło zdjęć: © PAP | Tytus Żmijewski

Jesteśmy w trakcie reformy edukacji, przez niektórych zwaną deformą. Wraz z likwidacją gimnazjów pojawia się pomysł, aby wzmocnić rolę socjalizacyjną szkoły, tak by ta nie ograniczała się jedynie do wpajania wiedzy z danych przedmiotów, ale też określonego systemu wartości, zwanego przez PiS „patriotycznym”. Piątkowy strajk to również walka o to, żeby naszym uczniom nie prano mózgów, przeciw ich indoktrynacji.

Idąc logiką protestujących, można by te zapędy do zmian nazwać raczej deformatorskimi, bo mają one na celu cofnąć szkolnictwo o co najmniej kilkadziesiąt lat, o ile nie do XIX w. Jest jednak druga strona medalu, którą zwolennikom opozycji, szczególnie spod sztandarów KOD, trudno dostrzec. Niestety pustka ideowa z czasów rządów PO zbiera swoje żniwo. Ludzie zaczynają łaknąć, żeby ich życie opierało się na czymś więcej niż zapewnieniu sobie pożywienia i wygodnego mieszkania. Tę pustkę niczym narkotyk dla spragnionego miłości wypełnia PiS. Sprawy ideowe czy światopoglądowe mają ogromny wpływ na obecną rzeczywistość, nie można udawać, że nie są ważne, bo i tak będą obecne, z tym że w wynaturzonej formie, szczególnie u ludzi młodych, czego objawem są koszulki z nacjonalistycznymi motywami i ogromne poparcie dla ultraprawicy. Nawiasem mówiąc, odzież „patriotyczną” ciężko nie określić jako zwyczajnie nacjonalistyczną, czego dowodem bezsprzecznie jest to, że nigdy nie zawiera elementów walki z faszyzmem, zawsze z komunizmem.

Za czasów wcześniejszych rządów, szkoła również nie była do końca neutralna w sprawach światopoglądowych. Wszak neoliberalny system wartości, polegający na tym, że przedsiębiorczość jest najwyższą cnotą, jaką może mieć człowiek, a pieniądze są tej cnotliwości objawem, był bezsprzecznie obecny. W moim przypadku skończyło się to na podstawówce. Być może wówczas zachłyśnięcie kiczowato-cynicznymi latami 90., w których prym wiedli nowobogaccy, minęło. Ja te lata wspominam jako czasy totalnego bezguścia i to w szerszym znaczeniu - nie tylko ubioru czy architektury, ale takim bardziej Herbertowskim. Tak, to była zdecydowanie dekada ludzi bez smaku, którzy w dodatku stwierdzili, że chcą być tego smaku czy gustu arbitrami.

Piszę o tym dlatego, że teraz mamy efekty w postaci tabunów młodych ludzi, którzy chcąc tę ideową pustkę wypełnić, łapią się jedynej widocznej dla nich opcji, czyli mocno nacjonalizującego „patriotyzmu”. Można ich w pewnym sensie zrozumieć, zawsze to lepsze niż złoty Rolex jako cel życia. Cały ten „system wartości” z, jak to ujął Wojciech Orliński, paździerzowych lat 90. był przedstawiany jako nowoczesność, jednak nowe to było chyba tylko dla Polaków, a postępem, czyli zmianą na lepsze, mógłby to nazwać tylko głupiec.

Nie znaczy to oczywiście, że zgadzam się z PiS-em. Po prostu zafascynowanie nacjonalizmem u młodzieży ma swoją przyczynę. Teraz łatwiej będzie młodzież przekonać, że nacjonaliści to więksi bohaterowie niż AK (która była armią oficjalną), bo walczyli z komunizmem, a nie nazizmem. Lewica i liberałowie zdecydowanie nie odrobili w tym względzie lekcji, chociaż w tym pierwszym przypadku można chociaż powiedzieć, że się starali.

Tylko czekać aż zmiany w nauczaniu dotkną studiów wyższych. Z tej okazji warto sobie zadać pytanie, jak i czy w ogóle szkoła czy uczelnia ma wychowywać? To pytanie jest konieczne i nie ma nic wspólnego z pustym teoretyzowaniem, bo dotyczy praktycznej przyszłości naszych dzieci. Nauczanie jest oparte na jakimś światopoglądzie, nawet jeżeli tego nie widzimy. Praktycznie zawsze wpaja, często w ukryty sposób, jakiś system wartości. Często tego nie zauważamy, bo wpajane myślenie wydaje nam się oczywiste. Ale kiedyś też oczywistym było, że nauczyciel ma prawo bić ucznia - teraz już nikt tak nie myśli. Poprzedni rząd chciał wszystkich wychować na przedsiębiorców, obecny na ślepopoddańczych janczarów. Czy nie czas, aby zapytać, jak wychować uczniów na wolnych, samodzielnie myślących obywateli?

Pomijam tu oczywiście kwestie związane z dyscyplinami naukowymi, czy przedmiotami, takimi jak chemia czy historia, chociaż w tym drugim przypadku również ciężko uciec od jakiegoś powiązania z systemem wartości. Chodzi mi tu o szeroko pojęte kształtowanie dorosłego obywatela, jak chcą jedni, albo łamanie kręgosłupów uczniów czy studentów i wtłaczanie im do głów jedynie słusznego systemu wartości, jak nazywają to drudzy. Oczywiście to łamanie kręgosłupów wcale nie musi się odbywać poprzez stosowanie kar typu klęczenie na grochu, czy bicie linijką po rękach. Ten sam efekt można osiągnąć dużo bardziej subtelnymi metodami, bardziej psychologicznymi, tak że mogłoby się wydawać, iż uczeń czy student z własnej woli przyjmuje pewne poglądy. Jednak niezależnie od metod jest to tresura umysłów, bo stawia ucznia czy studenta w sytuacji bez wyjścia, jeżeli ma on być rozliczany nie za wiedzę, lecz wyznawany światopogląd, czy system wartości.

Nie jestem zatem przeciwny każdemu wpajaniu wartości przez szkołę. Nie jestem też za tym, aby ograniczyła się jedynie do nauki tego, co jest w programie nauczania. Podstawowymi wartościami jakie szkoła czy uczelnia powinna wpajać, są szanowanie granic drugiego człowieka oraz jego wolności. Zwie to się fachowo tolerancją albo po prostu szacunkiem dla drugiego człowieka. To wartość uniwersalna, niezależna od kultury.

Wszystko to oczywiście może prowadzić do paradoksów, wszak niejeden zamordyzm powstał na wcześniej wspomnianych wartościach. No bo jak uczniowi coś wpoić, nie naruszając jego granic i pozwalając mu samodzielnie myśleć? Skąd pewność, że samodzielnie dojdzie do wniosków, do których chcemy, żeby doszedł? Otóż nie ma takiej pewności i nie o to w tym wszystkim chodzi. Nie jest celem, by samodzielnie przyznał rację nauczycielom, bo jeżeli to przyznanie im racji jest jego jedynym wyjściem, ciężko tu mówić o jakiejkolwiek samodzielności. Dlatego strzeżmy się też przed zamordyzmem liberalnym, który jest chyba jeszcze gorszy, bo odbierając wolność, wmawia, że tę wolność daje. Przecież nie ma jednego słusznego schematu życia. Tak się składa, że różni ludzie różne rzeczy uważają za uniwersalne wartości i to jest niezaprzeczalny fakt.

Szkoła czy uczelnia nie powinna tylko edukować w zakresie przedmiotów czy dyscyplin naukowych. Nie powinna też narzucać, np. za pomocą wychowania patriotycznego, jedynie słusznej wizji świata. Nauczyciel ma prowokować do samodzielnego myślenia, a nie myślenie tłamsić. Ma uczyć samodzielnego szukania prawdy w oparciu o autorytety, które jednak nie powinny w tym poszukiwaniu go wyręczać. Bo skąd wiadomo, że starsze pokolenia są najmądrzejsze? Dlaczego młode pokolenie ma myśleć jak starsi? A może to właśnie młodzi mają rację, jak to nieraz w historii bywało? Przecież cały postęp polega na niezgadzaniu się z uznanymi autorytetami. Gdyby nie pozwalać młodym wychodzić poza schematy i kazać myśleć, tak jak my myślimy, nie zeszlibyśmy z drzew, a już na pewno nie wzbilibyśmy się w powietrze. To samo tyczy się postępu umysłowego ludzkości, który jest moim zdaniem dużo ważniejszy.

Piotr Sokołowski dla WP Opinie

Piotr Sokołowski - absolwent socjologii na Uniwersytecie Wrocławskim, publicysta (publikował m.in. w "Rzeczpospolitej", "Dzienniku Gazecie Prawnej", "Przeglądzie").

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)