PolskaPiotr Czerwiński: Polska reklama, czyli cudowne oczyszczenie

Piotr Czerwiński: Polska reklama, czyli cudowne oczyszczenie

Dzień dobry Państwu albo dobry wieczór. Przed lekturą skonsultuj się z barmanem, księdzem, i seksuologiem oraz żoną sołtysa, gdyż każdy felieton niewłaściwie przeczytany może być przyczyną owsików, a także wywołać halucynacje, przedstawiające Donalda Tuska w psychodelicznym negatywie. Zaleca się lekturę po jedzeniu, ze względu na właściwości oczyszczające. Obowiązkowo należy popić i to ostro, w przeciwnym razie wystąpią dalsze omamy. Czytając felietony z naszej serii bierzesz udział w losowaniu atrakcyjnych nagród, w którym w ogóle nie bierzesz udziału. Aż pięćdziesiąt procent niniejszego felietonu jest za friko, a następne pięćdziesiąt za koko, a pół procenta tego friko idzie na wsparcie moralne naszych piłkarzy. A teraz jadziem.

Piotr Czerwiński: Polska reklama, czyli cudowne oczyszczenie
Źródło zdjęć: © WP.PL | Łukasz Szełemej
Piotr Czerwiński

Jeśli przyjąć założenie, że rynek reklamy odzwierciedla potencjał popytu, można podejrzewać, że Polska jest krajem lekomanów i nieuleczalnych hipochondryków, nie mogących żyć bez najnowszego telefonu komórkowego i koszmarnie drogiego samochodu, który można spłacać przez dziesięć lat i którego cena zawsze kończy się na dziewięćdziesiąt dziewięć. Nie mam za często do czynienia ani z Polską, ani z polską telewizją, toteż dawkowanie sobie jednego i drugiego w odstępach wielomiesięcznych, głównie w okresach dowolnie wybranych świąt Wielkiego Żarcia i Picia, skłania mnie ku wnioskowi, że przeciętny współczesny Polak zmienia komórkę na nową statystycznie, co dwa tygodnie, jedząc w tym czasie magiczne pigułki, które ułatwią mu przejedzenie, następnie jedząc magiczne pigułki, likwidujące wzdęcia po przejedzeniu, następnie jedząc pigułki, które pozwolą mu się wypróżnić, co z kolei wymusza konieczność zjedzenia pigułek umożliwiających ponowne zjedzenie pigułek, a także pigułek, dzięki którym można jeść pigułki, bo
przecież wiadomo, że to wszystko chemia i w ogóle bardzo niezdrowe świństwa. Nie wspominając o potrzebie zażycia pigułek koniecznych do picia, aczkolwiek to temat rzeka, bo przecież obejmuje wszystkie etapy tej jakże ważnej dla każdego Polaka czynności, włączając przygotowanie do picia, picie, zwracanie i inne skutki uboczne, a także rekonwalescencję wątroby, a wszystko to przecież wymaga jedzenia odpowiednich pigułek, których istnienie uświadamia Polakowi wynalazek telewizyjnej reklamy.

Aha koszmarnie drogi samochód, zapomniałem o koszmarnie drogim samochodzie. To chyba ma wywoływać frustrację, by pojawiły się wzdęcia i niestrawności, a to z kolei ma wywołać kupno pigułek, w tym również szerokiej gamy środków kojących nerwy, dla osób spłacających wyśrubowane raty kredytu, a także oczywiście lekarstw wspomagających wątrobę, w przypadkach ludzi zapijających frustrację nadmiernymi ilościami sfermentowanych drożdżowców, czyli we wszystkich przypadkach, po prostu.

Myślę sobie, że najwyraźniej ludzie tego wszystkiego chcą, bo przecież gdyby nie chcieli, nikt by im na siłę nie wciskał wszystkich tych fantastycznych wynalazków na wypróżnianie, ułatwianie wypróżniania, utrudnianie wypróżniania i innych próżności. A także coraz to nowszych komórek i samochodów nieosiągalnych dla portfela.

Chociaż z drugiej strony, wciska im się od lat różne rzeczy, na przykład to, że jak na kogoś zagłosują, to od razu będzie im lepiej, a oni w ciemno łykają to, jak nie przymierzając jakieś cudowne pigułki, które niczego nie leczą, choć skutecznie maskują narastające objawy.

Tak oczy owak, w dalszym ciągu stosując się do reguły mówisz-masz, myślę, że historia polskiej reklamy telewizyjnej minionego dwudziestolecia świetnie odzwierciedla historię polskiej mentalności. Za komuny wynalazek ten był nieznany, aczkolwiek między programami pokazywano czasem plansze reklamujące różne formy świadomości socjalistycznej, w rodzaju potrzeby oszczędzania energii albo materiałów, albo innych rzeczy, których obowiązkowo brakowało. Z tamtej epoki pochodzi hasło "Oszczędzają bogaci - i nam się opłaci" i faktycznie, ciułanie i magia wytwarzania czegoś z niczego, jako żywo charakteryzuje tamte czasy i ówczesne nastawienie Polaków do życia.

Pierwsze lata "Nowego, Wspaniałego Świata" przyniosły nieustającą reklamę Prusakolepu, gdyż była moda na odrobaczanie, połączone z histeryczną komputeryzacją, przy czym komputer był tak drogi i tak niepotrzebny zwykłemu śmiertelnikowi, że pokazywanie go w reklamach telewizyjnych mogło mieć co najwyżej wartość moralizatorską, mającą pokazać nam, że po obaleniu reżimu mamy w tym kraju komputery. Które Ameryka odkryła i nareszcie są w Polsce, oczywiście. Całości dopełniała goła baba w wodospadzie, reklamująca dezodoranty męskie i to istotnie było odbiciem świeżo odkrytych potrzeb nowego, lepszego Polaka ery kapitalistycznej.

Potem przyszedł okres jeszcze większego zachłyśnięcia Ameryką i wyzwolonym stylem życia, polegający na wzmożonej konsumpcji coli i regularnym kupnie dżinsów, które przecież trzeba było w czymś prać, stąd osobny trend na wzajemnie konkurujące reklamy zwykłych proszków, trwający przez lata i w rzeczy samej spójny z ideologią czystości oraz odrobaczania.

Później przyszły gorsze czasy, gdyż okazało się, że kapitalizm nie polega na płynięciu rzeczonej coli rzekami, a dżinsy tak czy owak spierają się do białości w cudownych proszkach, zaś robaki jak były, tak są. Lud powziął, więc decyzję postawienia na piwo bezalkoholowe, które było dostępne tylko w browarze, ponieważ ludzie w Polsce lubią rzeczy trudno osiągalne. Potem, gdy samo picie już nie wystarczało, pojawiła się reklama tanich linii lotniczych, które pozwoliły na opuszczenie kraju za symboliczną złotówkę.

Dziś Polak musi mieć nową komórkę, by dzwonić do rodziny za granicą oraz górę leków na trawienie, by ukoić swoje trzewia zmasakrowane bezalkoholowym piwem i swój umysł skołatany nieodwzajemnioną miłością do kapitalizmu. Marzenia zostawił sobie tylko w postaci samochodu, którego cena, podobnie jak przyjmowane dawki wspomnianego piwa, jest mocno wygórowana. Przecież trzeba mieć jakiś cel w życiu.

Mam wrażenie, że w Irlandii, choć tendencje trochę inne, to jednak prawidłowość przenikania się nastrojów z reklamą dokładnie taka sama. Siedem lat temu reklamowano fundusze powiernicze dla osób, które nie wiedziały, co zrobić z forsą. Dziś reklamuje się akcję społeczną "Drinkaware", mającą uchronić mieszkańców tego kraju przed zapiciem się na śmierć. A zmęczone życiem gospodynie domowe zachwalają supermarkety, w których można zaoszczędzić dwadzieścia centów na chlebie.

Najbardziej ekscytująca jest w tym wszystkim wizja przyszłości. Przyszłość jest w niej tak punk rockowa i tak niewyobrażalna, że nie istnieje.

Dobranoc Państwu.

Z Dublina, specjalnie dla Wirtualnej Polski, Piotr Czerwiński Kropka Com

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (85)