ŚwiatPiotr Czerwiński: Polacy powinni uczyć się od Irlandczyków optymizmu

Piotr Czerwiński: Polacy powinni uczyć się od Irlandczyków optymizmu

Dzień dobry Państwu albo dobry wieczór. Irlandzka drużyna może i przegrała na Euro, ale jej kibice dla odmiany wygrali, stając się legendą tych mistrzostw. Irlandzka prasa poświęca temu faktowi więcej miejsca niż wszystkim pozostałym wydarzeniom, włączając Kongres Eucharystyczny, kryzys, Angelę Merkel, braci Jedward oraz samą piłkę, która stałą się w tej historii marginalnym tematem, niegodnym przejmowania. A teraz jadziem - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Piotr Czerwiński.

Piotr Czerwiński

Dzień Zielonej Armii

Mistrzostwa Europy w piłce kopanej można uznać za zakończone: wygrali je irlandzcy kibice. Irlandia jest najwyraźniej jednym z niewielu państw Europy, które mają jeszcze kibiców, zajmujących się kibicowaniem. W dzisiejszych czasach ten gatunek jest na wymarciu. Mam nadzieję, że zdołali zaszczepić w Polsce chociaż trochę swojego legendarnego irlandzkiego optymizmu, bo z pewnością nad Wisłą się przyda. Co prawda osiągają ten optymizm poprzez umiarkowane nadużywanie piwa, ale cóż, wszystko ma swoją cenę. Znam takie nacje, które za pomocą nadużywania osiągają wyżyny pesymizmu, więc nie wiem co jest gorsze. Tak czy owak irlandzka drużyna wróciła do domu cichaczem, temat jej popisów został zamknięty, ale 25-tysięczna rzesza kibiców z Irlandii, zwana tutaj "Zieloną Armią" wraca do domu w glorii i chwale.

Każda gazeta, dziennik telewizyjny i portal internetowy zamieszcza peany na cześć Zielonej Armii. Jej członkowie, po przetrzeźwieniu, a także przed przetrzeźwieniem, udzielają wywiadów, opowiadając, jak wygląda Polska, a także podkreślając, że mistrzostwa były naprawdę udane. Przegraną z Hiszpanami w wysokości 0:4 nie przejęli się za bardzo. Jak wiemy, odśpiewali 10-minutową wersję "The Fields Of Athenry”, po czym poszli imprezować. Wciąż mieli dobry humor. Jeden z kibiców powiedział reporterowi telewizyjnemu, zapytany o opinię na temat przegranego meczu i eliminacji z turnieju: "No cóż. Może się to panu wydać dziwne, ale wciąż uważam, że mamy wielkie szanse na wygranie tych mistrzostw”. Nie przestawał się przy tym uśmiechać, podobnie jak pozostałych 25 tysięcy jego kolegów, którzy zalali potem Gdańsk, próbując opanować każdy bar w mieście, zostawić tam resztę złotówek i ogłaszać swoje radosne poglądy. Dziennikarzom wyjaśniali, że wesoło jest być Irlandczykiem, I za to ich kocham, moi drodzy Państwo. Jako
Irol jedną nogą przyznaję, że ma to może i jakieś złe strony, ale choćby się waliło i paliło, ten naród nie jest zdolny do paniki i umie się cieszyć nawet z dupereli. Nawet komentatorzy sportowi w irlandzkiej prasie piszą, że Euro 2012 było bardzo ważnym wydarzeniem dla Irlandii. Jeszcze nigdy tak wielu ludzi nie pojechało stąd tak daleko na taką gigantyczną popijawę. Slainte!

Piłka w grze

Innym efektem ubocznym tego wydarzenia jest nagła popularność piłki nożnej wśród tutejszej młodzieży, która najwyraźniej poprzysięgła sobie, że może chociaż nowe pokolenie nauczy się w nią grać na przyzwoitym poziomie. Toteż zamiast hord małolatów dzierżących zwykle kije do hurlingu widuję teraz w mojej okolicy nastolatków kopiących piłkę. Nawet dzieci sąsiadów kopały piłkę przez cały ubiegły weekend na podjeździe przed domem, a z czasem dołączyli do nich także rodzice. Szło im zupełnie nieźle, myślę że z Hiszpanią w ubiegły czwartek daliby sobie radę. Z braku właściwych boisk do futbolu wykorzystuje się do tej gry każdy skrawek ziemi, który się do tego nadaje, włączając także skrawki nienadające się, jak parkingi samochodowe, osiedlowe ulice, większe chodniki, a także trawniki. Brakuje także fachowych bramek, ale do tego celu świetnie nadają się rowery i samochody.

O drużynie piłkarskiej i jej meczach się nie mówi, ponieważ nie ma o czym. Wszyscy są przekonani, że odtąd bardziej będzie się opłacało kupować bilety do kina, ponieważ kupowanie biletów na mecz jest irracjonalne.

Pisarze i handlowcy

Są na szczęście dziedziny, w których Irlandczykom wiedzie się trochę lepiej niż w piłce nożnej, na przykład pisarstwo. Dopiero mieliśmy tu festiwal "Bloomsday" poświęcony "Ulissesowi", a w ostatni weekend 111 irlandzkich pisarzy biło rekord Guinnessa równolegle czytając na głos swoje książki, nieprzerwanie przez 28 godzin. W lipcu rusza cały festiwal pisarzy, w jego ramach "Writer Idol", o którym wspomniałem tydzień temu. Dzienniki prześcigają się w konkursach literackich, a kursy kreatywnego pisania stają się coraz bardziej specjalistyczne. Ostatnio widziałem nawet reklamę szkółki kreatywnego pisania o jedzeniu. Niestety, w całej Europie pada samo czytelnictwo i w kraju tak małym jak Irlandia średnia sprzedaż książki to co najwyżej kilka tysięcy egzemplarzy. Autorzy muszą więc imać się przeróżnych "day jobs", jak określa się zajęcia zarobkowe, które płacą rachunki. Ale tak chyba było zawsze. Wspomniany Joyce, nim wyemigrował do Paryża, pracował jako przedstawiciel handlowy w firmie Woollen Mills. Skoro już
o tym mowa, Wooden Mills właśnie zostało zamknięte, po 131 latach. Główną siłą reklamową firmy było to, że pracował w niej kiedyś James Joyce.

Dom za 3 tysiące

Oprócz piłki wiele innych dziedzin wciąż niestety kuleje w Irlandii. Jedną z nich jest budownictwo; w Castlemaine w hrabstwie Kerry stoi najtańsze "osiedle duchów" w kraju. Składa się z praktycznie wykończonych domków jednorodzinnych, które pobudowano w nadmiarze w czasach boomu. Budowa została wstrzymana w roku 2007. Lokalne władze mają go już tak dość, że chcą sprzedać całe osiedle za jedyne 50 tysięcy euro. Koszt jednego domu w takim ustawieniu daje tylko 3,5 tysiąca. Biorąc pod uwagę, że gdy je budowano, każdy taki dom był wart przynajmniej 200 tysięcy, można powiedzieć, że w budownictwie potaniało.

Do rzeszy irlandzkich bezrobotnych dołączy też niedługo część irlandzkiej armii, tej z karabinami, nie Zielonej. Minister obrony rozważa bowiem zmniejszenie sił zbrojnych o jedną brygadę. Biorąc pod uwagę, że odpukać, Irlandia nie prowadzi żadnych wojen i raczej nie zamierza, rachunek jest raczej prosty, ale nie zazdroszczę takiemu żołnierzowi, który wyleciał z pracy, dajmy na to, po piętnastu latach. Kto go przyjmie z takim CV? Jak nic będzie musiał przestawić się na szkołę polską i napisać, że półtorej dekady przepracował w pubie albo sklepie. Jeśli ma doświadczenie w szorowaniu garnków w kantynie, to nawet nie byłoby dalekie od prawdy.

Prócz tego w Irlandii odbył się Kongres Eucharystyczny, ale to akurat wiadomość, której charakter kompletnie nie nadaje się do niniejszej rubryki. Bracia Jedward zmienili fryzury, aczkolwiek nikogo to nie obchodzi. Podano też do wiadomości, że nie jest najgorzej, ponieważ przeciętny irlandzki pracownik zarobi w tym roku o 238 euro więcej, niż w ubiegłym. Jak to zwykle w Irlandii, nikt nie zauważył, że szklanka jest w połowie pusta i nie uwzględniono podwyżek cen, ale jakaś dobra wiadomość w serwisie być musi. Samo zwycięstwo irlandzkich kibiców nad resztą świata sprawy nie załatwi.

A tak reasumując, skoro irlandzcy kibice potrafią tak balować przegrawszy zero do czterech, to wyobraźcie sobie, jaka byłaby zabawa, gdyby mieli jakieś powody do radości!

Dobranoc Państwu.

Z Dublina, specjalnie dla Wirtualnej Polski, Piotr Czerwiński Kropka Com

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (11)