Piotr Czerwiński: Irlandzka polityka jest niemieckiej produkcji
Dzień dobry Państwu albo dobry wieczór. Irlandzki surrealizm gospodarczo-polityczny wszedł w nową fazę. Niemcy zajęli się finansami państwa, a Rosjanie zajęli się finansami tutejszych banków. Na logikę, Irlandczycy zajęli się inwestowaniem w dzieła sztuki. Media z przerażeniem doniosły, że ludzie w tym kraju zaczynają kupować w sklepach tylko te towary, których naprawdę im potrzeba. Jest to wyznacznik straszliwego kryzysu. Oprócz tego nie ulega wątpliwości, że to przeze mnie Irlandia znalazła się w tak ciemnej d... .
12.11.2012 | aktual.: 12.11.2012 07:49
Ostatnie tygodnie obfitowały w Irlandii w ekscytujące wydarzenia. Przez jeden dzień świeciło słońce, a wiatr nie przewrócił nikogo do rowu. Mieszkańcy zielonej wyspy mogli więc wyjątkowo założyć ciemne okulary bez wycieraczek oraz przyodziać przemakalne klapki, a ich wciąż-jeszcze-pałętające się- w tych-stronach-kabriolety zapłonęły drugą młodością. Potem na irlandzkim niebie zapanowała tradycyjna jesień średniowiecza, która pozostanie tam aż do następnej europożyczki. Nim to się stanie, trzeba będzie chronić się przed wiatrem i deszczem, stawiając do góry kołnierz koszulki polo.
Premier Enda Kenny - ponownie przysięgam na oba lewe buty, że jest to imię męskie - udał się do Berlina, na dywanik do Angeli Merkel. Chyba znów rozmawiali o tym, że nie jest pięknie i ile kasy potrzeba tym razem. Niestety pojawiają się tu i ówdzie niezdrowe sygnały, że Niemcy zaczynają mieć dość irlandzkiego sępienia. Niemiecka opozycja zauważyła nieśmiało, że Irlandia stosuje dumping podatkowy, przez co pompowanie w nią szmalu przez inne kraje jest strzałem do własnej bramki; na szczęście są w mniejszości i nic nie zagłuszy głosu rozsądku, by cała Europa znów budowała drugą Irlandię.
Z irlandzkiego punktu widzenia życie wcale nie jest takie okropne. Pięknie jest jest dostać dużo pieniędzy za nic i z kosmosu, wszystko przepieprzyć, a potem wykazać skruchę i dostać je ponownie. Myślę, że tylko Irlandczycy potrafią robić takie cuda. Polaków natychmiast by wyśmiali i odprawili na Grenlandię, sprzedając cały przemysł obcemu kapitałowi. Już to zrobili? Aha, to przepraszam.
Cudami w irlandzkich finansach zajęli się też ostatnio Rosjanie. Grupa Alfa, jeden z największych rekinów tamtejszej finansjery, zainwestował 155 milionów euro w „Irish Bank Resolution Corporation”, instytucję zajmującą się upadłością takich paralityków tezauryzacyjnych jak Anglo Irish Bank która to nazwa wciąż straszy pogrobowymi wizjami prosperity. Samo IBRC nie radzi sobie najlepiej, bo coraz więcej wspomnień boomu odbija się coraz głośniejszą czkawką. Jej świetlistym przykładem jest niejaki Sean Quinn, jeszcze 4 lata temu najbogatszy człowiek w kraju, dziś jego czołowy bankrut, który właśnie poszedł siedzieć, oficjalnie za niestosowanie się do poleceń tegoż IBRC. Swoją drogą sam nie wiem jak to możliwe stracić 6 miliardów dolarów w 4 lata, bo na tyle był wyceniany tenże mister.
Na nauki do Irlandzkich polityków przyjeżdżają ostatnio Hiszpanie, którzy też by chcieli, by u nich życie w kryzysie było tak piękne, jak w Irlandii. Jak dotąd nie udało im się dorównać Zielonej Wyspie, myślę, że to z powodu pogody, której zazdroszczą im pozostali mieszkańcy naszego kontynentu. Z Irlandią jest inaczej. Każdy, kto tu przyjedzie i zdąży otworzyć parasol, natychmiast ma ochotę dać jakieś drobne pierwszemu napotkanemu tubylcowi w przypływie litości.
Innymi słowy, sałata leci z każdej strony, deszcz pada równo, Hiszpanie płyną z każdej strony, życie jest piękne.
Irlandzki kryzys wszedł w straszliwą fazę. Jest dramatycznie: media doniosły, że ludzie ostatnio zaczęli kupować w sklepach tylko to, czego naprawdę im potrzeba. Coraz więcej ludzi przyznaje ze zgrozą, że nie kupuje już piętnastu chlebów za jednym zamachem, ponieważ w ramach recesji okazało się, że najzupełniej wystarczy kupno tylko jednego bochenka. Straszny los dotknął tę krainę, moi Państwo. Mało, że czarne chmury co dnia, to jeszcze trzeba było przejąć dziadowskie nawyki z krajów, w których oficjalnie nie ma kryzysu, przez co ludzie nie nie mają możliwości szastania pieniędzmi.
Na szczęście nie wszyscy Irlandczycy są nastawieni aż tak depresyjnie. Na wyspie kwitnie bowiem moda na inwestowanie w dzieła sztuki i bardzo chciałbym, żeby to był kolejny z moich żartów, ale niestety dzieje się tak naprawdę. Niestety, znając irlandzkie szczęście, może się okazać, że nie jest to takie znowu głupie posunięcie. Od kiedy inwestowanie w nieruchomości okazało się być studnią bez dna, może przynajmniej bohomazy studentów z Trinity College, które kupimy dziś za sto euro, będą za dziesięć lat warte kilka tysięcy.
Skoro już o irlandzkim szczęściu mowa, pewna wesoła rodzinka z Carlow dokonała niecodziennego odkrycia. Okazało się, że gary w ich kuchni są ultra-zabytkową kolekcją chińskiej porcelany z dynastii Ming. Jedną wazę opchnęli już za 200 tysięcy euro; pucują kolejne, by ładnie prezentowały się na aukcjach. Jest nadzieja, że kupią je zbankrutowani posiadacze domów, którzy chcą obecnie inwestować pieniądze w dzieła sztuki. Nie podano jakim cudem mieszkańcy Carlow weszli w posiadanie bezcennej kolekcji. Nie zdziwiłbym się, gdyby była to pozostałość po ich chińskiej służącej z czasów boomu, która w poprzednim wcieleniu była kustoszem jakiegoś muzeum albo spadkobierczynią jakiejś dynastii.
Niestety nie wszyscy są tak szczęśliwi, jak Enda K. Oraz rodzinka z Carlow. Pewien dublińczyk imieniem Donall był nieszczęśliwy i rzucał jajkami w samochód wicepremiera Eamona Gilmore'a, kiedy ów gościł z gospodarską wizytą w Ballyfermot, gdzie nie przyjęto go zbyt entuzjastycznie. Koszty umycia salonki wyniosły 9 euro, Donalla postawiono przed sądem, natomiast ja uważam, że w Ballyfermot kontakt z produktami drobiowymi to najmniej drastyczna forma demonstrowania radości przez reprezentację miejscowego proletariatu, kiedy jest się politykiem, nawiedzającym te strony w celach propagowania lepszego jutra.
Samochód wicepremiera był produkcji niemieckiej, oczywiście. Cała irlandzka polityka jest obecnie niemieckiej produkcji.
Wszystkiemu temu rzecz jasna winni są Polacy, ze mną w szczególności. To przeze mnie padła tutejsza gospodarka, przeze mnie ciągle leje i przeze mnie trzeba sępić forsę od Angeli. Jak wiadomo, to ja wyzbierałem wszystkie drobne z dublińskich chodników, a także wynająłem wszystkie dwupokojowe mieszkania od Cabry aż po Dun Laoghaire, uprzednio zbudowawszy je w nadmiernej ilości. Nie wspominając o innych bezeceństwach, które doprowadziły Irlandię do upadku, takich unikanie białej kaszanki, co niewątpliwie zaniżyło jej sprzedaż i zniszczyło przemysł mięsny.
Natomiast Polacy z Cork wykupili w tamtejszej księgarni wszystkie egzemplarze "Pigułki wolności". Każdy dzisiaj chce być wolny i coś mi się wydaje, że bez specjalistycznych pigułek sprawa może być nie do rozwiązania.
Dobranoc Państwu.
Z Dublina, specjalnie dla Wirtualnej Polski, Piotr Czerwiński Kropka Com