Piotr Czerwiński: ciemność widzę, czyli Irlandia strajkuje
Dzień dobry państwu albo dobry wieczór. Irlandia cudem uniknęła przenosin do epoki kamiennej; związkowcy, jak to związkowcy, chcieli bowiem wyłączyć ją z prądu. Zamierzali zrobić to w poniedziałek szesnastego rano, czyli mniej więcej w chwili, gdy dotarły do Was te słowa. Gdy je piszę, odpowiednio wcześniej, wciąż jeszcze kłócą się z dyrekcją. Poszło o emerytury. Po elektrykach przyjdzie czas na siedemnaście tysięcy nauczycieli: genialny plan rządu chce ich w styczniu pozbawić pracy, a przez to skasować pięćset irlandzkich szkół.
16.12.2013 | aktual.: 16.12.2013 12:03
Czytelnikom spoza naszej Wyspy Skarbów winien jestem kilka słów objaśnienia: Irlandia ma to do siebie, że chodzi głównie na prąd. Wynalazek elektryczności zrobił tu ogromną furorę, przez co lud preferuje elektryczne systemy grzewcze, elektryczne kuchnie, elektryczne pompy wodne i bojlery, a także oczywiście elektryczne gitary, bez których tutejsza kultura popularna nie zajmowałaby swojego jakże zacnego miejsca w światowym panteonie szarpidrutów. Najskuteczniejszym środkiem dublińskiej komunikacji jest tramwaj, zwany Luasem, który mimo swej skąpej prezencji jak na europejską stolicę – składają się nań tylko dwie linie –wyjątkowo sprawnie ratuje mieszkańców miasta przed komunikacyjnym kataklizmem w godzinach szczytu. Tak czy owak, tramwaj ów też jest rzecz jasna elektryczny. Równie elektryczne są wszechobecne lodówki do chłodzenia napojów, bez których nie byłby w stanie działać żaden sklep spożywczy, ponieważ mieszkańcy Irlandii uwielbiają zapadać na zapalenie gardła i nie przyjmują do wiadomości, że w zimie
można pić napoje niekoniecznie chłodzące. Nawet irlandzka kawa jest tradycyjnie serwowana z prądem, a wszystko to sprawia, że odcięcie od prądu mogłoby zamienić nas wszystkich w jaskiniowców.
Druga dygresja należy się przedsiębiorstwu o nazwie ESB, od „Electricity Supply Board”, które jest praktycznie monopolistą w dziedzinie dostarczania prądu mieszkańcom wyspy, a przynajmniej było nim przez wiele dekad, nim nieśmiało zaczęły pojawiać się konkurencyjne inicjatywy. Pracownicy tejże firmy od jakiegoś czasu mieli jednakowoż problem z dyrekcją , która - z tego co podały media - w ramach cięć budżetowych zamierzała zapewnić pracownikom gorszą starość, poprzez obcięcie 1,7 miliarda euro z budżetu emerytalnego. To ostatnio dość popularne na Wyspie Skarbów, że rozmaite budżety łata się dziurawiąc kieszenie śmiertelników, którzy nie są winni zaistniałej sytuacji. Większość tychże śmiertelników albo godzi się z tym faktem, albo wyjeżdża do Australii, albo wychodzi na ulicę bezskutecznie machać transparentami, ale energetycy z lokalnej związku zawodowego wpadli na pomysł dużo bardziej elektryzujący: postanowili odciąć Irlandię od prądu i przenieść ją do epoki kamienia łupanego.
Plan był prosty: jeśli oni nie zmienią zdania w temacie emerytur, w poniedziałek szesnastego my wyciągamy wtyczkę i zamieniamy Irlandię w jądro ciemności. W domach przestają działać kaloryfery, z kranów przestaje lecieć woda i gaśnie światło, nawet u sąsiada. Na ulicach gasną latarnie, a w sklepach lodówki, co stwarza oczywiste zagrożenie, że cały kraj będzie musiał pić w grudniu ciepłą mineralkę. Zresztą, i tak nikt jej nie kupi, bo zgasną też kasy, nie wspominając o nagłym zgaśnięciu wszystkich bankomatów. Zamilknie tramwaj i podmiejska kolejka, przez co nawet Rosjanie i Polacy nie stawią się do roboty. Choć ja akurat śmiem się z tym nie zgodzić, bo ktoś tu chyba nie docenia pomysłowości Rosjan i Polaków, którzy, jak wiadomo, zdolni są przemieszczać się nawet za pomocą siły Jedi, jeżeli zajdzie taka potrzeba. W ciągu kilku dni wyładują się baterie we wszystkich laptopach i komórkach, a na ulicy zastygnie reszta tych samochodów, które w poniedziałek miały jeszcze w baku jakąś benzynę; w końcu stacja
benzynowa też nie pociągnie w systemie unplugged. I nawet U2 będzie musiało się przestawić na muzykę akustyczną. Natomiast US Army natychmiast przyjeżdża do nas ratować ambasadę oraz swych obywateli, uciekających z dachu do helikoptera przed atakującym Viet Congiem.... a nie, przepraszam, zapędziłem się, to było w innym filmie.
Tak czy owak, jest to jako żywo gotowy scenariusz filmowy z gatunku american sryller, że się tak górnolotnie wyrażę. Swoją drogą, gdyby naprawdę doszło do wyciągnięcia wtyczki, podejrzewam że zwykły dokument o irlandzkiej ciemności załapałby się na jakąś poważną nagrodę w dziedzinie filmów grozy, a już na pewno dokumentów, zaś dziennikarze telewizyjni z całego świata mieliby chleb na wiele tygodni, pod warunkiem że zabraliby ze sobą zapasowe akumulatory, do Irlandii dostali się wpław, a na miejscu przemieszczali się za pomocą osiołka lub na deskorolce.
Byłoby to również wielkie pole do popisu dla legendarnej polskiej sprawności umysłowej w chwilach kryzysu, bo przecież my Polacy nie takie problemy z teściem po flaszce żeśmy rozwiązywali. Jestem przekonany, że wykrzesalibyśmy ten prąd prędzej czy później nawet z rękawa, nie wspominając o tym, że każdy zrobiłby zapasy wody, benzyny i jedzenia.
Nie trzeba chyba dodawać, jak widowiskowe byłyby hordy zakapturzonych młodzieńców rabujących sklepy.
Żarty żartami, ale perspektywa tego strajku nie była dla mnie przesadnie szczęśliwą wiadomością, mimo całej sympatii dla upadku wszelkich systemów, jaką zachowałem z okresu młodości. Co prawda szpitale poradziłyby sobie dzięki własnym, alarmowym generatorom, ale cała reszta kraju, a przynajmniej jego większość, już niekoniecznie. Poza tym, schodząc już zupełnie na ziemię, być może Irlandia wróciłaby po tym wszystkim do pionu, choć tutejszą gospodarkę mogłoby to rozłożyć już kompletnie, ale samo ESB definitywnie pożegnałoby się ze swą pozycją monopolisty i rynek energii elektrycznej przeszedłby nieuchronnie we władanie niezależnej konkurencji.
Być może dlatego dyrekcja firmy w końcu podjęła rozmowy ze związkowcami, a nawet zdołała namówić ich do zaniechania planowanej apokalipsy. Ale kłócą się dalej i w dalszym ciągu chodzi o te nieszczęsne emerytury.
Nie wiem jaką akcję protestacyjną wymyślą irlandzcy nauczyciele, ale kolej na nich przyjdzie już wkrótce, ponieważ ogłoszono, że w styczniu aż siedemnaście tysięcy z nich nie otrzyma pensji, co ma się przełożyć na zamknięcie pięciuset irlandzkich szkół. Choć w sumie myślę, że ktokolwiek zarządził taki ruch, niejako szantażuje sam siebie: jeśli zamkniemy te szkoły i wywalimy nauczycieli, nasza edukacja już niedługo zejdzie do poziomu średniowiecza i odtąd już nie tylko informatyków, ale nawet piśmiennych będziemy musieli importować ze Wschodniej Europy...
Trzymam kciuki. Znam w tejże Wschodniej Europie całkiem sporo piśmiennych, którzy wcale by się na takie dictum nie obrazili.
Dobranoc Państwu.
* Z Dublina, specjalnie dla Wirtualnej Polski, Piotr Czerwiński Kropka Com.*