PolitykaPinior: bohater czy złodziej?

Pinior: bohater czy złodziej?

Zdenerwowany prokurator tłumaczył dziennikarzom, że choć on osobiście uważa Józefa Piniora za bohatera, to w sprawie aktualnej istnieje obawa matactwa. Stąd wniosek o aresztowanie. Prokurator zdaje się być w swojej ocenie odosobniony. Opinia publiczna podzieliła się na tych, którzy uważają, że Pinior był i jest bohaterem, i tych, którzy twierdzą, że kradł, i teraz i przed laty. Nie ma miejsca dla światłocienia.

Pinior: bohater czy złodziej?
Źródło zdjęć: © PAP | Maciej Kulczyński

12.01.2017 | aktual.: 13.01.2017 17:01

Władysław Frasyniuk, kolega spod solidarnościowego sztandaru, a teraz z wieców KOD: - Znam Józefa od lat i nie mam cienia wątpliwości, że to człowiek uczciwy. Bohater.

Kornel Morawiecki, też wrocławianin i znajomy od lat 40, któremu jednak teraz bliżej do PiS nie tylko z powodów ideowych, ale i rodzinnych: - Nie wyobrażam sobie, żeby te zarzuty były nieprawdziwe.

Jego zdaniem CBA wiedziało co robi, zatrzymując byłego senatora przed jego domem i wnioskując o areszt.

Ponoć prokuratura rozpatrywała wniosek o upublicznienie materiału dowodowego – właśnie ze względu na kontrowersyjny charakter sprawy. Tak się jakoś jednak zdarzyło, że materiały wcześniej wyciekły. Do TVP, do Anity Gargas – dziennikarki śledczej jednoznacznie kojarzonej z prawicą. W odtworzonych, podsłuchanych przez ABW jeszcze pod kierownictwem Pawła Wojtunika, rozmowach telefonicznych mówi się o „pomocy”. Tysiąc złotych pomocy, pięć tysięcy – padają konkretne sumy.

- No on wysłał tysiąc złotych Jarek, tylko wiesz mi nic to nie załatwia. No pisałem ci, że... – tłumaczy senator.
- Powiedzieć mu pięć? – pyta asystent.
- No tak – zgadza się Pinior.

W prokuratorskich zarzutach mowa jest łącznie o 40 tys. Zł. Wedle śledczych były senator i jego asystent przyjmowali łapówki w zamian za interwencje na różnych szczeblach, czy to w straży pożarnej, która miała dopuścić do użytku centrum handlowe, czy w ministerstwie infrastruktury.

Wyczyścili związkowe konto

Gdy już stało się jasne, że karnawał Solidarności zakończy się konfrontacją – zapadła decyzja, by wycofać pochodzące ze składek bankowych pieniądze z banku. Miał tym się zająć młody prawnik i rzecznik finansowy dolnośląskiej „S”, Józef Pinior . - Pytał się ile – wspomina Władysław Frasyniuk. – Ile się da – powiedziałem. I byłem bardzo zdziwiony, gdy okazało się, że uratował całość. 80 milionów to było sporo. No może nie „równowartość dzisiejszego miliona dolarów” jak we wspomnieniowych materiałach przechwala się senator, ale dużo.

W opowieściach Piniora to on był pomysłodawcą całej akcji. Nie udałoby się jednak, gdyby nie namówił do współpracy dyrektora oddziału, gdyby przestraszyła się kasjerka lub ktoś inny doniósł. Nawet pożyczenie walizek (Pinior przyszedł z dwoma reklamówkami) było ryzykowne. Taka wypłata w latach 80. to nie była prosta sprawa. Potrzeba było wielu „podkładek”. Działacze „Solidarności” ich nie mieli. Pieniądze wypłacono 3 grudnia 81 roku na podstawie przepisu, który pozwalał instytucjom państwowym na podjęcie pieniędzy do tzw. „kopertówek”. Czyli de facto na łapówki. A sprawa wyszła na jaw dopiero po wprowadzeniu stanu wojennego. Może dzięki dyskrecji – nawet Piotr Bednarz, wiceprzewodniczący związku, o tym, że czyszczą kasę, dowiedział się podpisując czek.

Arcybiskup wymienił na dolary

Dalej akcja toczyła się jak w filmie – który zresztą kilka lat temu powstał na podstawie tych wydarzeń („80 milionów”, w reżyserii Waldemara Krzystka). Pinior wraz z Bednarzem i Tomaszem Surowcem, byłym skarbnikiem dolnośląskich struktur, uciekają czekoladowym małym fiatem. W pewnym momencie Pinior wraz z pieniędzmi zmienia auto. Na wrocławskim moście Osobowickim przejmuje go kolejny działacz, Staszek Huskowski. Razem jadą do rezydencji arcybiskupa Gulbanowicza. Z pomocy tego, jednego z najbardziej przychylnych „Solidarności” hierarchów związek korzystał wcześniej. To był już trzeci depozyt. Arcybiskup Gulbinowicz nie tylko kasę przechowywał, ale obronił ją przed inflacją, wymieniając w odpowiednim momencie na dolary.

Pieniądze z depozytu poszły na zapomogi dla rodzin internowanych działaczy i na materiały poligraficzne. Część przekazano do innych regionów. Decyzję o ich wypłacie podejmowali kolejno kierujący dolnośląskimi strukturami: Frasyniuk, Bednarz i Pinior. Ten ostatni za kasę związku odpowiadał osobiście. Zatrzymano go w kwietniu 1983. Dostał cztery lata, ale na szczęście z politycznego, a nie kryminalnego paragrafu (początkowo oskarżano go o pospolitą kradzież), więc na mocy amnestii wyszedł w lipcu 84. W 1985 r. OPZZ, któremu po stanie wojennym dostał się majątek „Solidarności”, wytoczyło mu proces cywilny o zwrot 80 milionów wraz z odsetkami. Komornik siedział mu na karku do 92 roku. Dwa lata wcześniej Pinior rozliczył się na zjeździe Solidarności z 80 milionów, do kasy związku zwracając 55 tysięcy dolarów i uzyskując absolutorium.

Zarzuty, że to rozliczenie było takie po łebkach, bez stosownych papierów i przez aklamację pojawiały się już w latach 90, zwłaszcza wśród byłych wrocławskich działaczy (najbardziej wpływowym jest Kornel Morawiecki, na niego najczęściej powołują się prawicowi publicyści). Ale dopiero aresztowanie Józefa Piniora i zarzuty korupcyjne sprawiły, że sprawa została wyciągnięta na światło dzienne. Pinior tłumaczy, że wydawanie pieniędzy w pełni kontrolował „na tyle, na ile pozwalała na to konspiracja”. A prokuratorskie zarzuty? To jego zdaniem sprawa polityczna. Bo wokół niego, Józefa Piniora, mogłaby powstać prawdziwa lewica w Polsce.

Był eurodeputowanym z ramienia lewicy i senatorem z PO. Ostatnio wspiera KOD. Komentatorzy jakoś Piniora w roli lidera opozycji nie widzą, choć dostrzegają, że takie ambicje ma Władysław Frasyniuk. A tych dwóch wiele łączy. Na dobre i na złe, bo kompromitacja Piniora odbije się też na Frasyniuku, który go twardo broni. Józef Pinior powtarza, że w sądzie bez problemu udowodni swoją niewinność. Jeszcze nie wiadomo, kiedy ruszy proces.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (371)