Pilot zeznaje: naciski polityków zdarzały się często
Dziennik "Polska The Times" dotarł do przesłuchań świadków, zeznających w śledztwie dotyczącym przyczyn katastrofy smoleńskiej. Z zeznań pilotów 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego wynika, że często zdarzały się naciski polityków na lotników.
11.03.2011 | aktual.: 11.03.2011 12:18
Dokumenty sporządzono w Wojskowej Prokuraturze Okręgowej w Warszawie. Jeden z pilotów z 36. pułku mówi między innymi, że był świadkiem, jak premier Leszek Miller rozmawiał z dowódcą pułku w celu skłonienia załogi do wykonania lotu wbrew przepisom. Dodaje, że z rozmów z kolegami wie, iż takie praktyki były często stosowane. Leszek Miller widzi tę sytuację nieco inaczej. Twierdzi, że nie naciskał na pilotów, a tylko raz, w 1997 roku, zapytał, dlaczego pilot śmigłowca nie ma pozwolenia na start. Okazało się, że pogorszyła się pogoda w rejonie lądowania i lot się nie odbył.
Według dziennika "Polska The Times" o tym, że polityk czuje się w powietrzu niczym pan i władca, świadczą także wspomnienia Roberta Latkowskiego, najstarszego stażem w Polsce pilota Tu-154, kiedyś dowódcy 36. pułku, opublikowane w książce "Ostatni lot". Opisane są w niej między innymi naciski wywierane na polityków między innymi przez szefa gabinetu prezydenta Mieczysława Wachowskiego, ministra obrony Jana Parysa i szefa Kancelarii Urzędu Rady Ministrów Jana Rokitę.
Na przykład Jan Rokita, ówczesny szef Urzędu Rady Ministrów, miał nawet wrzeszczeć na pilota, żądając, aby ten wystartował do Warszawy, a kiedy pilot odmówił wykonania zadania, miał go zwymyślać od "wojskowych ch…". Innym razem, kiedy Latkowski nie dał zgody pilotom, którzy prowadzili maszynę z Janem Parysem na pokładzie, wówczas ministrem obrony narodowej, na lądowanie w Warszawie, miał usłyszeć "że stracił pracę, bo minister jest wściekły".
- Owszem, kiedy byłem premierem, latałem gdzieś praktycznie każdego tygodnia, ale osobiście nigdy nie naciskałem na pilotów. Miałem zresztą z nimi bardzo dobry kontakt. Może dlatego nie tyle oni, co stewardesy opowiadały mi o tym, że takie rzeczy się zdarzają. I dlatego cieszą się, że mogą ze mną latać, bo pilotowanie samolotu zawsze zostawiałem dowódcy samolotu - opowiada były premier, Kazimierz Marcinkiewicz.