Pijany radny staranował traktorem auto. W środku były dzieci
Pani Aleksandra otworzyła tylne drzwi auta, żeby zapiąć w foteliku swoje dziecko. Wtedy w samochód z impetem uderzył traktor. Było o włos od tragedii. Za kierownicą miał siedzieć pijany radny gminy Pakosławice k. Nysy. - Kiedy poinformowaliśmy go, że wzywamy policję wrócił, ale już rowerem - mówi Wirtualnej Polsce poszkodowana.
23.04.2024 17:37
Do zdarzenia doszło w miejscowości Reńska Wieś (gmina Pakosławice) w województwie opolskim, dzień po pierwszej turze wyborów samorządowych.
Pani Aleksandra pochyliła się nad tylną kanapą, żeby zapiąć w foteliku 15-miesięczną córeczkę. Obok siedział już jej 3-letni synek. Wtedy w otwarte drzwi zahaczył traktor. Uderzenie spowodowało, że drzwi w niewielkiej skodzie zostały niemal wyrwane z zawiasami.
- Poczułam podmuch, huk, a gdy wyciągnęłam głowę z wnętrza auta, drzwi były wygięte w drugą stronę, a traktor znikał za zakrętem. Urządzenie podpięte do ciągnika pociągnęło drzwi, przy których byłam pochylona do córki. Gdybym stała wyprostowana wszystko mogłoby skończyć się tragedią - relacjonuje w rozmowie z Wirtualną Polską Aleksandra Kliś.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Machnął ręką i stwierdził, że nic takiego się nie stało"
Auto było zaparkowane na poboczu drogi, przy której kobieta mieszka z rodziną. Miejsce to przed laty służyło jako przystanek autobusowy, później zaczęto je wykorzystywać jako parking dla mieszkańców i przejezdnych.
- Kiedy wkładałam córkę do fotelika droga z obu stron była "czysta". Traktor pojawił się nagle z dużą prędkością, więc ciężko mi było zareagować, żeby na moment przymknąć drzwi i przepuścić traktor - zapewnia pani Aleksandra.
Przypomina sobie, że zdenerwowana i roztrzęsiona zaczęła krzyczeć i machać w stronę odjeżdżającego ciągnika. Dostrzegł ją kierowca i zaczął cofać. Rozpoznała w nim mężczyznę, który właśnie uzyskał mandat radnego gminy Pakosławice.
"Poczułam woń alkoholu"
- Gdy pan Piotr wyszedł z traktora i zobaczył, jak wygląda sytuacja, machnął ręką i stwierdził, że nic takiego się nie stało. "Wystraszyliście się", stwierdził i pewny siebie oznajmił, że jedzie w pole zrobić, co ma do zrobienia, a jak będzie wracał to podjedzie i się "dogadamy". Zadeklarował, że za wszystko zapłaci - opowiada.
- Od razu poczułam od niego woń alkoholu, jednak nie zwróciłam się do niego z zarzutami w obawie na jego reakcję, tylko zaczekałam na przyjazd męża. Powiedziałam, że ma zjechać traktorem z jezdni i czekać, bo jestem sama z dwójką płaczących dzieci i zbyt roztrzęsiona, żeby cokolwiek z nim załatwiać - dodaje pani Aleksandra.
Późniejsza sekwencja zdarzeń sugeruje, że mężczyzna zrozumiał, że czekają go kłopoty. - Kiedy dzwoniłam po tatę i męża, pan Piotr odjechał. Po ok. 25 minutach wrócił, ale autem osobowym i ponownie próbował załatwić sprawę pieniędzmi, jakby nie chciał czekać na przyjazd mojego męża. Później znów odjechał. Kiedy poinformowaliśmy go, że wzywamy policję, wrócił na rowerze - mówi WP pani Kliś.
Policja: miał ponad 0,5 promila w wydychanym powietrzu
Kobieta twierdzi, że mężczyzna próbował namawiać jej męża, wręcz nagabywać, żeby nie wzywał policji, "bo nic takiego się nie stało". Poszkodowani postawili jednak na swoim. Patrol na miejscu był ok. dwie godziny po zdarzeniu.
- Zostaliśmy wezwani do zdarzenia z udziałem kierującego ciągnikiem rolniczym, który uszkodził samochód osobowy - mówi Wirtualnej Polsce st. sierż. Janina Kędzierska z policji w Nysie. - Na miejscu była poszkodowana kobieta, która zgłaszała szkodę i mężczyzna, który został przebadany na zawartość alkoholu. Miał ponad 0,5 promila w wydychanym powietrzu - dodaje.
Potwierdza, że na miejscu interwencji policji nie było traktora. - Weryfikujemy wszystkie okoliczności, musimy przesłuchać uczestników zdarzenia, ustalić świadków - zaznacza st. sierż. Kędzierska.
"Słów przepraszam nie usłyszeliśmy"
- Siedzenie cicho, to przyzwolenie na jazdę pod wpływem alkoholu. Gdyby był zupełnie trzeźwy, może do tej sytuacji by nie doszło, bo to jest ruchliwa ale i wąska droga. Poruszanie się po niej wymaga zachowania szczególnej ostrożności, a jeszcze większej przy pojazdach dużych rozmiarów - ocenia w rozmowie z WP Aleksandra Kliś.
- Słów przepraszam nie usłyszeliśmy, jedynie, że rozumie, że się wystraszyliśmy, ale przecież nic się nie stało. Całe szczęście, że nic się nie stało fizycznie, jednak dzieci przeżywają to zdarzenie do dziś. Starszy syn codziennie o tym mówi. O ile w dzień funkcjonują dobrze, o tyle w nocy oboje z córką budzą się z płaczem, krzyczą przez sen. Od dwóch tygodni nie przespaliśmy spokojnie nocy - dodaje.
Z kierowcą ciągnika, 54-letnim Piotrem L., wybranym dzień przed zdarzeniem na drodze radnym gminy Pakosławice próbowaliśmy kontaktować się kilka razy. Nie udało się nam z nim porozmawiać.
Paweł Pawlik, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Pawel.Pawlik@grupawp.pl