PolskaPies zamarzał przy autostradzie przez procedury. Nikt nie chciał mu pomóc

Pies zamarzał przy autostradzie przez procedury. Nikt nie chciał mu pomóc

Użytkowniczka Facebooka opisała historię, która przydarzyła jej się na autostradzie A4. Chciała pomóc psu leżącemu na pasie rozdzielającym jezdnie. Okazało się jednak, że w przypadku żywego zwierzęcia "nie ma procedur".

Pies zamarzał przy autostradzie przez procedury. Nikt nie chciał mu pomóc
Źródło zdjęć: © Facebook

"Dzisiaj po raz kolejny straciłam wiarę w to Państwo" - zaczyna swój wpis Iwona. Dalej opisuje przebieg wydarzeń na A4.

"Gdzieś w okolicach Frywałdu widzę na pasie rozdzielającym nitki autostrady leżącego psa. Rusza się. Podnosi głowę ale nie wstaje. Zjeżdżam na pas awaryjny. Dzwonię do KTOZ-u [Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami - red.]. Nie mogę do niego podejść bo po pierwsze ruch jak diabli a po drugie boję się że się spłoszy. Okazuje się że już ktoś chwilę wcześniej zgłosił, że po A4 biega pies. Szczeniak chyba, duży jak berneński pies pasterski. Inspektorzy jadą ale nie mogą nic zrobić bo A4 jet prywatna i zarządza nią spółka Stal Export" - pisze Iwona. A do dopiero początek piętrzących się trudności.

Nie pomógł ani zarządca, ani policjanci. "Błagam policjantów żeby zatrzymali ruch i pozwolili inspektorom zabrać psa. Panowie chcą pomóc ale nie mogą bo trzeba zgody dyrekcji spółki. Po telefonie do spółki okazuje się, że Stal Export ma umowę z firmą (nie chcą podać nazwy), która rozwiązuje takie problemy i podobno już jadą. Czekamy, a zwierzę zamarza. Za jakiś kwadrans zjawia się nieoznakowany czerwony samochód ze szczelnie zamkniętą paką z tyłu. Prawie wjeżdża w psa. Przyjechał sprzątnąć zwłoki. Ale zwierzę żyje. Gość nie pozwala inspektorom na interwencję ale nie może przy świadkach zabrać żywego psa więc dzwonimy jeszcze raz do spółki ale panienka w telefonie (dane znane inspektorom KTOZ-u) twierdzi że na żywe zwierzęta nie ma procedury. I nagle do inspektorów podjeżdża inny patrol Policji i każe im natychmiast odjechać" - czytamy.

Historia niestety nie ma happy endu. "Gdy wrócili za chwilę psa już nie było. Sami dopowiedzcie sobie koniec tej historii" - pisze Iwona.

Internautka nie zamierza odpuszczać. "Dusza roztrzaskała mi się na kawałki ale nie odpuszczę. Pomóżcie nam walczyć. Niech ta historia dotrze do mediów, władz i kogo tylko się da. Przestańcie milczeć !!!".

"I jeszcze jedno. Oprócz mnie zatrzymał się tylko jeden samochód. Dziękuję Chłopakowi, któremu chciało się zawrócić i sprawdzić czy pies nie potrzebuje pomocy." - dodaje Iwona.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (60)