Pierwsze testy szczepionki przeciwko Eboli
W przyszłym tygodniu rozpoczną się w USA pierwsze testy szczepionki przeciwko wirusowi Ebola - informuje "World News" powołując się na amerykański Narodowy Instytut Zdrowia. Wstępne wyniki będą znane jeszcze w tym roku.
Pierwsza faza badań klinicznych, w których weźmie udział 20 zdrowych ochotników, potrwa 11 miesięcy. Ma ona jedynie wykazać, czy szczepionka opracowana przez koncern farmaceutyczny Glaxo jest bezpieczna i wywołuje reakcje odpornością przeciwko wirusowi Ebola. Dopiero w następnej fazie badań będzie sprawdzana jej skuteczność. Wszystkie testy mogą potrwać kilka lat.
Dyrektor National Institute of Allergy and Infectious Diseases prof. Anthony Fauci twierdzi, że eksperymenty na małpach wypadły nadzwyczaj obiecująco. Preparat skutecznie chronił je przed zakażeniem Ebolą.
Szczepionka zawiera dwa geny wirusa kodujące białka, które u badanych zwierząt spowodowały, że ich system immunologiczny zaczął wytwarzać przeciwko niemu przeciwciała. Nosicielami obu genów są adenowirusy, niegroźne zarazki wywołujące przeziębienie.
Reuter twierdzi, że szczepionka będzie produkowana w trzech najnowocześniejszych laboratoriach Centers for Innovation in Advanced Development and Manufacturing (CIADM) znajdujące się w Teksasie, Maryland oraz Północnej Karolinie. Utworzono je w 2012 r. wspólnie z prywatnymi firmami, by wytwarzać i testować leki oraz preparaty przydatne w zwalczaniu pandemii, jak również zagrożeń chemicznych, biologicznych, radiologicznych i nuklearnych.
Wirus Ebola wykryto w 1976 r. w Afryce, gdy w Zairze wybuchła epidemia gorączki krwotocznej. Nazwa zarazka pochodzi od rzeki Ebola, w pobliżu której było wtedy najwięcej zachorowań i zgonów. W tym czasie epidemia wybuchła również w Sudanie, ale była mniej śmiercionośna.
Ebola jest wyjątkowo śmiertelna. Niektóre jej szczepy zabiją nawet 90 proc. zakażonych osób. Wśród nich jest często personel medyczny, który styka się z wydzielinami chorych, za pośrednictwem których przenoszony jest zarazek. Wirus zawiera RNA i przypomina kształtem poskręcana pałeczkę.
Opublikowane w czwartek przez "Science" badania nad genonem Eboli wykazały, że szczep, który wywołał epidemie w Afryce Zachodniej, wykazuje dużą zakaźność, natomiast mniejsza jest jego śmiertelność. Według Światowej Organizacji (WHO), dzięki zabiegom medycznym udaje się uratować 47 proc. chorych. Decydujące znaczenie ma jak najwcześniejsze podjęcie terapii, gdy tylko pojawiają się pierwsze objawy infekcji.
Z analizy mutacji wirusa, które pojawiają się wraz z jego rozprzestrzenianiem się, wynika, że pierwsze ognisko zakażeń powstało już przed 10 laty w Afryce Środkowej. Dopiero stamtąd wirus przeniósł się do Sierra Leone w Afryce Zachodniej. Podejrzewa się, że pierwszą osobą, która przeniosła zarazek do tego kraju był miejscowy szaman, który leczył zakażonych Ebolą pacjentów z Nowej Gwinei zamieszkujących tereny graniczące z Sierra Leone.
Według Światowej Organizacji Zdrowia, epidemia Eboli nadal będzie się rozprzestrzeniać. Asystent dyrektora generalnego WHO Bruce Aylward przewiduje, że zakażonych zostanie w sumie ponad 20 tys. osób, po czym epidemia zacznie stopniowo wygasać. Dotąd zachorowało ponad 3 tys. osób, ale podejrzewa się, że liczba faktycznych przypadków zakażenia Ebola jest prawdopodobnie dwu-, a nawet czterokrotnie większa.