Pieniądze za Olewnika trafiły do Niemiec
Pieniądze z okupu za Krzysztofa Olewnika już kilka dni po ich przekazaniu porywaczom znalazły się w Niemczech, a polska policja przez blisko półtora roku swoją bezczynnością uniemożliwiła ich znalezienie - wynika z fragmentów raportu o bulwersującym porwaniu, do którego dotarł "Dziennik".
16.04.2008 | aktual.: 16.04.2008 06:04
Część rozmówców mówi wprost: w ten sposób utracono główny ślad w sprawie.
Pierwszy lewy banknot wypłynął w sierpniu 2003 r., 15 dni po tym, jak rodzina Olewników na moście Grota w Warszawie przekazała porywaczom karton po butach z 300 tys. euro. Kobieta, która wpłaciła go w jednym z oddziałów PKO BP na południu kraju, wyjaśniła, że dostała pieniądze od krewnych z Niemiec pomagających jej finansowo. Ale z informacji, że okup mógł zostać wpłacony do banku w Niemczech, policja nie zrobiła żadnego użytku.
"Dziennik" dowiedział się, że numery i serie banknotów z okupu zebrane przez Olewników i oddane śledczym zostały pod koniec lipca przekazane tylko innym oddziałom polskiej policji. Nigdy nie trafiły do Interpolu i Europolu. Polska policja przekazała je im dopiero 21 grudnia 2004 roku - niemal dokładnie 17 miesięcy po wpłacie okupu. Również dopiero wtedy otrzymał je Generalny Inspektor Nadzoru Bankowego. Dlaczego tak późno? Tego nikt nie wie.
Policjanci prowadzący śledztwo nie zrobili nic, żeby wyrwać Olewnika z rąk bandytów. Przestępcy przez półtora roku mogli robić z pieniędzmi, co tylko chcieli, i nikt ich za granicą nie szukał - mówi "Dziennikowi" Jerzy Dziewulski, ówczesny poseł SLD, do którego po pomoc zgłaszał się ojciec ofiary. Janusz Kaczmarek, który jako prokurator krajowy zajmował się sprawą głośnego porwania, twierdzi z kolei, że w ten sposób zaprzepaszczono najważniejszy moment w sprawie - chwilę, kiedy porywacze wprowadzali lewe pieniądze do obiegu i na moment stawali się widoczni.
Przekazanie informacji o numerach dopiero półtora roku po zapłaceniu okupu przyniosło mizerne efekty - wykryto jeszcze dwa banknoty, które także miały związek z Niemcami. Ale wtedy pieniądze były już od dawna w ruchu i posługiwały się nimi osoby niemające nic wspólnego z samą sprawą. Część mogła już dawno opuścić obieg i wymięta pójść na przemiał.
Wciąż brakuje odpowiedzi na inne pytanie. Dlaczego natychmiast po znalezieniu niemieckiego śladu nie proszono Niemców o pomoc? Na razie cała sytuacja wygląda tak, jakby policjanci z Płocka prowadzący śledztwo doskonale wiedzieli, że pieniądze mogą być poza Polską. I nie robili nic, by je znaleźć - pisze "Dziennik". (PAP)