Pieniądze to nie wszystko. Liczy się godność [OPINIA]
Można mieć nieograniczone państwowe fundusze. Można zaprzęgnąć do pracy na rzecz partii większość państwowych instytucji. Można realnie poprawić byt kilku milionów Polaków na koszt wszystkich. Ale jeśli nie okazuje się szacunku ogółowi społeczeństwa, traci się władzę. Prawo i Sprawiedliwość właśnie tego doświadcza.
Ostateczny wynik jeszcze może się zmienić, ale przewaga dotychczasowej opozycji wydaje się dla niej bezpieczna. Wszystko więc wskazuje na to, że Prawo i Sprawiedliwość utraci władzę.
Partia, która pod hasłem zadbania o wykluczonych doszła do najwyższych urzędów w Polsce, po ośmiu latach zostaje przez innych wykluczonych od rządzenia odsunięta.
Paradoksalnie nikt tak nie zadbał o demokrację jak obecnie rządzący. Ta rewelacyjna, przekraczająca 70 proc., frekwencja to w dużej mierze ich sukces.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Koniec ery
Masz ogromną machinę medialną pod kontrolą. Przejąłeś niemal wszystkie państwowe instytucje, które grały tak, jak im zagrać kazałeś.
Wydałeś ponad 400 mld zł na najróżniejsze programy społeczne, by z jednej strony pomóc Polakom, a z drugiej - pokazać, kto jest tym dobrym.
A mimo to przegrywasz wybory. Uzyskujesz co prawda najwięcej głosów, ale nie masz jakiejkolwiek zdolności koalicyjnej, bo zdążyłeś się ze wszystkimi skłócić. Wiadomo, że większość głosów mają twoi przeciwnicy.
Tak kończy się era Prawa i Sprawiedliwości.
Era kłótni, awantur, ośmieszania nawet pożytecznych inicjatyw.
Era, której kulminację doskonale podsumował na Twitterze historyk prof. Stanisław Żerko, który spytał dowodzącego kampanią wyborczą Prawa i Sprawiedliwości Joachima Brudzińskiego: "warto było postawić w kampanii na największy beton i na zakapiorów? Doprowadzić propagandę do absurdu i olać zupełnie nas, umiarkowanych wyborców PiS? Naprawdę wy tam na Nowogrodzkiej uważacie, że polscy wyborcy to stado przygłupów?".
Wersja alternatywna
Zastanawiam się, jaki byłby wyborczy wynik Prawa i Sprawiedliwości, gdyby partia Jarosława Kaczyńskiego zrealizowała 90 proc. tego, co zrealizowała. Ale odpuściła 10 proc., którym pokazywała, że gardzi tymi, którzy nie z PiS-em.
Gdzie byłoby Prawo i Sprawiedliwość, gdyby nie wstawiano do Trybunału Konstytucyjnego Krystyny Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza?
W jakim humorze kładłby się spać w najbliższych dniach Jarosław Kaczyński, gdyby przez ostatnie lata nie wyzywano wszystkich wątpiących i przeciwnych PiS-owi od niemieckich szubrawców i przyjaciół Putina?
Czy byłoby inaczej, gdyby nie uchwalono kilkunastu różnych "plusów", jak "Bezkarność plus" czy "Willa plus".
Jak na wynik PiS-u przełożyłoby się, gdyby na kluczowych stanowiskach w administracji państwowej byli zdolni menedżerowie potrafiący wdrażać programy, jak choćby ten dotyczący rozwoju połączeń autobusowych, a nie partyjni nominaci wymieniani co rusz po kolejnych niepowodzeniach?
Wreszcie - gdzie dziś byłoby Prawo i Sprawiedliwość, gdyby przeciętny mieszkaniec średniego lub dużego miasta nie uważał, że PiS-owcy plują mu od dawna w twarz?
Anty-PiS wystarczy
Może być tak, że jestem w błędzie i PiS na umiarkowaniu nic by nie zyskiwało, lecz wręcz traciło. Może byliby wówczas tacy, którzy nie poszliby zagłosować przeciwko PiS-owi, ale więcej byłoby tych, którzy nie poszliby zagłosować za PiS-em.
Nie wiem tego i się tego nie dowiemy. Mam jednak wrażenie, że masowe pójście do urn przez Polaków to efekt tego, że wielu ludzi, na co dzień niezainteresowanych polityką, dusiło się już od propagandy. Nie szli głosować za Tuskiem, Hołownią czy Czarzastym. Szli głosować przeciwko Kaczyńskiemu i jego wizji Polski tworzonej tylko dla betonowego elektoratu PiS.
Mieli dość tępej propagandy serwowanej w mediach publicznych. Sympatyczniej zaczęli spoglądać na Donalda Tuska nie dlatego, że go lubią czy dobrze wspominają, lecz ze względu na kierowaną pod jego adresem nienawiść.
Ba, mam wrażenie, że ośmieszany latami opozycyjny program sprowadzający się do słowa "anty-PiS", stał się w końcu programem w pełni wystarczającym i zadowalającym większość Polaków. Ludzie pytali przecież w mediach społecznościowych, na kogo głosować, by zwiększyć szansę pokonania PiS-u. Było im wszystko jedno, czy poprą "platformersów", czy "ludowców".
Dla wielu dziś wtórne jest to, czy podatki zostaną obniżone i w jaki sposób. Drugorzędne jest to, w jaki dokładnie sposób reformowany będzie system opieki zdrowotnej. Niekluczowe, jakkolwiek by to brzmiało, jest to, jak będzie dokładnie wyglądało prawo aborcyjne.
Najważniejsze dla wielu stało się to, by swoich łap w to prawo aborcyjne, przepisy podatkowe czy zdrowotne nie pakowali Jarosław Kaczyński, Ryszard Terlecki i Mateusz Morawiecki.
I to, na dziś, milionom Polaków wystarczy.
Patryk Słowik jest dziennikarzem Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl