Pieniądz na dzielnicową kieszeń
Brixton – dzielnica Londynu z najlepszym egzotycznym targowiskiem w mieście – wprowadziła własną walutę.
Funt brixtoński to najnowsza z lokalnych walut wprowadzanych pod patronatem Transition Town Network, ogólnoświatowego ruchu, który zachęca lokalne społeczności, by „zareagowały na wyzwania i nowe możliwości, jakie niesie zmniejszanie się produkcji ropy naftowej i zmiany klimatyczne”. Celem projektu jest wsparcie miejscowych firm i pobudzenie handlu. Jak przekonują, to waluta uzupełniająca, istniejąca obok, a nie zastępująca funta szterlinga.
Duma i uprzedzenie
Poprzez pielęgnowanie bardzo lokalnego patriotyzmu i obywatelskiej dumy, organizatorzy mają nadzieję pokazać, że samodzielne społeczności mogą nie tylko rozkwitać, ale i być lepiej przygotowane na nadciągające zagrożenia. Jednak wprowadzenie własnej waluty w zamożnych miastach targowych, takich jak Totnes w hrabstwie Devon, Lewes w East Sussex czy Gloucestershire, to coś zupełnie innego, niż tak śmiały krok w samym środku jednego z największych i najbardziej zróżnicowanych środowisk miejskich świata.
Gdzie w Londynie zaczynają się i kończą lokalne granice i tożsamości, jeśli w ogóle istnieją? I jak przekonać niezliczone społeczności i grupy etniczne, żeby (dosłownie) kupiły ten pomysł?
Odpowiedzialny za projekt brixtońskiego funta Tim Nichols wprowadził się tu rok temu, po obronie w Szwecji magisterium na temat przystosowywania się do zmian klimatycznych. Najpierw musiał sam się nieco przystosować do życia w Brixton. Przyznaje, że dla „białego faceta z klasy średniej” dotarcie do niektórych miejscowych firm, żeby przekonać je do pomysłu brixtońskiego funta, było nie lada wyzwaniem. – Kluczowe jest zaangażowanie w projekt wszystkich grup etnicznych i klas społecznych – mówi Nichols. – Nie chcemy podziału na „my i oni”. Waluta jest dobrym sposobem, żeby zapoznać ludzi z koncepcją Transition Town. To konkret, który zrozumieją – coś jak przynależność do tajnego klubu.
Przekonywanie członków brixtońskiej społeczności sklepikarzy i straganiarzy nie zawsze było łatwe. – Ciężko pracowaliśmy, żeby pozyskać prowadzących stoiska na targu; oni tworzą naszą pierwszą linię – opowiada Nichols. – Jeden z naszych zwolenników tłumaczył nam, że na początku będzie ciężko, bo Jamajczycy są z natury sceptyczni. Niektóre firmy odwiedzaliśmy nawet i po cztery razy. Zgodzili się tacy jak Blacker Dread Records, znany sklep muzyczny na Coldharbour Lane. To było dla nas ważne, bo właściciel w lokalnej społeczności jest bardzo wpływową osobą. Z drugiej strony nie dotarliśmy jeszcze do salonów fryzjerskich. Mamy tu chyba jeden salon na dwóch mieszkańców, więc ich pozyskanie jest kluczowe.
System działa tak: kiedy kupujesz produkt lub usługę od uczestniczących w programie firm, oferują ci możliwość przyjęcia reszty w brixtońskich funtach. Można je potem wydać w innych miejscach zamiast szterlingów lub w połączeniu z nimi. W teorii banknoty krążące na terenie Brixton pomogą pobudzić lokalny handel i ograniczyć zależność od zewnętrznej gospodarki. Niektórzy z uczestników obiecali też zniżki dla płacących brixtońskimi funtami.
Hologramy jak prawdziwe
Oczywiste pytanie, jakie się pojawiało, nie tylko w Brixton, ale też w każdej społeczności wprowadzającej własną lokalną walutę, dotyczyło przestępczości: co miałoby powstrzymać fałszerzy przed zniweczeniem całego planu? Transition Towns Brixton wydało dwa tysiące funtów na zaprojektowanie i druk banknotów, dostępnych w nominałach jedno-, pięcio-, dziesięcio- i dwudziestofuntowych. Większość tej sumy zapłaciły wspierające projekt firmy i instytucje, takie jak rada gminy Lambeth, w której leży dzielnica, i dom towarowy Morley’s z High Street w Brixton. W zamian ich nazwy pojawią się na niektórych banknotach.
– Zainwestowaliśmy w bardzo dobrze zabezpieczony papier – mówi Nichols. – Nasze banknoty są równie bezpieczne, co te emitowane przez Bank Anglii, mają hologramy i paski z folii metalowej. Wydrukowaliśmy też dużo jedynek i piątek, bo chcemy, żeby fałszowanie drobnej waluty się nie opłacało.
Oprócz zagrożenia związanego z przestępczością Totnes i Lewes donosiły też o problemach z wypływem miejscowych walut w świat na potrzeby łowców pamiątek. – Banknoty oferowano na eBayu – mówi Nichols. – Żeby spróbować temu zapobiec, zaprojektowaliśmy pakiet kolekcjonerski, który ma zaspokoić potrzeby tego rynku.
Pomysł brixtońskiego funta odbija się szerokim echem. Projekt będą uważnie śledzić wszyscy zainteresowani lepszym współżyciem społeczności z podupadłych śródmiejskich dzielnic. – Zawsze szuka się więzów, które połączą ludzi – podkreśla Harris Beider, wykładowca z Instytutu Spójności Społecznej w Coventry i były doradca ds. wykluczenia społecznego przy premierze. – W każdej społeczności ważne jest budowanie podstaw ekonomicznych i kapitału społecznego. Jeśli funt brixtoński może pomóc zintegrować ludzi, to świetnie. Jeśli poprawi częstotliwość lokalnego obiegu pieniądza, tym lepiej.
Beider ma jednak obawy: Organizatorzy muszą pokazać różnym społecznościom w Brixton, jak to pomoże we wzajemnych relacjach. Przy okazji inicjatyw takich ja ta, czarna społeczność wyczuwa czasami jakby misjonarski zapał białych. Czy karaibskie knajpki, takie jak legendarna Negril na Brixton Hill, zechcą się w to zaangażować? Na stronie brixtońskiego funta na Facebooku czytamy, że tak.
– Funt brixtoński może stać się katalizatorem zarówno interakcji, jak i procesu wykluczenia. Czy będzie przez czarną społeczność postrzegany jako kaprys białych liberałów z klasy średniej? Jeśli projekt nie zostanie umiejętnie poprowadzony, może wbić klin między różne grupy. Spójność społeczna polega na tworzeniu wspólnych przestrzeni i wartości. Czarni mieszkańcy muszą wziąć w tym udział, bo inaczej potraktują to jako zabawę białych.
Leo Hickman