Co słychać w młodej polskiej prozie? To pytanie wprawiało mnie ostatnio w nieustającą konfuzję, bo nic wartego zapamiętania nie przychodziło mi do głowy. Do czasu, gdy przeczytałam nowe opowiadania Błażeja Dzikowskiego. „Wszystkie zwierzęta na poboczu autostrady” to tom nieduży, ale gęsty. Dzikowski skupia się na portretowaniu znanej rzeczywistości, do której dodano jeden niepasujący element. Czasem nic właściwie się nie zdarza tak jak w kapitalnym opowiadaniu „Tramwaj numer 19”. Oto pewnego dnia linia ta niespodziewanie zmienia trasę. Nie jedzie już na plac Zbawiciela, ale na Sądny Dzień – jak mówi chłopiec w ciemnych okularach. Nie da się też określić precyzyjnie, skąd bierze się groza w tytułowym opowiadaniu, czy to tylko wyczulona psychika dziewczyny w ciąży, czy może groźne oblicze przyrody „wilgotnej i umięśnionej”, która najpierw zostawia znaki, a potem wykonuje wyrok? Dzikowski sprawnie operuje napięciem. Ale to nie zaskakujące fabuły najbardziej zwracają uwagę. Za wyobraźnią – a może nawet przed
nią – stoi język. Świetne zdania, różnorodność stylu, przechodzenie z pastiszu w groteskę i z powrotem. Słowem: gratulacje.
Justyna Sobolewska
Błażej Dzikowski „Wszystkie zwierzęta na poboczu autostrady”, Zielona Sowa, Kraków 2007, s. 168, 19 zł