Pęknięcie w Platformie. Do gry wchodzi Ewa Kopacz i 30 posłów
Pęknięcie z Platformie po wyrzuceniu trójki posłów za głosowanie ws. aborcji postępuje. Za ich przywróceniem obok 10 senatorów opowiedziało się ponad 30 posłów. Tymczasem Ewa Kopacz stanęła na czele "czarnego protestu" posłanek, które są przeciwko ich przywracaniu do PO.
01.02.2018 | aktual.: 02.02.2018 11:38
Środowy wieczór. W Senacie trwa debata o kontrowersyjnej ustawie o Instytucie Pamięci Narodowej. W opustoszałym barku obok sali obrad dyskutuje kilku senatorów. Tematem rozmowy nie są stosunki z Izraelem, a ujawniony przez Wirtualną Polskę list do Grzegorza Schetyny. Dziesięcioro senatorów PO domaga się od szefa partii powrotu Marka Biernackiego, Joanny Fabisiak i Jacka Tomczaka wykluczonych z partii na początku stycznia za złamanie dyscypliny w głosowaniu nad łagodzącym przepisy aborcyjne projektem „Ratujmy kobiety” .
- Podpisów byłoby więcej, ale pytaliśmy tylko tych, którzy akurat byli w Warszawie – mówi jeden z senatorów – o ostrym w tonie liście do szefa PO, pod którym znalazły się podpisy jednej trzeciej senatorów.
Według naszych informacji do władz PO trafił też podobny w wymowie list, pod którym podpisało się ponad trzydziestu posłów. - W liście argumentujemy, że nie można wyrzucać posłów, bo ich zachowanie nie był w sprzeczności z programem PO. Można im wymierzyć inną karę. Chcemy, by zarząd ponownie się zajął sprawą i przywrócił posłów. Nasze pismo daje do tego podstawę – tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską jeden z sygnatariuszy dokumentu.
Nie oznacza to jednak, że wszyscy politycy PO stanęli murem za wyrzuconą trójką. Wręcz przeciwnie – podjęta jednogłośnie przez zarząd partii decyzja spowodowała pogłębienie podziałów w ugrupowaniu, co było widać na posiedzeniu władz w zeszłym tygodniu. - Dyskusja trwała ponad 2,5 godziny. Podział był pół na pół. Podczas następnego posiedzenia Sejmu będziemy musieli wrócić do rozmowy – mówi nam jeden z uczestników spotkania.
Kilku naszych rozmówców zwraca uwagę, że podział w dużej mierze był zależny od płci, bo przeciwko przyjęciu do partii wyrzuconej trójki jest znaczna część posłanek, które się buntują na „wzór czarnego protestu”.
- Część posłanek uważa, że wyrzucenie posłów było słuszne, a wycofanie się z tej decyzji będzie fatalnym sygnałem dla liberalnego i kobiecego elektoratu. Tej grupie przewodziła Ewa Kopacz. W ten sposób mobilizuje przeciwników Schetyny – mówi nam prominentny polityk PO, który jest bliski Schetyny.
Poseł, który jest uważany za stronnika byłej premier, tonuje nastroje i zaprzecza, że wystąpienie Kopacz miało być uderzeniem w szefa PO. – To schetynowcy tak rozpowiadają – ucina.
Również polityk z frakcji konserwatywnej podkreśla, że Kopacz w sprawie wyrzucenia posłów jest sojuszniczką lidera PO. - Kopacz zawsze miała lewicowe poglądy. Musiała uzgodnić to ze Schetyną. Nie jest zdolna do realnego buntu. Ma za wiele do stracenia, bo liczy, że dostanie miejsce na liście do europarlamentu – dodaje polityk z frakcji konserwatywnej PO.
Inny z naszych rozmówców konkluduje: - Największym błędem jest rozwlekanie tej dyskusji, co dzieli partię. Schetyna powinien jak najszybciej podjąć decyzję w jedną, albo drugą stronę.
Według naszych informacji Biernacki, Fabisiak i Tomczak nie chcieli składać formalnych odwołać od decyzji zarządu, ale napisali do władz partii list, który może zostać uznany za formę odwołania i dać podstawę do zmiany decyzji.
Rzecznik PO Jan Grabiec nie chce komentować listu w obronie wyrzuconych posłów i dodaje, że wie jedynie o liście podpisanych przez nich samych, który władze PO traktują list jako "gest dobrej woli". - Daliśmy sobie i posłom czas na ostudzenie emocji. Powinniśmy mieć jednak pewność, że jeśli w przyszłości po dyskusji podejmiemy decyzję o wprowadzeniu dyscypliny, to głosowanie będzie jednomyślne - mówi Wirtualnej Polsce Grabiec.
Z Ewą Kopacz nie udało się nam skontaktować.
Posłowie zostali wyrzuceni z PO przez złamanie partyjnej dyscypliny w głosowaniu nad obywatelskim projektem ustawy liberalizującym prawo aborcyjne - głosowali przeciw liberalnemu projektowi i głosowali za skierowaniem do dalszych prac w komisji projektu konserwatywnego.
W ich obronie wystąpili senatorowie PO, którzy skierowali do Grzegorza Schetyny list. Znalazło się dziesięć podpisów – m.in. Jerzego Fedorowicza, Barbary Zdrojewskiej, Grażyny Sztark i Jana Filipa Libickiego.