Pędził przez Gdańsk motocyklem 250 km/h. Czy uniknie kary?
Gdańska policja wie, kim jest trójmiejski "Frog". Rajdowiec, który przejechał z Gdańska do Sopotu w siedem minut może uniknąć kary. - Nie dotarliśmy do świadków, którzy mogliby bezpośrednio wskazać sprawcę - mówią policjanci.
Trójmiejski "Frog" chwalił się swoimi osiągnięciami w sieci. Dokumentował je filmikami, które zamieszczał w Internecie. Do niedawna prowadził również swojego bloga oraz konto społecznościowe. Prokuratura dysponując dodatkowo nagraniami z monitoringu umorzyła śledztwo. Swoje dochodzenie prowadzą nadal policjanci.
- Policja jako oskarżyciel publiczny musi konkretnym osobom przypisać konkretne działania, znajdujące oparcie w materiale dowodowym. Sama znajomość personaliów i przekonanie nie wystarczą. Nie dotarliśmy do świadków, którzy mogliby bezpośrednio wskazać sprawcę - mówi Wirtualnej Polsce mł. asp. Krzysztof Latusek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku.
Policjanci nie ujawniają żadnych informacji dotyczących kierowcy. Natomiast wiadomo, że wyjaśnienia w prokuraturze składał właściciel jednośladu 21-letni Maciej W. Wówczas odmówił odpowiedzi na pytanie, czy to on prowadził motocykl.
Ujawnione w Internecie nagranie pokazuje jak motocyklista kierujący Suzuki GSRX pokonuje nocą 12-kilometrową trasę z Gdańska do Sopotu w siedem minut. Wielokrotnie przejeżdża skrzyżowania na czerwonym świetle. Jego maksymalna prędkość to 250 km/h. Film wideo nie ujawnia jednak twarzy motocyklisty. Świadkowie, którzy widzieli jednoślad nie są w stanie powiedzieć, kto nim kierował, gdyż osoba ta miała na głowie kask. Twarzy motocyklisty nie zarejestrowały również gdański i sopocki monitoring.
- Od czasu, gdy o sprawie zrobiło się głośno w Internecie nie pojawiły się nowe filmiki z wyczynami motocyklistów z naszego województwa. W Poznaniu pojawiła się podobna sprawa jednak ostatecznie okazała się być dużo prostsza. Oczywiście, publikacja nagrania w mediach pozwoliła dotrzeć do większej liczby świadków - dodaje Latusek.
Sprawą zajmowała się prokuratura w Gdańsku-Wrzeszczu. Śledztwo było prowadzone w kierunku bezpośredniego zagrożenia sprowadzenia katastrofy w ruchu lądowym. Zostało ono jednak umorzone w listopadzie. Oznacza to, że sprawca w przypadku zebrania niezbędnych dowodów będzie odpowiadać nie za przestępstwo, ale za wykroczenie.