Pedofil w trzeciej lidze
19 lutego 2002 roku celę nr 32 otworzył ciężkim kluczem oddziałowy. Wprowadzony do niej został 21-letni Daniel S., skazany za gwałt na ośmioletniej dziewczynce. Obstąpili go. Było ich pięciu. Tatuaże, ogolone głowy, cynkówy przy oczach, żylaste ręce. Spytali za co siedzi, zawsze tak się pyta.
05.08.2004 | aktual.: 05.08.2004 09:37
- Za gwałt - odpowiedział. Zaprosili do gry w karty. - Jaka była? - spytał jeden z odsiadujących wyrok. - Osiemnastka - odpowiedział Daniel S. Parę dni później Daniel S. przyznał się, że czterech lat nie dostał za zgwałcenie blondwłosej osiemnastki. Jego ofiarą była dziewczynka, która bawiła się w parku z koleżankami. Pedofil upatrzył ją sobie, zaciągnął w krzaki i tam "dokonał czynu lubieżnego". Za gwałt na dziecku uznaje się również "zmuszenie do innej czynności seksualnej".
Przywiązany do kraty
24 lutego 2002 roku w celi nr 32, zwanej "cwelownią", po kolacji pięciu współwięźniów zaczęło bić Daniela S. Pierwszy uderzył Paweł B. Trafił pod prawe oko. Następne ciosy posypały się ze wszystkich stron. Kiedy Daniel S. się przewrócił, zaczęli go kopać. Nie bronił się. Kopali gdzie popadło. Przestali dopiero, kiedy wykrzyczał, że o wszystkim opowie oddziałowemu. Rano funkcjonariusz śladów pobicia nie widział, bo zostały ukryte pod ubraniem. A jeśli podczas apelu skazany milczy, to znaczy nie chce skarżyć na współwięźniów. Zasada stara jak więzienie.
Następnego dnia skazani z celi nr 32 kazali stanąć pedofilowi pod kratą okna. Okno wychodziło na sąsiedni pawilon. Związali mu ręce i nogi prześcieradłami. Opuścili spodnie i majtki. Kiedy obnażonego zobaczyli więźniowie z sąsiedniego pawilonu, zaczęli gwizdać. W zeznaniach Arkadiusza M. znajduje się dokładny opis tych wydarzeń. Z okna celi nr 32 miał dobiegać chór pięciu męskich głosów: "Cwelownia rządzi w Mielęcinie!". Do pięt Daniela S. podłączono kable z czajnika bezprzewodowego. Jeden ze współwięźniów co kilka chwil włączał prąd.
- Moja córka ma na imię Angelika - mówi Arkadiusz M. z Aleksandrowa Kujawskiego, skazany za kradzież i rozbój. - Pewnie, że o niej sobie pomyślałem, kiedy dowiedziałem się za co ten człowiek poszedł do więzienia. Ale o tym, co się tam wydarzyło, nie opowiem za darmo. Muszę za to dostać kasę. A jeśli nie pieniądze, to przynajmniej kartę telefoniczną, żebym mógł zadzwonić do żony.
Nie dostał nic. W uzasadnieniu wyroku sądowego znajduje się dokładny opis tego, co działo się z Danielem S. w celi nr 32.
Przecież to nie człowiek
Paweł B. jako jedyny z całej celi nie został skazany za znęcanie się nad Danielem S. Przed sądem ustalono wprawdzie, że bił pedofila, jednak obrażenia zadane przez niego nie kwalifikują się do ścigania z urzędu, a tylko na wniosek pokrzywdzonego. Daniel S. nie oskarżył Pawła B. Poza tym Paweł B. w znęcaniu się nad pedofilem uczestniczył tylko przez kilka pierwszych dni. Potem został przewieziony do aresztu.
- Przecież to pedofil, on nie zasługuje na to, żeby traktować go jak człowieka - zapewnia z przekonaniem Paweł B. - Czy można szanować człowieka, który zgwałcił dziecko? Dla mnie to cośmy mu zrobili, to tylko sprawiedliwa kara. Nie wiem, co bym zrobił, gdybym znów musiał siedzieć w jednej z celi z pedofilem.
Paweł B. został skazany za gwałt. Licząc od lutego 2002 roku w celi nr 32 miał spędzić jeszcze trzydzieści miesięcy. Jego współwięźniowie niewiele mniej. Daniel S. był ich zabawką. Piątego dnia kazali mu własną szczoteczką do zębów zebrać cały kurz z celi. Wyczyścić musiał wszyściutko. Gdyby znaleźli choćby pyłek, zaczęliby bić.
Gdy nie znaleźli, też mu dokopali. Kiedy włosy na szczoteczce były już czarne, nałożyli na nie pastę do zębów. Kazali dokładnie wymieszać. Potem rozsmarować na kromce chleba. I zjeść. Kiedy zjadł, po kolei sikali do jego kubka i zmusili do wypicia moczu. Nie wyobrażali sobie, żeby przy ich szklankach stał kubek pedofila. Kazali mu go wyrzucić za okno.
- Teraz już bym tego samego nie zrobił, bo za krótko mam do dzwonka. Znaczy do wyjścia... - kiwa głową z poważną miną Paweł B. - Jak miałem od zajeb... czasu, to mogłem robić. co chciałem, nie? Wtedy człowiek inaczej myśli.
Podpalony członek
Daniel S. był po kolei gwałcony przez wszystkich współwięźniów. 10 marca znów kazali mu się rozebrać do naga. Podali mu do ręki maść dermatologiczną zrobioną na spirytusie. Miał nałożyć ją na członka.
Jeden ze współwięźniów przyłożył zapalniczkę. Żeby ugasić płonące ciało, zaczęli ściskać genitalia ofiary dwoma taboretami.
- Daniel S. najpierw zeznał, że to, co mu się przytrafiło, zdarzyło się podczas jego pobytu w poprzednim zakładzie karnym - mówi Leszek Lubicki, zastępca dyrektora Zakładu Karnego w Mielęcinie. - Do złożenia takich zeznań został zmuszony przez swoich współwięźniów. Niestety, w więzieniach na całym świecie osoby skazane za przestępstwa seksualne na dzieciach, stykają się z prześladowaniami. Funkcjonariusze Zakładu Karnego we Włocławku zapewniają, że doskonale kojarzą Daniela S. Był leczony przez więziennego seksuologa. Terapia przyniosła skutek. Minęło osiem miesięcy od wyjścia na wolność Daniela S. Jak dotąd nie dopuścił się żadnego czynu lubieżnego.
- Tak naprawdę, ten chłopak już kiedy do nas trafił, miał bardzo poważne problemy z przystosowaniem się do życia w społeczeństwie - mówi jeden z wychowawców Daniela S. - Lekko upośledzony, pochodzący z rodziny patologicznej. Kiedy szukał pracy, chodził na piechotę, bo nie miał pieniędzy na bilet autobusowy. Sam wszystkim o tym opowiadał. Domyślam się, jak wyglądały jego rozmowy z seksuologiem. Jak lekarz miał mu powiedzieć, że powinien umówić się z dziewczyną w kawiarni, kiedy on nie miał pieniędzy na kawę?
Sam z siostrami
Daniel S. po wyjściu na wolność wrócił do domu rodzinnego. Mieszka wraz z matką, trzema siostrami i siostrzenicą na poddaszu rudery w centrum Włocławka. Żyją za 430 złotych miesięcznie. Dwie siostry są od niego młodsze. Jedna chodzi jeszcze do szkoły podstawowej.
- Słucham? Ja siedziałem w więzieniu przed tamtą sprawą? - dziwi się szczerze Daniel S. - Nigdy w życiu! To mój pierwszy wyrok. I przysięgam na Boga, że ostatni.
Daniel S. ma około 170 cm wzrostu. Ciemne włosy, nalana twarz, rozbiegane oczy. Parę kilo za dużo. Ma trudności ze składnym mówieniem. Tekst jakichkolwiek dokumentów czyta bardzo wolno. Jego matka co kilka zdań podkreśla, że syn ma "ociężałą psychiczność". I że zawsze miał problemy z uczeniem się. Skończył szkołę specjalną. Pracował tylko na czarno. Był pomocnikiem murarza i stróżem.
- Byłem dozorcą, kiedy przyjechali po mnie policjanci - mówi Daniel S. - Spytali czy poprzedniego dnia na moim terenie spalił się barak. Tak było, więc powiedziałem, że tak. Oni na to, no to podpisz. I dali mi do podpisania papier. A potem to już się samo potoczyło. Zamknęli mnie w jakimś pokoju na komendzie i tam mnie bili. Tak mnie zbili, że od razu się do wszystkiego przyznałem.
Daniel S. napisał do ministra sprawiedliwości skargę na funkcjonariuszy z Włocławka. Sprawą zajęła się prokuratura. Śledztwo dotyczące ewentualnego pobicia przez policjantów zostało umorzone.
- Przecież on tu mieszkał z nami od początku - przekonuje Małgorzata Kulińska, matka Daniela S. - W jednym pokoju spał z trzema dziewczynkami. Gdyby coś... Gdyby on chciał, to by mógł... Ale nigdy przez te wszystkie lata nie było nic. No przecież coś bym zauważyła! Poza tym on nigdy nie miał żadnej dziewczyny. Rozpusty w tym domu nie było.
On tu nie ma życia
Daniel S. jest bezpłodny. Komisja lekarska badając go po opisanych zdarzeniach w więzieniu nie uznała jednak jego inwalidztwa za zbyt poważne. Przynajmniej nie na tyle, żeby przyznać mu rentę albo jakikolwiek zasiłek. Myślał o tym, żeby coś ukraść, ale nie może wyjść z domu. Boi się sąsiadów. Na ulicy Piekarskiej we Włocławku nawet chłopcy grający w piłkę wiedzą, że "Jordan" jest pedofilem, który zgwałcił dziewczynkę. Teraz kiedy wychodzi na ulicę, podwórkowe dzieciaki biegną za nim i krzyczą "cwel - pedofil, cwel - pedofil".
- On tu nie ma życia - uśmiecha się może ośmioletni malec, sąsiad Daniela S. - A chłopaki tu sobie obiecali, że jak kiedyś będzie okazja, to mu najeb...
Daniel S. musi meldować się na policji. Za każdym razem, kiedy wychodzi, sprawdza czy na podwórku nikogo nie ma. A kiedy wraca, boi się wejść w bramę. Wie, że kiedyś podwórkowa recydywa też wymierzy mu sprawiedliwość. Bo tu, jak w więzieniu, pedofilów nikt nie toleruje.
- Przysięgam, że tę dziewczynkę widziałem po raz pierwszy w życiu w sądzie - zapewnia pedofil. - Oni mnie do wszystkiego zmusili.
Pięciu więźniów, którzy znęcali się nad Danielem S. stanęło przed sądem. Dostali wyroki od 2,5 roku do 3,5 roku więzienia. Trzech z nich jest już na wolności. Dziewczynka zgwałcona przez Daniela S. rozpoznała swojego oprawcę.
Radosław Rzeszotek