PolskaPaweł Graś i Ewa Kopacz: kampania referendalna "ukradziona" społecznikom przez PiS

Paweł Graś i Ewa Kopacz: kampania referendalna "ukradziona" społecznikom przez PiS

Rzecznik rządu Paweł Graś ma nadzieję, że warszawiacy nie pójdą na referendum ws. odwołania prezydenta Warszawy. Ocenił, że kampania przed referendum została przez PiS sprytnie ukradziona społecznikom, którzy zainicjowali całą akcję. Podobnego zdania jest marszałek sejmu Ewa Kopacz.

11.10.2013 | aktual.: 11.10.2013 10:41

Dziś o północy kończy się kampania przed niedzielnym referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz. Graś powiedział w piątek rano dziennikarzom, że Platforma będzie do końca namawiała zwolenników prezydent Warszawy, aby nie poszli na referendum. - Chcemy przekonywać, że udział w referendum jest złą decyzją, w tym referendum chodzi o frekwencję, tylko niska frekwencja może doprowadzić do tego, że Gronkiewicz-Waltz utrzyma się na stanowisku - powiedział.

Rzecznik rządu ocenił, że Platforma i prezydent Warszawy przez ostatnie tygodnie zrobili wszystko, aby wytłumaczyć warszawiakom "niedociągnięcia, które rzeczywiście miały miejsce", przypomnieć o sukcesach Gronkiewicz-Waltz oraz pokazać mieszkańcom Warszawy plany inwestycyjne na najbliższą przyszłość.

- Ta kampania została ukradziona społecznikom przez PiS w bardzo sprytny sposób, co do tego wszyscy się zgadzają i nie ma chyba człowieka, który nie przyznawałby, że PiS rzeczywiście bardzo sprytnie przejął tę kampanię, po to, żeby ewentualne odwołanie prezydent Warszawy ogłosić jako swój wielki sukces - ocenił Graś.

Również zdaniem marszałek sejmu Ewy Kopacz, PiS "zawłaszczył" referendum w sprawie odwołania prezydent Warszawy. - Dzisiaj przed warszawiakami tylko jedno pytanie: "Hanna Gronkiewicz-Waltz czy Jarosław Kaczyński w Warszawie, dobre zarządzanie czy awantura polityczna" - powiedziała Kopacz dziennikarzom.

Zdaniem marszałek sejmu, Gronkiewicz-Waltz "to zdeterminowany gospodarz" Warszawy, który jest bardzo "zaabsorbowany pracą".

Marszałek sejmu nie chciała mówić o scenariuszach po ewentualnym odwołaniu prezydent Warszawy: "referendum jeszcze się nie odbyło, wszystko się odbędzie zgodnie z procedurami, to nie jest sprawa chciejstwa, tylko regulacji prawnych" - zapewniła Kopacz.

Z kolei Graś podkreślił, że w przypadku, gdyby referendum okazało się skuteczne, premier Donald Tusk osobiście ogłosi swe dalsze decyzje.

- Gdyby referendum nie przebiegło (po naszej myśli), to są przewidziane prawem różne scenariusze i o tych scenariuszach - do których mam nadzieję nie dojdzie - po ogłoszeniu wyników referendum i ewentualnej przegranej, będzie komunikował warszawiakom sam pan premier. Warszawiakom należy się to, żeby tę ważną i niewątpliwie kluczową dla ich przyszłości decyzję zakomunikował im osobiście pan premier, ale nie teraz, tylko po wyborach - powiedział rzecznik rządu.

Jeśli Gronkiewicz-Waltz zostanie odwołana, władzę w stolicy przejmie osoba wyznaczona przez premiera. Tzw. komisarz pełniłby swoją funkcję do czasu wyboru nowego prezydenta.

W takich sytuacjach premier zarządza też przedterminowe wybory, jednak zgodnie z ustawą o samorządzie gminnym, jeżeli ich data miałaby przypaść w okresie krótszym niż 12 miesięcy przed zakończeniem kadencji, rada miasta może podjąć decyzję o nieprzeprowadzaniu ich. Wówczas tzw. komisarz sprawuje władzę w mieście do końca kadencji samorządu.

W ocenie Państwowej Komisji Wyborczej uprawnienie to przysługuje radzie również w przypadku odwołania prezydenta miasta w drodze referendum. PKW zaznacza jednak, że opinia ta nie ma charakteru wiążącego, gdyż kompetencje do zarządzenia wyborów przedterminowych wójta (a więc - zgodnie z ustawą - także i prezydenta miasta) nie należą do PKW, lecz do premiera.

Obecna kadencja samorządu kończy się 21 listopada 2014 r., więc jest raczej pewne, że termin wyborów przypadłby w okresie krótszym niż 12 miesięcy przed końcem kadencji.

Referendum w sprawie odwołania Gronkiewicz-Waltz, odbędzie się w najbliższą niedzielę, będzie ważne, jeśli do urn wyborczych pójdzie 3/5 wyborców, którzy uczestniczyli w wyborach prezydenta Warszawy w 2010 roku, czyli co najmniej 389 430 osób. Gdyby niedzielne głosowanie okazało się prawnie wiążące, prezydent zostanie pozbawiona stanowiska, jeśli za jej odwołaniem opowie się większość głosujących.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (45)