Paul Manafort trafi do aresztu. To szef sztabu wyborczego Donalda Trumpa
Szef sztabu wyborczego Donalda Trumpa poczeka na swój proces w areszcie. Tak zdecydował sąd federalny, który w piątek uznał, że 69-latek naruszył warunkowe zwolnienie. Nad Manafortem ciąży kilkanaście zarzutów.
Najpoważniejsze z nich to spiskowanie przeciwko USA, pranie pieniędzy i składanie fałszywych zeznań. To efekt śledztwa nad manipulacjami przy wyborach prezydenckich w USA w 2016 roku. Zdaniem sędziego sądu federalnego próbował we współpracy z Rosjanami manipulować zeznaniami świadków i utrudniać śledztwo.
Manafort i jego biznesowy wspólnik Rick Gates mieli ukryć przed urzędami skarbowymi ponad 30 mln dol. 69-latek był też oskarżany o kontakty z prorosyjskimi politykami na Ukrainie. Miał otrzymywać znaczne sumy za doradzanie byłemu prezydentowi Wiktorowi Janukowyczowi. Za pośrednictwem adwokata zadeklarował, że nie przyznaje się do winy.
Problem w tym, że Gatesa obciążyły zeznania jego wspólnika. - Oskarżenia wobec Manaforta są bardzo poważne i poparte ogromnym zestawem dowodów. Gates może być gwoździem do trumny byłego szefa sztabu wyborczego Trumpa - ocenił na wcześniejszym etapie śledztwa były zastępca dyrektora FBI Ron Hosko.
Manafort był szefem sztabu Donalda Trumpa przez sto kilkadziesiąt dni. Trump tłumaczył dziennikarzom, że współpracował z nim "bardzo krótko", a wręcz "nie ma z nim nic wspólnego".
Zobacz także: Kłopotek w programie "Tłit": kiedyś z rywalami z Sejmu szło się na wódeczkę.
Śledztwo ws. "Russiagate" czyli ingerencji Rosji w wybory w USA prowadzi prokurator specjalny Robert Mueller. Oskarżył on już 19 osób, z czego cztery są powiązane bezpośrednio z prezydentem. 13 to Rosjanie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl