Pary, które zechcą się rozwieść, zostaną pouczone. "Traktujmy dorosłych poważnie"
Szykują się zmiany w prawie rodzinnym. Przed rozprawą rozwodową małżonkowie zostaną zapoznani z tak zwanym pouczeniem. Dowiedzą się o konsekwencjach społecznych i ekonomicznych zakończenia małżeństwa. - Widzę problem - mówi w rozmowie z WP Robert Boch z ośrodka mediatorzy.pl.
"Utrata pełnej rodziny wskutek rozwodu powoduje u dziecka poczucie zagrożenia. (...) Odejście jednego z rodziców sprawia, że w dziecku narasta smutek, przygnębienie i poczucie osamotnienia. Rodzi się w nim złość, bunt, agresja. Pojawiają się trudności w nauce, nałogi, izolacja od otoczenia, zamknięcie w sobie. (...) Przeorganizowanie dotychczasowego życia rodzi kolejne głębokie konflikty na tle finansowym i majątkowym - czytamy w "pouczeniu o indywidualnych i społecznych skutkach rozpadu małżeństwa".
Będą mieć z nim do czynienia pary podczas obowiązkowej mediacji, poprzedzającej wniesienie pozwu rozwodowego. To pomysł resortu sprawiedliwości na zmianę w kodeksie rodzinnym. Wkrótce przyjrzą się mu parlamentarzyści.
"Umoralnianie", "wkładanie ideologii w przepisy prawa" - to oceny ekspertów, które pojawiły się między innymi w artykule "Dziennika Gazety Prawnej". Nasz rozmówca Robert Boch z ośrodka mediatorzy.pl uważa, że pouczanie ludzi oznacza traktowanie dorosłych jako niepoważnych i niedojrzałych. - Będą słyszeć "proszę się pogodzić"? To superabsurdum - mówi.
I dodaje: - Nikt się nie rozwodzi na szybko, bez zastanowienia. Można informować o skutkach rozwodu i dla dorosłych i dla dzieci. Jednak ludzie decydują się na to z jakiegoś powodu - zaznacza Boch.
"Słuszna idea, ale widzę problem z realizacją"
Przyznaje, że rozwód wiąże się z pogorszeniem sytuacji finansowej, ale nie zawsze emocjonalnej. - Tkwienie dorosłych rodziców w związku, który jest konfliktowy, nie jest najlepszym rozwiązaniem. Paradoksalnie nie jest dla dziecka najważniejsze to, czy rodzice mieszkają razem, czy osobno, tylko to, czy potrafią, że sobą współpracować, czy nie. W statystykach brak rozwodów wygląda dobrze, ale już niekoniecznie społecznie.
Boch przypomina, że w Szwecji w latach 70. było coś, co nazywano mediacją. - Polegało to na tym, że strony, które chciały się rozwieść, były kierowane do księdza, który miał je powstrzymać. Ludzie jednak mówili "nie". Nazwa się tak zdewaluowała że trzeba było ją zmienić na "rozmowy o współpracy", bo ludziom się to źle kojarzyło - dodaje Boch.
Nasz rozmówca dostrzega w pomyśle "pouczenia" dobre chęci. - To słuszna idea, ale widzę problem z realizacją - podkreśla. Zwraca uwagę, że nie ma ludzi nieskazitelnych, a tylko tacy mogliby "dokonywać pouczeń" innych. Dla niego lepszym rozwiązaniem byłoby edukowanie na poziomie szkoły - nauczanie, jak rozmawiać i rozwiązywać konflikty - a nie pouczanie, kiedy związek, często z ważnych i trudnych powodów, się kończy.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl