Paralotniarka poleciała wyżej niż samoloty
Polska paralotniarka Ewa Wiśniewska-
Cieślewicz o mało nie zginęła podczas treningu w Australii. Silna
burza wyniosła ją na wysokość ponad 10 tys. metrów, informuje
"Życie Warszawy".
Zawodniczka przygotowuje się w Australii do mistrzostw świata. Podczas jednego z treningów została porwana przez silną burzę. Wiatr wyniósł ją na ponad 10 tys. metrów, czyli wyżej niż liczy Mount Everest, najwyższy punkt na ziemi. Na takiej wysokości latają samoloty pasażerskie typu Boeing 747.
Wspinałam się i wspinałam i nagle powietrze zmroziło moje okulary słoneczne, a potem zapadła ciemność. Myślałam tylko o tym, żeby wrócić na ziemię - relacjonowała Polka australijskim dziennikarzom. Jej ciało pokrył lód, a z powodu odmrożenia prawie straciła uszy.
Po trzech i pół godzinach walki w chmurach paralotniarce udało się wrócić na ziemię. W szpitalu wytrzymała zaledwie godzinę. Nie zamierza rezygnować z latania, ale mówi, że będzie ostrożniejsza.
Mniej szczęścia od Polki miał Chińczyk He Zhongpin, zawodnik z 10- letnim stażem. Jego ciało znaleziono ok. 75 km od miejsca, z którego paralotniarze startują do treningów. Według wstępnych ocen lekarzy albo się udusił, albo zamarzł na zbyt dużej wysokości. (PAP)