Pancerniki - historia pływających fortec
Polska mogła otrzymać sześć wielkich okrętów wojennych od USA. W latach 20. XX wieku, nie było nas stać na ich utrzymanie, dlatego polska marynarka odmówiła ich przyjęcia.
Polska mogła być morską potęgą?
Polska Marynarka Wojenna, po zakończonej Pierwszej Wojnie Światowej i klęsce Państw Centralnych, miała otrzymać jeden z okrętów liniowych byłej floty Cesarstwa Austrowęgier. Do PMW trafić miały i inne jednostki z drugiej ręki.
Pewien przyjazny odrodzonej Polsce kongresman amerykański postawił wniosek o podarowanie Polsce sześciu (!) starych okrętów liniowych typu "Connecticut" o wyporności po 16 tys. ton, uzbrojonych w działa 305 mm i 203 mm (na zdjęciu: USS Connecticut w 1908 r.). Początkowy (i zrozumiały) entuzjazm w Polsce znacznie przygasł, gdy zdano sobie sprawę z faktu, iż niewielkiej Marynarki Wojennej RP po prostu nie będzie stać na utrzymanie aż tylu tak wielkich okrętów.
W latach dwudziestych ubiegłego wieku planowano także zakup dla MW RP dwóch lub nawet trzech (!) nowych okrętów liniowych o wyporności po 25 tys. ton, artylerii głównej w postaci 9 dział 305 mm i opancerzeniu do 350 mm.
W praktyce, II RP nigdy nie miała pancerników. W ciągu całego dwudziestolecia międzywojennego tylko jeden raz (we wrześniu 1934 roku) oficjalną wizytę w porcie gdyńskim złożył pancernik - sowiecki "Marat".
Zobacz, jaką rolę odegrały pancerniki w historii. Czy posiadanie takich okrętów rzeczywiście mogło poprawić międzynarodową pozycję II RP?
Tekst nadesłany do redakcji serwisu "Historia" WP.PL przez Internautę.
Początki wielkich okrętów
Pancernik wywodzi się w prostej linii od dawnych okrętów liniowych, wielkich, wielopokładowych, budowanych z dębowego drewna jednostek o ożaglowaniu rejowym, które przez kilka stuleci walczyły na morzach w tak zwanym szyku liniowym, tj. jeden za drugim, zasypując się nawzajem pociskami na granicy donośności ówczesnych dział. Za pierwszy prawdziwy okręt liniowy uchodzi angielski "Sovereign of the Seas" z pierwszej połowy siedemnastego wieku.
Pierwsze pancerniki z napędem parowym pojawiły się niemal równocześnie po obu stronach Atlantyku w początku lat sześćdziesiątych XIX stulecia. Najpierw, w marcu 1862 roku, w czasie amerykańskiej wojny secesyjnej, na redzie Hampton Roads, odbył się nierozstrzygnięty pojedynek dwóch dość dziwacznych okrętów wojennych. Jeden z nich nazywał się "Virginia" i był po prostu opancerzoną fregatą pod flagą Konfederatów, za to drugi (sławny "Monitor" pod flagą Unionistów) z żaglowymi okrętami nie miał już nic wspólnego: został specjalnie zaprojektowany, a jego główną bronią były działa, umieszczone w jednej obracalnej wieżyczce. O konfederackiej "Virginii" mało kto dziś pamięta, lecz "Monitor" dał początek specjalnej klasie okrętów, zwykle wyposażonych w jedną (pojedynczą lub podwójną) wieżę z działami wielkiego kalibru.
Po europejskiej stronie Atlantyku, w czerwcu 1862 roku, do służby pod banderą brytyjską wszedł pierwszy prawdziwy pancernik, od początku projektowany jako nowy typ okrętu. Nazywał się "Warrior", przesłużył pod znakiem Royal Navy trzydzieści lat i przetrwał do dziś. Odrestaurowany pieczołowicie, stoi w bazie Marynarki Wojennej JKM w Portsmouth, obok sławnego HMS "Victory", flagowca adm. Nelsona spod Trafalgaru.
Między "Virginią", "Monitorem" i "Warriorem" a "Dreadnoughtem" upłynęło ponad 40 lat, w czasie których pancernik "dojrzewał", przechodząc rozmaite etapy, nierzadko humorystyczne (ożaglowanie, galiony i malowanie jaskrawymi kolorami, kazamaty, cytadele, ostrogi do taranowania, kominy w czworobok itp.). Okres ten na pewno wart jest osobnej opowieści.
Na zdjęciu: Model amerykańskiego pancernika "Monitor".
Pierwsze wielkie pancerniki
Pierwszy pancernik świata, jaki pojawił się na morzach z turbinowym napędem i artylerią główną jednego, wielkiego kalibru, nazywał się "Dreadnought". Spłynął on na wodę w 1906 roku i dał nazwę całej wielkiej rodzinie takich pancerników, zwanych "drednotami".
Potem już tylko rosła wyporność okrętów, liczba wież i kaliber głównych dział. Na przykład brytyjskie okręty typu "Queen Elizabeth" z połowy drugiej dekady XX stulecia, były pierwszymi pancernikami z artylerią główną o kalibrze piętnastu cali (381 mm), a również brytyjski "Agincourt", okręt o niezwykle skomplikowanym "życiorysie", nosił na swym pokładzie aż siedem wież artylerii głównej! Wielkie japońskie pancerniki międzywojnia - typu "Nagato" - po raz pierwszy otrzymały morskie działa szesnastocalowe (406 mm). Amerykańskie drednoty "South Carolina" i "Michigan" oraz cztery austrowęgierskie (!) typu "Viribus Unitis" pojawiły się, jako pierwsze okręty z działami głównymi ustawionymi tylko na dziobie i rufie, w tzw. "superpozycji". Rosyjskie pancerniki typu "Gangut" i włoski typ "Dante Alighieri" - miały po raz pierwszy potrójne wieże działowe.
Na zdjęciu: pokład pancernika Dreadnought.
Kriegsmarine
Cesarska Kriegsmarine otrzymała swe pierwsze drednoty niedługo przed wybuchem I wojny światowej. Były to cztery okręty typu "Nassau". Ostatni typ drednotów Cesarskiej Marynarki Wojennej Niemiec - "Bayern" - posłużył za wzór dla dwóch okrętów hitlerowskiej Kriegsmarine z lat II wojny światowej: "Bismarcka" i "Tirpitza".
Zwłaszcza ten pierwszy dał się srodze we znaki Royal Navy, topiąc jej najbardziej znany okręt lat międzywojennych, krążownik liniowy "Hood". Pościg za "Bismarckiem" w trzeciej dekadzie maja 1941 roku i ostateczna rozprawa z tym "piratem Atlantyku" trzymały w napięciu cały świat.
Na zdjęciu: pancernik Triptz, rok 1941.
Royal Navy
Giganty Royal Navy powstały w latach międzywojennych i otrzymały imiona "Nelson" i "Rodney", miały po 9 dział szesnastocalowych, umieszczonych w trzech wieżach w części dziobowej. Raczej powolne - były jednak niezwykle użyteczne: m. in. właśnie "Rodney" rozprawił się ze wspomnianym "Bismarckiem".
Ostatni angielski pancernik - kolejny "Vanguard" - wszedł do linii pod znakiem Royal Navy już po II wojnie światowej i służył do roku 1960, kiedy to sprzedano go na złom. Jedynym godnym uwagi wydarzeniem w "życiu" tego okrętu, obok licznych ćwiczeń i rejsów szkoleniowych, była wyprawa do Afryki Południowej z parą królewską na pokładzie.
Na zdjęciu: pancernik Nelson, 17 maja 1937 r.
Duma cesarza Japonii
Największe pancerniki w historii powstały w latach międzywojennych w Japonii. Nazywały się "Yamato" i "Musashi". Każdy z nich miał osiem razy większą wyporność, niż "Warrior" i uzbrojenie główne złożone z dziewięciu ogromnych dział morskich kalibru 460 mm. Jedna wieża z trzema takimi działami na każdym z okrętów, ważyła więcej, niż wielki niszczyciel, a maksymalna donośność tych dział przekraczała czterdzieści kilometrów. Z planowanych pięciu jednostek tego typu zbudowano jedynie trzy; ostatnią - "Shinano" - w trakcie budowy przerobiono na największy w tamtych czasach lotniskowiec.
Japońskie giganty nie zaznały bojowego szczęścia, obydwa zginęły pod bombami i torpedami amerykańskich samolotów w odstępie ledwie połowy roku: "Musashi" w bitwie morsko-powietrznej na Morzu Filipińskim w październiku 1944 r., a "Yamato" - podczas samobójczej wyprawy na odsiecz Okinawie w kwietniu 1945 roku. Superlotniskowiec "Shinano" nawet nie zdążył na dobre wejść do linii, a już dosięgły go w listopadzie 1944 roku torpedy amerykańskiego okrętu podwodnego.
W ciągu wojny Japończycy nie zbudowali ani jednego nowego pancernika, za to wcześniej znakomicie zmodernizowali okręty już istniejące. Tylko jeden z nich - "Nagato" - przetrwał II wojnę światową i padł później ofiarą eksperymentów z bronią jądrową, podobnie zresztą, jak kilku jego stalowych przeciwników spod znaku US Navy.
Bardzo ciekawy pancernik stoi w japońskiej bazie morskiej Yokosuka. Nazywa się "Mikasa"; był m. in. flagowcem adm. H. Togo w czasie zwycięskiej dla Japończyków bitwy morskiej koło wyspy Tsushima w maju 1905 roku, w której zespół floty rosyjskiej, śpieszący na odsiecz zdobytemu w międzyczasie przez Japończyków Port Arturowi, został rozbity w puch.
Na zdjęciu: pancernik Yamato, 30 października 1941 r.
US Navy
Stany Zjednoczone Ameryki, jako jedyny kraj świata utrzymywały swoje pancerniki długo w czynnej służbie. Pod znakami USN służyło aż 55 różnych okrętów tej klasy. Z jednym jedynym wyjątkiem amerykańskie pancerniki nosiły nazwy Stanów Unii.
Cztery ostatnie okręty liniowe US Navy - to jednostki typu "Iowa", które do końca służby były pełnowartościowe. Na pokładzie pancernika "Missouri", należącego do typu "Iowa", podpisano w początku września 1945 roku traktat o kapitulacji cesarskich sił zbrojnych Japonii, będący ostatnim aktem II wojny światowej.
Na zdjęciu: pancernik USS Iowa w czasie konstrukcji w stoczni Brooklyn Navy Yard.
Największa bitwa pancerników
Największe starcie pancerników to słynna Bitwa Jutlandzka w maju i czerwcu 1916 roku, w której przez dwa dni walczyło ćwierć tysiąca okrętów (w tym pięćdziesiąt pancerników i krążowników liniowych) dwóch wrogich flot, Grand Fleet i Hochseeflotte.
Niestety pancerniki zrobiły w tym boju generalną klapę, okazując się po prostu niezdolnymi do stanowczego rozstrzygnięcia generalnego starcia: dość rzec, że w czasie całej bitwy zatonął tylko jeden pancernik klasy raczej pośledniej (niemiecki "Pommern" typu "Deutschland"), a i to bynajmniej nie w wyniku akcji artyleryjskiej innych pancerników, lecz na skutek ataku torpedowego!
Na zdjęciu: brytyjski lekki krążownik HMS Chester, uszkodzony po Bitwie Jutlandziej, 31 maja 1916 r.
Wybuchy, katastrofy, bunty...
Bunt załogi na pancerniku to rzadkość. Wydarzenia na "Księciu Potiomkinie Taurydzkim" w 1905 roku pamiętamy z racji słynnego filmu, ale bunt na holenderskich "Siedmiu Prowincjach" w dwadzieścia osiem lat później pozostaje nieznany, a przecież zginęło tam wielu buntowników, kiedy dowództwo morskich sił kolonialnych w Indiach Holenderskich użyło lotnictwa do zbombardowania nieposłusznego pancernika.
Nowoczesny pancernik nie ginie bez śladu, chociaż jeden drednot - brytyjskiej budowy "Sao Paulo", który przesłużył pod nieco dla nas egzotyczną banderą Brazylii cztery dziesięciolecia - przepadł bez wieści podczas holowania na złom w 1951 roku!
Katastrofy i wypadki pochłonęły wiele pancerników. Na przykład we wrześniu 1870 roku zatonął w sztormie wskutek wadliwej stateczności wzorowany na amerykańskim "Monitorze" HMS "Captain" wraz z niemal całą załogą. W 23 lata później, w czerwcu 1893 roku na Morzu Śródziemnym zatonął, wskutek zderzenia z innym okrętem podczas manewrów, inny angielski pancernik - "Victoria", również z niemal całą załogą i admirałem, dowodzącym eskadrą.
Eksplozje komór amunicyjnych w bazach to kolejna przyczyna zagłady szeregu pancerników. Tak zginęły - między innymi - rosyjski pancernik "Impieratrica Marija" w Sewastopolu w 1916 roku, angielski "Vanguard" w bazie Royal Navy w Scapa Flow w lipcu 1917 roku, czy japoński "Mutsu" w jednej z baz floty cesarskiej, dwadzieścia sześć lat później. Pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku znów nastąpiła eksplozja na pancerniku - tym razem wyleciała w powietrze jedna z wież na USS "Iowa" i znów nie obeszło się bez ofiar wśród załogi okrętu.
W czerwcu 1921 roku, po klęsce w I wojnie światowej Niemcy - zmuszeni do wydania Aliantom swej floty - sami zatopili część internowanych już jednostek na wodach Scapa Flow. Zginęły tam m. in. liczne drednoty Hochseeflotte, a ich zardzewiałe wraki jeszcze długo potem wydobywano i cięto na złom.
Na zdjęciu: rosyjski pancernik Książę Potiomkin Taurydzki, przemianowany w 1905 r. na Panteleimon. Fotografia z 1906 r.
Pięć minut pancerników w historii
Groźnym wrogiem pancernika był okręt podwodny. Przekonali się o tym dobitnie Brytyjczycy: na samym początku II wojny światowej niemiecki U-Boot storpedował im pancernik "Royal Oak" na... kotwicowisku Scapa Flow (!), a w dwa lata później inny U-Boot upolował na Morzu Śródziemnym weterana z Bitwy Jutlandzkiej i spod Matapanu - HMS "Barham", nota bene wskutek błędu jego własnej eskorty.
Pancerniki zdecydowanie ustąpiły pola lotniskowcom i bazującym na nich samolotom. W czasie II wojny światowej, w listopadzie 1940 roku, brawurowy atak angielskich samolotów torpedowych z jednego lotniskowca na bazę włoskiej floty wojennej w Taranto zakończył się bardzo poważnym uszkodzeniem co najmniej dwóch stojących tam pancerników, z których jeden - "Conte di Cavour", drednot, pamiętający czasy I wojny i znakomicie zmodernizowany wraz z trzema innymi okrętami tego typu w latach międzywojennych - nigdy już nie powrócił do czynnej służby po doznanych uszkodzeniach. Niemal równo w rok po Taranto o kolejny dowód wyższości samolotu nad pancernikiem postarali się tym razem Japończycy, nagłym atakiem z powietrza na bazę US Navy w Pearl Harbor na Hawajach eliminując z linii szereg amerykańskich pancerników Floty Pacyfiku, z czego dwa na dobre. We wrześniu 1943 roku bomba kierowana z niemieckiego samolotu zatopiła na Morzu Śródziemnym nowoczesny włoski pancernik "Roma", zaś w listopadzie następnego roku brytyjskie
samoloty zniszczyły w norweskim fiordzie hitlerowskiego "Tirpitza".
Obok wielkich, powstał też cały szereg mniejszych i zupełnie małych pancerników przybrzeżnych. Nazywane "pancernikami obrony wybrzeża" - okręty takie służyły do ochrony portów, baz, wód terytorialnych mniejszych krajów, jak Dania, Szwecja, Finlandia czy Holandia. Rolę swą pełniły bardzo dzielnie. Niektóre z nich, jak norweskie "Norge" i "Eidsvold" w kwietniu 1940 roku, bohatersko walczyły z przeważającym wrogiem i nierzadko ginęły. Owe "maluchy" jednak - to całkiem inna historia.
Na zdjęciu: lotniskowiec USS Ranger, październik 1942 r.
Tekst nadesłany do redakcji serwisu "Historia" WP.PL przez Internautę.