PolskaPamiątka pierwszej komunii

Pamiątka pierwszej komunii

Niewygodne garnitury, pijące w stopy buty, stresujące przygotowania do spowiedzi, godzinne pozowania do zdjęć i oczywiście prezenty. To po latach najczęstsze skojarzenia z Pierwszą Komunią.

Pamiątka pierwszej komunii
Źródło zdjęć: © PAP

10.05.2007 | aktual.: 29.05.2007 11:53

Przygotowanie się do komunii jest pierwszym poważnym wyzwaniem i egzaminem dla dziecka. Trzeba nauczyć się modlitw i katechizmu, czyli zestawu podstawowych prawd wiary. Do dziś trudność tej nauki wspomina Janusz Wojciechowski, poseł PSL do Parlamentu Europejskiego: – Katechizmu uczyło się przez dwa lata, a ksiądz proboszcz bardzo nas ostro przepytywał. Pamiętam, jak podczas ostatniego egzaminu wszyscy odpowiadający chłopcy zerkali na siebie z błaganiem w oczach o pomoc i oczekiwaniem na jakąś podpowiedź.

Choć dziś od dzieci nie wymaga się już tak rozległej wiedzy, a tym bardziej podstaw łaciny, to nadal wielu księży krytykuje egzaminowanie przed Pierwszą Komunią: – Nie o to chodzi, by wiedzieć i rozumieć, ale by kochać i wierzyć – uważa ksiądz Marcin Węcławski, proboszcz Parafii pod wezwaniem Maryi Królowej w Poznaniu.

Razem ze zmniejszeniem wymagań obniżono też wiek dzieci przystępujących do Pierwszej Komunii. W 1971 roku na Konferencji Episkopatu Polski ustalono, że będzie to druga klasa szkoły podstawowej. Nieznacznie spopularyzowało się także dopuszczanie do sakramentu jeszcze młodszych dzieci – pięcio- czy sześcioletnich. W takim wieku przyjął komunię Józef Oleksy. Jego matka i babka były bardzo religijne, więc na lekcje religii trafił już jako czteroletni chłopiec. Potem przeżył powtórkę, uczestnicząc w Pierwszej Komunii swoich rówieśników w trzeciej klasie.

Nie tylko nauka przyprawia przystępujących do Pierwszej Komunii o drżenie serca. Nie mniej stresująca jest pierwsza spowiedź. Coś o tym wie poseł SLD Jerzy Wenderlich, który już w wieku dziewięciu lat był niezłym ziółkiem. – Przez kilka tygodni wymyślałem przeróżne sposoby na ominięcie spowiedzi. Paliłem wtedy papierosy i strasznie się bałem, co na to powie ksiądz. Niestety, dosyć szybko zapomniałem o tym strachu, bo zaraz po komunii wymknąłem się z domu i w jednej ze szklarni rodziców znów wypaliłem kilka piastów. W niektórych państwach zachodnich wprowadzono Pierwszą Komunię bez uprzedniej pierwszej spowiedzi. Nie tylko dlatego, żeby nie stresować dzieci, ale także dlatego, że zgodnie z doktryną Kościoła dzieci w tym wieku nie mogą popełnić grzechu śmiertelnego. W Polsce jednak nigdy takiego eksperymentu nie praktykowano, a nawet nie ma takich planów.

Na szczęście zmieniło się za to przygotowanie pedagogiczne księży i zakonnic pracujących z dziećmi. Zapewne więc niewielu spośród przystępujących w tym roku do sakramentu ma obawy podobne do tych, jakie miał dziewięcioletni Tadzio Cymański. 6 czerwca 1965 roku był dla niego dniem potrójnie szczególnym. Nie tylko obchodził wtedy swoją Pierwszą Komunię, ale także dziewiąte urodziny i chrzest najmłodszej siostry Marysi. – Myślałem, że skoro to jest takie święto, to sam Jezus Chrystus pojawi się na mszy. A tu nic. Wszystko odbyło się tak jak zawsze.

Bardziej zmienił się sposób samego świętowania już po skończonej mszy. Do końca lat 50. dla dzieci pierwszokomunijnych urządzano w salkach katechetycznych wspólne skromne śniadania. Były to biesiady przypominające agapy, czyli uczty po wspólnej mszy świętej z pierwszych wieków chrześcijaństwa. Ten zwyczaj dziś powraca, choć jeszcze niezbyt powszechnie. Tak skromnie świętowała Iza Jaruga, dziś także Nowacka i posłanka SLD. – Kakao – takie jest jej pierwsze wspomnienie. – Po mszy siedzieliśmy pod lipą na drewnianych ławach, piliśmy z takich glinianych kubków kakao i zajadaliśmy bułki drożdżowe. Pycha. Wcale nie potrzebowaliśmy jakichś drogich prezentów czy wielkiego przyjęcia, by świetnie się bawić.

Z czasem z takich wspólnych śniadań zrezygnowano, a w ich miejsce zaczęto urządzać w domach rodzinnych przyjęcia dla gości. I właśnie tak – z pompą i dużą rodziną – świętował, choć był to 1983 rok, czyli środek stanu wojennego, Wojtek Olejniczak. Zmieniły się też ubrania i prezenty. Wojciech Olejniczak doskonale pamięta swój garnitur – wtedy to był pierwszy dorosły strój. Szyło się go u krawca. To właśnie garnitur wskazywał na to, że jest się już mężczyzną.

Olejniczak miał szczęście, bo jego komunia przypadła na czas, kiedy zaprzestano już ubierać chłopców w krótkie spodnie. Nie to co jego klubowy kolega Jerzy Wenderlich. – Rodzice uparli się na jakże niemęskie krótkie spodenki i podkolanówki. Pamiętam to jak dziś: 8 maja roku 1962 musiałem w kościele paradować w krótkich spodenkach – wspomina z goryczą. Ale nawet gdyby mały Jureczek miał wymarzony „dorosły” garnitur, to i tak niedługo by mu służył: – Biegłem z kościoła do domu i niosłem pamiątkę, czyli taki obrazek, i oczywiście musiałem się przewrócić, poobcierać kolana i skaleczyć się rozbitym szkłem z obrazka.

Za to problemów z ubraniem nie miał Krzysztof Bosak, który do komunii przystępował już w nowej rzeczywistości w 1991 roku: – Wszyscy szliśmy w takich samych albach.

Prezentów nie pamiętają Juleczka Zakrzewska, znana dziś szerzej jako posłanka PO Julia Pitera, i Joanna Senyszyn. – Dostałam kwiaty od ojca chrzestnego, przypominały ślubny bukiet. Oprócz nich największym prezentem był ryngraf z wizerunkiem Matki Boskiej – wspomina Pitera. Senyszyn pamięta tylko pamiątkę komunii, czyli oprawiony obrazek.

W połowie lat 60. zaczął się zwyczaj obdarowywania. Cymański i Wojciechowski zostali szczęśliwymi posiadaczami aparatów fotograficznych „Druh”. – Wszyscy wtedy dostawaliśmy też zegarki. To był taki symbol dorosłości. A potem chłopaki takim ostentacyjnym gestem zamaszyście podciągali rękawy i co i raz podczas mszy sprawdzali na tych komunijnych zegarkach godzinę – wspomina Wojciechowski.

Zegarek dostał też Krzysztof Bosak. Ale najbardziej ucieszyły go zebrane w ramach prezentu 2 miliony 200 tysięcy starych złotych. Średnia pensja wynosiła wtedy 1 milion 700 tysięcy złotych. Bosak jednak nie wydał ich pochopnie, tylko zainwestował. – Wpłaciłem je na jeden z pierwszych funduszy inwestycyjnych i wypłaciłem dopiero, jak skończyłem 18 lat. Po latach było to niemal tysiąc złotych. Za to Piotr Misztal, dziś jeden z najbogatszych posłów, pieniądze, jakie dostał w prezencie, szybko przepuścił: – Kupiłem sobie swoje pierwsze zabawki: resoraki. Cudeńka – wspomina z zachwytem. Dziś jest właścicielem prawdziwego mercedesa SL 500, maybacha oraz hummera H2.

Sylwia Czubkowska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)