Pacjenci dostali nerki z rakiem, zmarli na białaczkę
Do ponownego rozpoznania skierował Sąd Okręgowy w Lublinie sprawę lekarza Andrzeja P., skazanego w pierwszej instancji na rok więzienia w zawieszeniu za zakwalifikowanie do przeszczepu dwóm pacjentom nerek zakażonych nowotworem.
Sąd odwoławczy uchylił wyrok sądu rejonowego. Jak uzasadnił sędzia Piotr Morelowski, sąd pierwszej instancji dokonał błędnej oceny dowodów. Wyjaśnienia wymagają niejasności w zeznaniach jednego ze świadków, który badał próbkę narządów dawcy przeszczepu, a także sprzeczności w opinii biegłego.
W tej sprawie zasadnicze znaczenie ma ustalenie treści rozmowy telefonicznej - mówił sędzia Morelowski - podczas której oskarżony lekarz został poinformowany o wynikach badań próbek organów dawcy. W sprawie są dwie rozbieżne wersje tej rozmowy, jeszcze inna jest treść sporządzonego na piśmie dokumentu; ponadto nie zostało wyjaśnione, jaki zapis został dokonany w systemie informatycznym szpitala.
Sąd pierwszej instancji nie uzasadnił, dlaczego przyjął wersję niekorzystną dla oskarżonego, że wiedział on o nowotworze i mimo to zdecydował o przeszczepie. Oceny wymaga fakt, że badanie próbek organów dawcy nie było wymagane, a zostało wykonane na wyraźnie polecenie oskarżonego - podkreślił sędzia Morelowski.
Biegły w tej sprawie krajowy konsultant ds. transplantacji prof. Wojciech Rowiński nie stwierdził jednoznacznie, czy oskarżony lekarz powinien był odstąpić od przeszczepu. Zaznaczył, że podejrzenie występowania u dawcy organów grasiczaka - nowotworu, który mógł mieć postać łagodną - nie musiało być kategorycznym przeciwwskazaniem do przeszczepu, a jednocześnie powiedział, że wiedząc o konsekwencjach bezpieczniej było zrezygnować.
Sąd rejonowy w listopadzie ubiegłego roku uznał lekarza winnym tego, że jako koordynator ds. transplantacji w szpitalu klinicznym nr 4 w Lublinie zakwalifikował nerki do przeszczepu, mimo że doraźne badania wycinków grasicy pobranych od dawcy wskazywały na możliwość zainfekowania jego organizmu komórkami nowotworowymi.
Andrzej P. wyjaśniał, że podczas pobierania narządów od dawcy lekarze widzieli zmiany w grasicy. Na jego wniosek zdecydowano o zbadaniu tkanki, choć nie było takiego wymogu. Następnego dnia Andrzej P. - jak twierdzi - otrzymał telefonicznie informacje od lekarza badającego materiał, że nie ma w niej niczego podejrzanego.
W pierwszej instancji Andrzej P. został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata i 2 tys. zł grzywny.