Hejt polał się od razu. Ukraińcy nie zdążyli nawet otworzyć restauracji
Fala nienawistnych komentarzy wylała się na Ukraińców, którzy w Lublinie otwierają restaurację z tradycyjną kuchnią swojego kraju. Oni sami są zaskoczeni i przekonują, że nic z tego, co się im zarzuca, nie jest prawdą. Ale wystroju i nazwy nie zamierzają zmieniać.
Wchodząc do restauracji "Kalyna" w oczy rzuca się kamera skierowana na teren przed wejściem. Roman mówi, że kupił ją na wszelki wypadek. Bo kiedy właściciele nowej ukraińskiej restauracji w Lublinie przeczytali komentarze o sobie w mediach społecznościowych, trochę się przestraszyli.
Roman Krasovskyi mieszka w Polsce od 7 lat. Po skończonych studiach założył swoją pierwszą restaurację w Lublinie. Dziś nawet nie chce mówić, jak się nazywa ten lokal, bo obawia się kolejnej fali hejtu. Od kilku miesięcy przygotowuje się do otwarcia swojej drugiej restauracji, którą założył wraz z Vladem Minichem, przyjacielem z Ukrainy, który studiuje budownictwo na Politechnice Lubelskiej. Problem pojawił się, kiedy kilka dni temu Roman założył stronę powstającej restauracji na Facebooku.
- Opublikowałem ją o 2 w nocy, a rano już miałem jakieś krytyczne komentarze. Ktoś specjalnie stworzył nam nawet wizytówkę w Google, tylko po to, żeby nas oczernić. My jej nie robiliśmy - opowiada zaskoczony Roman.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zarzucają nawiązania do UPA
Co nie spodobało się niektórym internautom? Nazwa, logo restauracji z tradycyjnym ukraińskim wzorem i użyte w nim kolory: czerwień i czerń.
"Pieśń czerwona kalina zagrzewała banderowców do zarzynania Polaków na Wołyniu. Hańba wam. Barwy banderowskie, krew lejąca się nocą" - napisała Marzena na Facebooku. "Nazwa oraz kolorystyka nawiązuje do banderowskich zbrodniarzy z UPA!" - pisze Marcin. "Nie dla promowania bandery" - napisała z kolei Karolina (pisownia w każdym przypadku oryginalna).
W ten sposób bardzo szybko średnia ocena lokalu spadła z 5 gwiazdek do 1,5.
- Kalina to po prostu taka jagoda, która pojawia się na wszystkich tradycyjnych strojach ukraińskich - odpowiada Roman.
Chodzi np. o tradycyjne białe koszule, tzw. wyszywanki, czasami z wzorem w kolorze czerwono-czarnym. Właśnie takim jak na szyldzie restauracji. Na dowód pani Mariola, mama Vlada, pokazuje właśnie taką koszulę.
Mariola przyjechała do Polski z resztą rodziny zaraz po tym, jak Rosja zaatakowała jej kraj. Przez dłuższy czas szukali sposobu na to, żeby się samodzielnie utrzymać w Polsce. Pieniądze, które odkładali przez całe życie, zainwestowali teraz w wyposażenie wynajętego lokalu w Lublinie.
"W szkole nie uczyli nas o tym"
- Ja mam 25 lat. W szkole nigdy na historii nie mieliśmy nic o UPA. Może dlatego, że pochodzę z Melitpola na wschodzie Ukrainy. Ale naprawdę, dowiedziałem się o tym dopiero wtedy, jak przyjechałem do Polski - przekonuje Roman i zastrzega, że w żadnym wypadku nie chciał nikogo prowokować, ani nawiązywać do tego, o czym piszą internauci. - Wiem, że jest piosenka o czerwonej kalinie. Ale przecież to stary ukraiński utwór - dziwi się.
Piosenka stała się słynna z powodu wykonania przez Andrija Chływniuka z zespołu Boombox na początku rosyjskiej agresji na Ukrainę. Potem swoją, przerobioną wersję utworu nagrał m.in. zespół Pink Floyd. Polska prokuratura już w ubiegłym roku nie dopatrzyła się w jej publicznym wykonywaniu propagowania ustroju faszystowskiego, co zarzucało Stowarzyszenie Upamiętniania Polaków Pomordowanych na Wołyniu.
A Roman dziwi się jeszcze bardziej, bo mówi, że kilka lat temu mieszkał na Kalinie, jak zwyczajowo nazywają jedną z dzielnic Lublina jej mieszkańcy.
Remont lokalu trwał trzy miesiące. W prace zaangażowały się całe rodziny obu współwłaścicieli. Restauracja ruszy lada dzień, jak tylko będzie oficjalna pozytywna decyzja sanepidu. W menu mają się pojawić barszcz czerwony, gołąbki, wareniki, pielmieni czy naleśniki.
- Nie poddamy się, za dużo włożyliśmy pracy w to miejsce - deklaruje Roman.
Hejt na ukraińską klubokawiarnię z Bielska-Białej
Z podobną falą nienawiści kilka dni temu zmierzyła się Klubokawiarnia Dobrego Dnia z Bielska-Białej. Pracę znalazły w nim uchodźczynie z Ukrainy, a na miejscu można znaleźć m.in. książki w języku ukraińskim, mają się też odbywać wydarzenia kulturalne. Lokal otwarto w sobotę, a już następnego dnia na wizytówce w Google pojawiło się mnóstwo hejterskich komentarzy.
"Otrzymaliśmy dziesiątki negatywnych opinii naszej firmy od osób, które nigdy u nas nie były. Zarzuca się nam ksenofobię, ukrainizację Polski" - pisał w mediach społecznościowych Piotr Płatek, pomysłodawca otwarcia kawiarni.
Po kilku dniach na stronie klubokawiarni sytuacja się uspokoiła. W czwartek prowadzący zapraszali do siebie na pączki.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski