Otoczenie prezydenta naciska, by nie blokował Lizbony
Czy prezydent może podpisać Traktat Lizboński, nie czekając na wynik referendum w Irlandii? Według ustaleń "Dziennika" to mało prawdopodobne.
Ale "wśród polityków bliskich prezydentowi są tacy, którzy namawiają go, by zrobił to szybko"- zdradza współpracownik Lecha Kaczyńskiego.
22.06.2009 | aktual.: 22.06.2009 08:16
Nasz rozmówca przyznaje, że od dwóch tygodni prezydent dopuszcza sytuację, w której nie czeka z podpisem na irlandzkie referendum. Dlaczego mógłby zmienić zdanie? Od kilku miesięcy powtarzał, że nie złoży podpisu, dopóki Irlandczycy nie poprą traktatu. - Ale to był argument na zewnątrz - przyznaje współpracownik głowy państwa. I opowiada o jednym ze spotkań w Pałacu Prezydenckim kilka miesięcy temu.
U prezydenta grono polityków PiS rozmawiało wówczas o traktacie. - Prezydent przyznał, że zwleka z podpisem nie ze względu na Irlandię, ale przez wybory europejskie - opowiada rozmówca "Dziennika". I dodaje, że obawiał się, że sukces znów odniesie jakieś skrajne ugrupowanie, jak LPR w 2004 r.
W eurowyborach okazało się, że listy na prawo od PiS poniosły klęskę. - Wówczas kilku bliskich mu polityków zaczęło argumentować, by już podpisał traktat - przyznaje prezydencki minister. Tę zmianę nastawienia prezydenta odnotował natychmiast rząd. Ale na krótko. - To krok w przód i dwa w tył. Jak tylko się pojawiły dobre sygnały, to od razu odezwali się jego ludzie, że przyspieszenia podpisu nie będzie - utyskuje rozmówca "Dziennika" z rządu? Jeden z prezydenckich ministrów wyjaśnia, że otoczenie Lecha Kaczyńskiego jest podzielone. - Walka jest gorąca, a prezydent wciąż się waha i pewnie to miał na myśli w czwartkowy wieczór - przyznaje. Chodzi o słowa prezydenta, że jest gotów rozmawiać o podpisie pod traktatem.