Oto plan minimum premiera Tuska
Premier Donald Tusk uważa, że plan minimum na najbliższe lata, to polska rodzina z minimum dwójką dzieci. Po to - wyjaśnił - by poradzić sobie z bardzo poważnym zagrożeniem demograficznym. Zapowiedział też przynajmniej częściową subwencję oświatową dla przedszkoli.
23.09.2011 | aktual.: 23.09.2011 13:03
Tusk na konferencji prasowej w Urazie (Zachodniopomorskie) poinformował, że wraz z działaczką opozycji w okresie PRL Henryką Krzywonos-Strycharską odwiedzi tego dnia m.in. przedszkole w Świdwinie i rodzinny dom dziecka.
- Oczywiście też w jakimś sensie jest to także manifestacja tego, jak ważne dla nas jest inwestowanie w to pokolenie najmłodszych i przyszłe pokolenie. Musimy poradzić sobie z zagrożeniem demograficznym bardzo poważnym. Nie tylko w Polsce rodzi się coraz mniej dzieci. I rozmaite zachęty, przede wszystkim możliwości utrzymania rodzin, ale także takie zachęty przy pomocy publicznych pieniędzy powinny doprowadzić do tego, co jest takim celem minimum - oświadczył premier.
Premier wyjaśnił, że planem minimum na najbliższe lata jest to, by polskie rodziny miały minimum dwójkę dzieci. - Nie chcemy tej poprzeczki stawiać zbyt wysoko, jeśli chodzi o planowanie na najbliższy czas i dlatego mówimy o planie minimum, jakim jest plan 2+2. Czyli polska rodzina, po to, by w Polsce nie nastało zagrożenie demograficzne na wielką skalę, powinna być rodziną z minimum dwójką dzieci - podkreślił Tusk.
W tym kontekście poinformował, że zwrócił się do Ministerstwa Finansów o wyliczenie, "ile kosztowałoby wzmocnienie motywacji, żeby posiadać więcej niż dwójkę dzieci".
- Do tego, jak już informowałem, będziemy przygotowywali przynajmniej częściową subwencję oświatową, jeśli chodzi o przedszkola. Polska potrzebuje wysokiej jakości edukacji, również w wielu przedszkolnym, a rodzice muszą pracować, żeby utrzymać rodzinę - więc musimy wziąć na siebie większą część odpowiedzialność jako państwo za finansowanie opieki przedszkolnej, edukacji przedszkolnej - zadeklarował.
Poinformował też, że zwrócił się do Ministerstwa Finansów o wyliczenie, "ile kosztowałoby wzmocnienie motywacji, żeby posiadać więcej niż dwójkę dzieci". Premier, odnosząc się do pytania o to, że z ulgi prorodzinnej korzystają zamożni i średniozamożni rodzice, oświadczył: Wiem o tym, że twórcy systemu, w którym ulga prorodzinna jest ulgą podatkową, celowo - jak sądzę - zakładali, że najbezpieczniejszy, z punktu widzenia demografii, będzie system, który promuje możliwie dużą dzietność w rodzinach, które są w stanie utrzymać swoje dzieci - niezależnie od tego, jak to bezwzględnie brzmi, to jakieś uzasadnienie w tym myśleniu jest.
Opowiedział się jednak się za poważną rozmową o większym wymiarze pomocy społecznej dla tych, którzy mając dzieci, nie mogą korzystać w pełnym wymiarze z ulgi, bo mają bardzo niskie dochody. Ale wtedy - powiedział - będziemy raczej mówili nie o wsparciu na rzecz większej dzietności poprzez ulgę prorodzinną, tylko o większym wymiarze pomocy społecznej.
Tusk zastrzegł jednak: Nie można rozbudzać nadziei ludzi, że będzie więcej pomocy społecznej w sytuacji, kiedy właściwie nie wiemy, ile pieniędzy będzie w przyszłym roku. Tutaj byłbym bardzo ostrożny z jakimikolwiek zobowiązaniami.
Premier powiedział też, że potrzebny jest namysł nad sytuacją osób, które nie płacą podatku dochodowego, a pracują, czyli - doprecyzował - rolników i rodzin rolniczych. - Jestem cały czas otwarty na debatę z reprezentantami rolników - czy jest gotowość do tego, aby wejść w rachunkowość - i co za tym idzie w podatek dochodowy, a wtedy korzysta się z ulg, które wynikają ze struktury podatku dochodowego. Albo lepiej zostać w tym systemie, który mają w tej chwili - oświadczył.
Ocenił, że to jest "w jakimś sensie bardziej decyzja samych polskich rolników - czy chcą być w podatku dochodowym i korzystać z ulg, czy wolą być poza systemem, jeśli chodzi o podatek dochodowy, ale wtedy nie ma ulg w podatku, skoro się go nie płaci".
Tusk odpowiadał także na pytania mieszkańców Urazu. Do premiera zwrócił się mężczyzna, mówiąc: - Od pięciu lat walczymy, żeby była plaża. Pan burmistrz gminy Złocieniec wraz z sołtysem Mirosławem Żurkiem nic kompletnie nie robią. Gdzie mamy się wykąpać? Drogi są zdewastowane, pozarastane, panie premierze, kamienie, krzaki rosną. Jak tu gospodarzyć? Tu się mówi, że mamy zielone światło dla rolnictwa, ale my go nie widzimy. Bieda - skarżył się. Premier odparł: - Dużo tematów pan poruszył widzę. Ja panu sołtysa nie wybiorę - dodał.
Inny mężczyzna chwalił sołtysa. Premier stwierdził, że "jeden jest zadowolony z sołtysa, drugi jest niezadowolony - tak wygląda nasze życie". Jak mówił, istotniejsze jest pytanie, jak sprawić, by środki europejskie "trafiały jak najbardziej tu".
Tusk poinformował, że odwiedzi jeszcze Goleniów, a w sobotę ma zaplanowane spotkania w Szczecinie. - Ze Szczecina nasz autobus będzie się majestatycznie przemieszczał w stronę Warszawy, zaliczając kolejne "przystanki Alaska" - dodał szef rządu.