Oto najgroźniejszy przeciwnik PO - nie PiS, nie SLD, ale...
Platforma od jakiegoś czasu mówi prawie wyłącznie o PiS. Przypomina, że ta partia istnieje. Grzegorz Schetyna od niechcenia rzuca, że PiS w sondażach ich goni i może prześcignąć. Po co to mówi? Żeby wystraszyć własnych wyborców. Największym przeciwnikiem Platformy jest bowiem w tych wyborach lenistwo ich zwolenników - pisze publicysta Igor Janke w felietonie dla Wirtualnej Polski.
Jak na razie to Platforma nadaje ton kampanii. Strzał z propozycją debat był bardzo celny. Pojedynki Sikorski-Fotyga czy Rostowski-Szydło zakończyłyby się dość łatwym zwycięstwem ministrów z PO. Bo w takiej debacie liczy się nie wartość merytoryczna, ale umiejętność skutecznego prezentowania się przed publicznością. I tak jak Jarosław Kaczyński miałby poważne szanse w starciu z Donaldem Tuskiem, a w każdym razie byłaby to debata bardzo wyrównana, tak Szydło i Fotyga zostałby rozjechane przez Rostowskiego i Sikorskiego.
Teraz PiS odczuwa polityczne skutki pozbycia się wielu cennych działaczy. A także - katastrofy smoleńskiej. Zapominamy, że ponad rok temu zginęło wielu czołowych działaczy tej partii.
Gdyby miałby to był pojedynek np. Paweł Kowal-Radosław Sikorski albo Zyta Gilowska-Jacek Rostowski, szanse byłyby zupełnie inne. Gdyby mogła wystąpić Grażyna Gęsicka czy Władysław Stasiak...
PiS oczywiście nie może przystać na tę formułę debat. Zresztą nikt nie spodziewał się chyba, że taka zgoda nastąpi. Ta propozycja nie padła po to, by została przyjęta, ale by padła. By można było powiedzieć, że PiS tchórzy, że boi się dyskusji, ze nie jest przygotowany itp. Jarosław Kaczyński wybrnął dość zręcznie mówiąc, że Donald Tusk miał okazję do merytorycznej debaty w sejmie, a PiS zaprasza teraz ministrów Platformy do swojego "centrum programowego". Ale tę potyczkę propagandowo wygrał Tusk. Zepsuł efekt konwencji, skupił uwagę na sobie i swoich ministrach, media miały o czym mówić. Tak właśnie wygląda rasowa kampania.
Dlaczego Platforma zaprosiła tylko PiS, a nie inne partie? Bo po pierwsze, to lepiej brzmi i wzbudza większe zainteresowanie. Po drugie, i ważniejsze - Platforma chce, by uwaga wyborców skupiała się tylko na dwóch głównych graczach. Propozycja takiej debaty to tak naprawdę nie uderzenie w PiS, a w SLD. Bo Platforma pokazuje, kto się liczy, a kto się nie liczy. Nie liczy się SLD. Platforma nie zabiega dziś o głowy potencjalnych wyborców PiS. Na tym polu nic nie ugra. Ale może odebrać głosu Sojuszowi Lewicy Demokratycznej pokazując, że liczą się tylko dwaj wielcy gracze i tylko na nich warto głosować.
No i najważniejszy cel tej zagrywki: obudzić własny elektorat. Platforma od jakiegoś czasu mówi prawie wyłącznie o PiS. Przypomina, że ta partia istnieje. Grzegorz Schetyna od niechcenia rzuca, że PiS w sondażach ich goni i może prześcignąć. Po co to mówi? Żeby wystraszyć własnych zwolenników. Największym przeciwnikiem Platformy jest bowiem w tych wyborach lenistwo ich zwolenników. Wiadomo, że ci, którzy mogą nie pójść, to w części potencjalni wyborcy PO. W poprzednich wyborach udało się ich zaktywizować, strasząc groźbą dalszych rządów PiS. Jeśli oni pozostaną w domach, partia Jarosława Kaczyńskiego ma realne szanse na bardzo dobry wynik, nawet na zwycięstwo. Możemy więc spodziewać się, że Platforma będzie dramatyzować i co jakiś czas mówić, że wcale tych wyborów nie musi wygrać.
Paradoksalnie w tej kampanii Platformie może pomóc kryzys. Normalnie partie rządowe tracą w takiej sytuacji, ale tu może być odwrotnie. Tusk będzie "budził" swój elektorat pytając, czy chcieliby, by o finansach decydował ktoś z PiS, czy wyobrażają sobie, jak PiS przeprowadziłby Polskę przez kryzys finansowy. Te argumenty mogą podziałać na niezdecydowanych.
Z drugiej strony PiS zapewne poświęci w swojej kampanii finansom sporo czasu. Raz - by wykazać, ze rząd PO tak naprawdę nic nie zrobił. Dwa - by pokazać, że jednak ma fachowe siły i jest kompetentnym ugrupowaniem. Niemniej do debat specjalistów raczej nie dojdzie. To zbyt ryzykowne dla partii Kaczyńskiego.
* Igor Janke specjalnie dla Wirtualnej Polski*