Oto jedyny cel Jarosława Kaczyńskiego
PiS jest zdolny do wszystkiego. W poprzedniej kampanii pokazał, że może co pięć minut zmieniać swoje oblicze: jednego dnia być słodkim misiem, drugiego - ziejącym ogniem smokiem. Jedyny cel prezesa Kaczyńskiego to władza, władza za wszelką cenę. Udowodnił to wchodząc w koalicję z LPR-em i Samoobroną. Teraz, mimo oczywistych różnić światopoglądowych, jest skłonny układać się z lewicą - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Małgorzata Kidawa-Błońska, rzecznik prasowy kampanii parlamentarnej Platformy Obywatelskiej, posłanka, szefowa warszawskiej PO.
16.05.2011 | aktual.: 16.05.2011 14:47
WP: Joanna Stanisławska: Transfer twarzy lewicy Bartosza Arłukowicza do PO to najważniejsza polityczna wiadomość polityczna ostatnich dni. Jak się pani czuje w partii z jednym z największych krytyków Platformy Obywatelskiej?
Małgorzata Kidawa-Błońska: W Platformie czuję się dobrze, bo ona od wtorku się nie zmieniła. To ta sama partia: otwarta na różne środowiska i ludzi. Z silnym skrzydłem konserwatywnym i liberalnym, ze środowiskami o poglądach lewicowych. Przejście pana Arłukowicza do naszej formacji nie nazywałabym transferem, bo to dobre słowo w piłce nożnej, natomiast w polityce nie za bardzo mi się podoba.
WP: Czy dlatego, że piłkarz, który przechodzi do innej drużyny jest kupowany? W tym wypadku targów nie było?
- Polityk, żeby dobrze i skutecznie działać powinien czuć się dobrze w grupie ludzi, z którymi współpracuje. Bartosz Arłukowicz dusił się w swojej partii, miał dosyć koalicji SLD z PiS, która była sprzeczna z jego sumieniem. Nie chciał głosować ręka w rękę z Jarosławem Kaczyńskim i dlatego odszedł.
WP: Wobec Platformy miał więcej zastrzeżeń: mówił o niej "obła, śliska, plastikowa", premiera nazywał "królem cynizmu" oraz zarzucał, że manipuluje społeczeństwem.
- Zastrzeżenia czy krytyka, nawet ostra jest w demokracji czymś normalnym, spór jest częścią polityki, sami w partii często krytykujemy się wzajemnie. Ważne, żeby w tej krytyce nie przekroczyć pewnej granicy. Nie można obrażać, poniżać swojego przeciwnika politycznego, kłamać, a tak ostatnio niektórzy politycy zachowują się w debatach. Za spór jest uznawane chamskie prowadzenie polemiki, a to jest już chuligaństwo polityczne, a nie dyskusja. Wszyscy widzimy, jak dzisiaj coraz częściej wygląda debata publiczna. Nie jest to dobry wzór.
WP: Czy mam rozumieć, że po części przyznaje pani rację zarzutom, które padały z ust Arłukowicza?
- Ja się z nimi nie zgadzam, ale Arłukowicz ma prawo do takich ocen. Zresztą te zarzuty formułował jako reprezentant opozycji, której rolą jest krytyka rządu, najczęściej niesłuszna. W wielu kwestiach znajduję z nim wspólny język, np. podobnie jak on uważam, że trzeba dokończyć sprawę in vitro.
WP:
Obecność Arłukowicza w rządzie pomoże Platformie w wyborach?
- Przejście pana Arłukowicza do Platformy nie jest obliczone na sukces w wyborach. Z całym szacunkiem do posła Arłukowicza, ale i bez niego Platforma bardzo dobrze da sobie radę. Platforma Obywatelska to coś więcej niż partia, to projekt obywatelski. Dla nas ważne jest wcielanie w życie hasła budowy obywatelskiej platformy, które leży u podstawy powstania naszego ugrupowania. Zapraszamy do współpracy jak największą liczbę osób, które chcą pozytywnie pracować, tzn. tworzyć coś, a nie tylko krytykować i niszczyć. Pragną zmieniać Polskę na lepsze. Malkontenctwa mamy dosyć.
WP: Arłukowicz znajdzie się w gronie pełnomocników, którzy jak minister Elżbieta Radziszewska czy Julia Pitera, są bardzo mocno krytykowani. O Piterze sam zresztą mówił, że powinna "z hukiem wylecieć z rządu". Jaka będzie jego rola? Zdąży coś zrobić przez te kilka miesięcy, które pozostały do wyborów?
- Minister Arłukowicz jest pełnomocnikiem premiera ds. koordynacji współpracy organizacji pozarządowych i administracji w przeciwdziałaniu wykluczeniu społecznemu. Będzie wspomagał i współpracował z organizacjami pozarządowymi, które zajmują się wykluczeniem i problemami społecznymi. Będzie aktywnie działał na rzecz zwiększenia obywatelskiego zaangażowania Polaków.
WP:
Dojdzie do starcia Arłukowicza z Grzegorzem Napieralskim w Szczecinie?
- Napieralski ma trudny wybór. Nie wierzę, że będzie miał odwagę zmierzyć się z dawnym kolegą w Szczecinie. Z kolei wcześniej nie chciał startować w Warszawie, bo w stolicy przeciwnicy byli za silni. Jestem ciekawa, jakie miejsce dla siebie znajdzie…
WP: Media spekulują, że dojdzie do kolejnych spektakularnych transferów, tworzą listy platformerskiej "drużyny marzeń". Widzi pani w Platformie np. Ryszarda Kalisza?
- Ryszard Kalisz nigdy nie chciał być z nami, kategorycznie wykluczył członkostwo w partii, która choć w części jest konserwatywna. Jest człowiekiem lewicy, ma swoją pozycję i to, że w niektórych dziedzinach możemy współpracować nie oznacza, że od razu ma wstępować do Platformy. Jesteśmy otwarci na wszystkie osoby, które chcą pracować dla dobra Polski, ale muszą być gotowe przyjąć ważne dla naszej partii założenia. Zresztą mówienie o tym, kto i gdzie przechodzi w kontekście wyborów, to nie jest sens polityki.
WP:
A może Paweł Poncyljusz? Ponoć PO kusiła go wielokrotnie.
- Wydawało nam się, że ze swoimi liberalnymi poglądami na ekonomię nie bardzo pasował do Prawa i Sprawiedliwości. Ale Poncyljusz wybrał inną drogę, wołał budować własną partię, której program w największym stopniu odpowiada jego przekonaniom. Należy to uszanować.
WP: Mówi się, że Platforma miałaby wesprzeć Marka Borowskiego w wyborach do senatu i w okręgu, w którym będzie startował nie wystawi swojego kandydata.
- Układanie list to czas medialnych spekulacji, ale my mamy świetnych własnych kandydatów na senatorów i będziemy tak komponować listy w okręgach, żeby to oni mieli największe szanse na zdobycie mandatów. W tym roku po raz pierwszy wybory do senatu będą odbywać się z okręgów jednomandatowych, więc wyborcy będą głosować na konkretną osobę.
WP: Nie martwią pani pogarszające się notowania Platformy, premiera i rządu? Uda się odwrócić negatywne tendencje?
- Dokładnie czytam wszystkie ukazujące się sondaże, w jednych to poparcie rośnie, w innych maleje. Dzisiaj więcej badanych wybiera Platformę, niż przed poprzednimi wyborami. Media też czasami podkręcają atmosferę pisząc, np. o gwałtownym spadku notowań Platformy, kiedy partia straciła 1%. We wszystkich badaniach to Platforma cieszy się największym zaufaniem Polaków. Peleton jest stały: na przedzie Platforma, następny jest PiS, potem SLD i nasz koalicjant PSL, które jak wynika z badań ma stały, niezmienny (ugruntowany) poziom poparcia. To normalne, że wraz ze zbliżaniem się czasu wyborów, wyniki pomiędzy poszczególnymi partiami ulegają "spłaszczeniu".
WP: Pięć lat temu startujący z pierwszego miejsca w Warszawie Donald Tusk uzyskał rekordowe ponad 500 tys. głosów. W tym roku w związku z pogarszającymi się notowaniami oraz w wyniku naturalnego procesu zużycia władzy trudno będzie premierowi ten wynik powtórzyć.
- Wierzę, że wynik będzie równie doskonały. Warszawiacy ponownie zagłosują na Donalda Tuska, bo pokazał, że nawet w bardzo trudnych czasach można łączyć, a nie dzielić, rządzić spokojnie, bez awantur, a ludzie mogą czuć się bezpieczni i być dumni z Polski. WP: Premierowi zaszkodzić może także przez wielu negatywnie przyjęta decyzja o zamykaniu stadionów.
- Nie zgadzam się. Ostatnie wyniki badań sondażowych pokazują, że Polacy popierają premiera w walce z chuliganami. Rządzący, podejmując decyzje i biorąc odpowiedzialność za państwo, nie mogą kierować się wynikami badań opinii publicznej, ale dobrem i bezpieczeństwem naszego kraju. Jeżeli mamy problem z pseudokibicami, a na ulicach czy stadionach dzieją się złe rzeczy, wtedy trzeba szybko skutecznie i konsekwentnie reagować. Ważny jest efekt czyli wyeliminowanie problemu chuligaństwa. A kiedy do tego dojdzie, wszyscy uznają, że decyzje były słuszne. By zakończyło się to sukcesem, muszą współdziałać wszyscy: kluby, piłkarze, policja, samorządy. To trudne zadanie, ale skoro udało się w Anglii, uda się też w Polsce.
WP:
Jak Platforma zachęci Polaków, żeby oddali na nią głos w realu?
- Dla wyniku wyborów ważne będą głosy tych osób, które dzisiaj nie są jeszcze zdecydowane, na kogo głosować - ani czy w ogóle pójść do urn. Nasza kampania będzie na nich ukierunkowana. Chcemy zachęcić Polaków do głosowania, niezależnie od tego, czy się z nami zgadzają czy nie, by poprzez akt wyborczy wzięli odpowiedzialność za Polskę. Będziemy przekonywać, że nasza propozycja jest najciekawsza i najrozsądniejsza, że daje Polakom gwarancje bezpieczeństwa i stabilizacji. Będziemy przypominali Polakom, co zrobiliśmy. Krok po kroku będziemy starali się do nich docierać, w ramach planu, który przygotowaliśmy. Szkoda, że PiS przyjął odwrotną strategię. Dzisiaj prezes Kaczyński dąży do zniechęcenia Polaków do polityki, aby jak najmniej ludzi poszło do wyborów. Ponadto nie proponuje żadnych poważnych rozwiązań i pomysłów na Polskę.
WP:
PO położy duży nacisk na kampanię w sieci?
- Z kampanii na kampanię internet odgrywa coraz większą rolę. Przygotowujemy internetową kampanię dla całej partii, ale niezależnie od tego, każdy z naszych kandydatów będzie starał się sam zaistnieć w internecie. Sądzę, że w tych wyborach internet będzie miejscem, gdzie w sposób twórczy i oryginalny będą wyrażać swoje poglądy także osoby niezwiązane z żadną partią.
WP: Zatrudnicie doradców ds. kampanii w internecie? Głośno było ostatnio o Ravi Singhu, biznesmenie zajmującym się sprzedażą oprogramowania pomocnego w kampaniach, który nie był - wbrew wcześniejszym informacjom - specem od kampanii internetowej Baracka Obamy.
- Uważnie obserwujemy to, co dzieje się na świecie, ale wychodzimy z założenia, że każda kampania rządzi się swoimi prawami. Dlatego nie można na ślepo przenosić rozwiązań z innego kraju, wystarczy inspiracja. Przedkładamy własną intuicję sztabu i jego doświadczenie, nad wiedzę zagranicznych ekspertów.
WP:
Co jeśli nie uda się zrealizować pomysłu wyborów dwudniowych?
- Wtedy będą trwały jeden dzień, na taki wariant też jesteśmy przygotowani. Wybory w sobotę i niedzielę ułatwią Polakom udział w wyborach. Takie rozwiązanie jest w interesie Polski i polskiej demokracji, bo zwiększa frekwencję…
WP: ...a wyższa frekwencja służy Platformie, której elektorat, jak wskazują politolodzy, jest "płynny" w przeciwieństwie do zdyscyplinowanego elektoratu PiS.
- Jako społeczeństwo nie lubimy zmian, nawet tych na lepsze, dlatego każda propozycja jest krytykowana. W Polsce uczestnictwo w wyborach jest bardzo niskie i należy robić wszystko, by zwiększyć odsetek osób biorących w nich udział. Wolne wybory to istota demokracji. Dopóki nie przekroczymy magicznej granicy 60-procentowej frekwencji, nie będziemy mogli powiedzieć, że nasza demokracja jest demokracją dojrzałą. Polacy zapomnieli, że głos każdego z nich może zmienić Polskę. Wierzę jednak, że jeżeli kampania będzie przebiegać tak, jak ją zaplanowaliśmy, to frekwencja będzie wysoka.
WP:
Platforma będzie w kampanii straszyć PiS-em?
- My nie musimy straszyć PiS-em, bo on sam sobie wystawia świadectwo. Polacy to widzą i oceniają. Na pewno będziemy reagować na niebezpieczne zachowania, czyli wtedy, kiedy będą padały oszczerstwa czy będą podważane mechanizmy demokratyczne w naszym kraju. Tego nie możemy tolerować. PiS to ugrupowanie, które nie ogląda się na dobro państwa, ale dąży do władzy za wszelką cenę. Politycy tej partii dali dowód takiej motywacji wchodząc w koalicję z LPR-em i Samoobroną. Teraz, mimo oczywistych różnić światopoglądowych, są skłonni układać się z lewicą. Jedyny cel prezesa Kaczyńskiego to władza, władza za wszelką cenę.
WP: Czego się pani spodziewa ze strony PiS w nadchodzącej kampanii?
- Oni są zdolni do wszystkiego. W poprzedniej kampanii pokazali, że mogą co pięć minut zmieniać swoje oblicze: jednego dnia są słodkim misiem, drugiego - ziejącym ogniem smokiem.
WP:
Czy znów zobaczymy łagodny image Jarosława Kaczyńskiego?
- Być może. Prezes PiS tak często przechodzi przemiany, że już nie wiadomo, jaka jest jego prawdziwa twarz.
WP:
Podoba się pani eseldowski wniosek o delegalizację PiS?
- Jeżeli PiS działa w zgodzie ze swoim statutem i obowiązującym prawem, to nawet jeżeli nam się to nie podoba, taka partia może istnieć. Pamiętam, że kiedyś PiS także chciało zdelegalizować SLD.
WP:
Czy w pani ocenie, dziś kiedy obowiązują parytety, kobietom jest łatwiej w polityce?
- Myślę, że jest im tak samo trudno. Kobiety muszą bardzo ciężko pracować, i umiejętnie dzielić czas między dom, pracę zawodową oraz działalność społeczną i polityczną. Coraz częściej jednak Polacy dostrzegają, że kobiety w polityce sprawdzają się świetnie i chętniej na nie głosują.
WP:
Czy w następnej kadencji więcej kobiet będzie także w prezydium sejmu?
- Mam taką nadzieję. Kobieca reprezentacja we władzach sejmu powinna być mocniejsza.
Rozmawiała Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska