Ostrowski chciał sprzedawać kałasznikowy
Andrzej Ostrowski, który nie ma zezwoleń na
międzynarodowy handel bronią, zaoferował, że dostarczy irackiej
armii kałasznikowy, ciężkie karabiny maszynowe oraz materiały
wybuchowe. W ten sposób złamał polskie prawo. "Rzeczpospolita" ma
na to dowód. Prosto z Iraku.
Ostrowski od kilku dni pomniejsza swoją rolę w kontrakcie na uzbrojenie irackiej armii. Okazuje się, że nie słusznie. Rzeczywistą rolę właściciela warszawskiego sklepu z bronią przedstawia korespondencja miedzy Markiem Belką, dyrektorem ds. polityki gospodarczej przy Tymczasowych Władzach Koalicyjnych, a urzędnikiem z biura, które odpowiada za kontrakty irackie - piszą w "Rz" Radosław Gil i Michał Majewski.
Pierwszego lutego Belka pyta o udział Polaków w konsorcjum Nour, które wygrało przetarg na sprzęt dla armii obrony cywilnej Iraku. Steven Susens, bo tak nazywa się urzędnik, w odpowiedzi wylicza, jaki sprzęt Polacy mają dostarczyć. Przy firmie Ostrowski Arms wymienia m.in. ciężkie karabiny maszynowe i materiały wybuchowe - informują dziennikarze "Rz".
Nijak ma się to do linii obrony przyjętej ostatnio przez Ostrowskiego, który nie ma zezwoleń na udział w międzynarodowym handlu bronią. W zeszłym tygodniu tłumaczył "Rz": "Kto powiedział, że honkery (samochody dla żołnierzy - red,) to sprzęt wojskowy?". Teraz okazuje się, że "niewojskowe honkery" to tylko część zobowiązań firmy Ostrowski Arms, reszta to po prostu broń i ekwipunek wojskowy - stwierdzają Radosław Gil i Michał Majewski. (PAP)