Trwa ładowanie...
30-01-2012 10:12

Ostatnia chwila na rewolucję

Viktor Orbán jest dziś jednym z najbardziej kontrowersyjnych polityków Europy, ale nie ma wątpliwości, że skutecznie oczyszcza Węgry z resztek komunistycznej przeszłości.

Ostatnia chwila na rewolucjęŹródło: AFP, fot: ATTILA KISBENEDEK
dsf60a8
dsf60a8

Węgry muszą zamknąć swój postkomunistyczny rozdział historii – tak swoją polityczną misję zdefiniował w listopadzie 2011 r. premier Viktor Orbán. Zachodnie partie lewicowe wzruszyły na to ramionami, pytając, jak można twierdzić, że Węgry są krajem postkomunistycznym w dwie dekady po rozpadzie ZSRR. Także węgierscy socjaliści oburzyli się na słowa przywódcy Fideszu, przypominając, że już w 1989 r. zaakceptowali wolny rynek. A jednak trzeba uważnie przyjrzeć się ponad 20 latom węgierskiej demokracji, aby zauważyć, że kraj nad Dunajem unikał dotąd wielu reform i zerwania z dawnym systemem. Najlepszym symbolem tego stanu rzeczy jest fakt, że to dopiero Orbán przeforsował nową konstytucję. Do 2011 r. obowiązywała dawna komunistyczna ustawa zasadnicza uzupełniona wieloma poprawkami. Jak przebiegała polityczna ewolucja Viktora Orbána? Bez opowieści o tym, jak pozorne były często zmiany w kraju naszych południowych bratanków – nie sposób zrozumieć dramatyzmu obecnej sytuacji na Węgrzech.

Rady polskiego przyjaciela

Na początku był polski ślad. A dokładnie jeden z licznych polskich hungarofilów. Profesor Wacław Felczak nauczył się języka węgierskiego jeszcze przed wojną jako student uniwersytetu w Poznaniu. Wykorzystując tę rzadką umiejętność, krążył w czasie wojny jako kurier AK między Warszawą a Budapesztem. Więziony po wojnie i zwolniony w 1956 r. resztę życia poświęcił na budowanie niezależnych kontaktów między nauką polską a węgierską. W uznaniu tych zasług w 1987 r. został zaproszony na uniwersytet w Budapeszcie jako profesor wizytujący. Grupa młodych, niezależnie myślących studentów zaprosiła go do jednego z klubów, na pół legalne spotkanie o polskich doświadczeniach lat 80. Na dyskusję przybył także Viktor Orbán, świeżo upieczony absolwent prawa, który parę miesięcy wcześniej obronił na uniwersytecie im. Lóranda Eötvösa w Budapeszcie pracę „Ruch społeczny wewnątrz systemu politycznego – przykład Polski”. 24-letni wówczas Orbán poprosił profesora Felczaka o radę, w jaki sposób młodzi ludzie, którzy chcą zmian,
mają działać na Węgrzech. Polski profesor odpowiedział: „Załóżcie partię polityczną. Prawdopodobnie zamkną was za to, ale wszystko wskazuje na to, że nie będziecie musieli długo siedzieć”. Pół roku potem w marcu 1988 r. Orbán wraz z kolegami powołali opozycyjny ruch studencki Fidesz.

Opozycyjna mozaika

Urodzony w 1963 r. Orbán był człowiekiem z prowincji. Wywodził się ze skromnej, kalwińskiej rodziny z okolic Székesfehérváru w zachodnich Węgrzech. Ojciec Gyõzõ Orbán był z zawodu inżynierem mechanizacji rolnictwa, a matka Erzsébet Sipos pedagogiem – logopedą. Rodzice nie wyróżniali się specjalnie z masy rodzin epoki „gulaszowego komunizmu” Janosa Kadara – długoletniego dyktatora komunistycznych Węgier z nadania Moskwy.

A jednak to młody prowincjusz Viktor miał w sobie coś, co sprawiło, że to wokół niego zgromadzili się studenccy buntownicy, którzy wyczuwali już intuicyjnie rychły upadek komunizmu. W końcu lat 80. młodzi liderzy Fideszu zachłysnęli się nowoczesnym liberalizmem, przypominając w tej mierze gdańskich liberałów z Donaldem Tuskiem na czele. Zbrzydzeni konformizmem pokolenia, które schylało kark przed Kadarem – wierzyli, że młodzi zmienią Węgry i nawet wpisali do statutu Fideszu zapis, że przyjmowani są członkowie do 35. roku życia. Fidesz patrzył w tamtych latach z podziwem na środowisko postmarksistowskich liberałów z kręgu opozycyjnego pisma „Beszelö” na czele z Janosem Kisem, Miklosem Harasti i Gyorgi Konradem.

dsf60a8

W 1988 r. stworzyli oni Związek Wolnych Demokratów. Co charakterystyczne, Orbán równolegle do działalności w Fideszu był jednym z założycieli ZWD – granice między grupami opozycyjnymi były wtedy jeszcze umowne i nieostre. Wolni Demokraci byli grupą w wielu aspektach bardzo podobną do polskich „komandosów” czy też, jak kto woli, lewicy laickiej. Część z nich wywodzi się z kręgu rodzin dygnitarzy komunistycznych, z epoki stalinowskiej. Ich guru był reformator marksizmu Gyorgy Lukacs. W odróżnieniu jednak od Adama Michnika czy Jacka Kuronia, których ideowi nauczyciele, tacy jak Leszek Kołakowski czy Zygmunt Baumann, zerwali z PZPR – Lukacs do śmierci w 1981 r. nie zrezygnował z członkostwa w WSPR – węgierskiej partii komunistycznej. „Przedszkole Lukacsa”, jak nazywano to środowisko, weszło w latach 80. na drogę wyraźnej opozycji, choć do końca akceptowało wiodącą rolę WSPR.

Ich rywalami w szarej strefie między władzą a opozycją byli „ludowcy”, czyli środowisko porównywane z polskim PAX, ale mające raczej charakter ludowo-narodowy, a nie katolicki. Ludowcy tolerowani na marginesie wpływów partii kultywowali troskę o naród węgierski i po cichu demonstrowali żal po traktacie z Trianon z 1920 r., który okroił Węgry i stworzył wielomilionowe wspólnoty węgierskie w Rumunii, Jugosławii i Czechosłowacji. „Przedszkole Lukacsa” patrzyło nieufnie na narodowców, widząc w nich potencjalne zarzewie nawrotu szowinizmu i fascynacji przedwojennymi Węgrami. Ludowcy odwzajemniali się za te przytyki przypominaniem, kto z młodych rewizjonistów wywodzi się z rodzin, które fatalnie zapisały się w czasach terroru stalinowskiego. Ludowcy założą w 1987 r. Węgierskie Forum Demokratyczne – MDF i zdobędą popularność podnosząc kwestię prześladowań Węgrów pod rządami Nicoale Ceausescu. Orbán wolał bardziej „europejskie” środowisko Wolnych Demokratów, a ci z kolei traktowali Fidesz jako swoją studencką
przybudówkę, której można wybaczyć fantazjowanie o radykalnie pojętym wolnym rynku. „Przedszkole Lukacsa” było też atrakcyjne jako miejsce licznych kontaktów z Zachodem.

Rosjanie do domu!

Oficjalnie rządziła jednak wciąż Węgierska Robotnicza Partia Socjalistyczna, nad którą nie panował już schorowany Janos Kadar. W jego cieniu liberalne ciągotki demonstrowali tacy komuniści pozujący na reformatorów, jak Miklós Németh czy Imre Pozsygay, którzy myśleli już, jak zaprezentować się na Zachodzie jako liberałowie. Wszystkich ich przebił Gyula Horn, który z własnej inicjatywy dał się sfotografować wraz z szefem austriackiej dyplomacji przy przecinaniu drutu kolczastego na granicy z Austrią. Kolejnym gestem komunistycznej władzy wobec społeczeństwa miało być uroczyste pochowanie przywódcy powstania w 1956 r. Imrego Nagya. Na uroczystość przybyło 250 tys. Węgrów. I wtedy po raz pierwszy Węgrzy dowiedzieli się o istnieniu Viktora Orbána. O ile inni mówcy nawet z kręgu opozycji bardzo ważyli słowa, o tyle Orbán w czasie swojego przemówienia wygłosił zdanie, które brzmiało jak dynamit. „Jeśli nie stracimy z oczu idei 1956 r., będziemy mieli szansę wybrać taki rząd, który natychmiast przystąpi do rozmów w
sprawie bezzwłocznego rozpoczęcia wycofania wojsk rosyjskich z Węgier”. Radykalność apelu Orbána zmroziła Wolnych Demokratów. Jak wspomina ówczesny tłumacz Adama Michnika, który stał w tłumie przed budapeszteńskim Muzeum Narodowym, także gość z Polski zareagował na słowa Orbána, mówiąc: „Cholera, to przesada”.

Ale władze były już słabe – by jakoś brutalnie zareagować. A Moskwa także miała własne problemy na głowie. Orbán zdobył popularność, dzięki której m.in. wziął udział w rozmowach węgierskiego „okrągłego stołu”. Wolni Demokraci mieli jednak ciągle nadzieję, że jakoś zapanują nad Orbánem i w charakterze prezentu wysłali go na stypendium do Oxfordu, gdzie na przełomie 1989 i 1990 r. Orbán studiował filozofię polityczną w Pembroke College jako stypendysta fundacji Sorosa. W 1990 r. Orbán staje na czele kampanii Fideszu, który dość pyszałkowato wierzy, że zdystansuje zarówno postkomunistów, jak i anachronicznych prawicowców. Za tę pewność siebie Orbán dostaje od losu po nosie. Wybory wygrywa węgierskie Forum Demokratyczne z wynikiem 23,9 proc., a pewni siebie Wolni Demokraci dostają 21,8 proc. Potem jest Niezależna Partia Drobnych Posiadaczy i chadecy – próby wskrzeszania przedwojennych partii, które dostają odpowiednio 10,9 i 6,5 proc. Postkomuniści przegrali, ale mają solidne 10,9 proc. A Fidesz z wynikiem 9
proc. podziela rozgoryczenie wyborem Węgrów i odwraca się plecami od prawicy. Szefem rządu prawicowej koalicji zostaje Jozsef Antall, którego ojciec pomagał w czasie wojny polskim uchodźcom. Rozgoryczeni wygraną prawicy Wolni Demokraci i Fidesz przystępują do propagandowego ataku na rząd Antalla.

dsf60a8

Przemysł pogardy po węgiersku

Jozsef Antall bardzo przypominał polskiego Jana Olszewskiego. Nie bardzo pasował do roli polityka, nie znał się specjalnie na gospodarce i był porażony skalą agresji, jaką rozpętali zarówno postkomuniści, jak i Wolni Demokraci. Fidesz ze swej strony krytykował prawicę jedynie za niechęć do liberalnych rozwiązań i skłonność do etatyzmu. Partie prawicy nie miały większości, więc zarówno postkomuniści, jak i Wolni Demokraci storpedowali wszelkie próby dekomunizacji i lustracji.

A czerwona nomenklatura uwłaszczała się w najlepsze w majątku upadających firm z poprzedniej epoki. Węgrzy odkrywali zaś, że epoka Kadara przyniosła mnóstwo długów i obwiniali za nową nie najlepszą sytuację gospodarczą prawicę, która obiecywała, że kapitalizm oznacza jeszcze wyższy poziom życia niż za Kadara. Wściekła kampania opozycji obwiniająca za spadek poziomu życia prawicę sparaliżowała Antalla. Nie zdecydował się na radykalne, liberalne reformy, co wynikało także z tradycyjnej dla węgierskiej prawicy obawy o „zagrożenie egzystencjalne narodu”. Reformy zastopowano, zachowując szereg świadczeń społecznych. Ale te gesty ginęły we wrzawie propagandowego ostrzału rządu Antalla.

Wyśmiewano wszystko, od kiksów Antalla w czasie wizyt zagranicznych po przywrócenie huzarskich strojów straży marszałkowskiej w parlamencie. Takie wydarzenie jak powrót do kraju szczątków przedwojennego regenta Węgier Miklósa Horthya przedstawiano jako chęć wskrzeszenia węgierskiego faszyzmu. Przypominało to kampanię szyderstw wobec prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Tak samo strajk taksówkarzy blokujący mosty w Budapeszcie – liczne media wspierały w podobny sposób jak u nas „białe miasteczko” pod oknami premiera Kaczyńskiego. Porażony skalą agresji premier Jozsef Antall zaczyna chorować na raka. I na krótko przed swoją śmiercią w 1993 r. zaprasza do siebie swego nominalnego adwersarza z opozycji Viktora Orbána. Rozmowa Orbána z Antallem trwała wiele godzin. I sam Orbán nigdy nie powiedział na jej temat ani słowa. Ale wielu jego współpracowników wspomina, że wyszedł on z niej odmieniony.

dsf60a8

12 grudnia 1993 r. Antall umiera, a Orbán zaczyna tonować swoje ataki na prawicowy rząd następcy Antalla – Petera Borossa. Pół roku potem, w wyborach 29 maja 1994 r. wygrywają postkomuniści z wynikiem 33 proc. Liberałowie z Wolnych Demokratów deklarują koalicję z postkomunistami, ale napotykają dystans Fideszu. Ta decyzja Orbána powoduje rozłam – fideszowcy liberałowie przechodzą do Związku Wolnych Demokratów, a Orbána powtarza: „Wolni Demokraci popełniają samobójstwo na raty. W sojuszu z postkomunistami roztopią się jak cukier w herbacie”. W 1994 r. Fidesz porzuca rolę młodzieżowej awangardy i zmienia formułę na partię ponadstanową. Zostaje zlikwidowany zapis przyjmowania członków tylko do 35 lat. Orbán wybiera drogę budowania dużej opozycyjnej partii konserwatywnej.

Zwycięski szef postkomunistów Gyula Horn mógł uczyć się od sukcesów polskich kolegów z SdRP. Zarówno węgierscy, jak i polscy komuniści korzystali z referencji, jakich hojnie udzielali im opozycyjni lewicowcy z dawnego Beszelo. A ci w całej Europie opowiadali, jak to komuniści zamienili się we wspaniałych wolnorynkowców, którzy na dodatek ukręcili łeb groźbie faszystowskich rządów na Węgrzech. Politycy z RFN czy Austrii zachwyceni byli nowymi rządami Gyuli Horna i roztkliwiali się nad jego gestem przecięcia drutów kolczastych na granicy z Austrią. Horn tę doskonałą reputację wykorzystał do wyciągania od Zachodu kolejnych kredytów i spychania niezbędnych reform w bliżej nieokreśloną przyszłość. Ale postkomuniści przesadzili z zadłużaniem kraju i w wyborach parlamentarnych w 1998 r. wahadło znów przechyliło się w prawo. Ale wtedy Viktor Orbán był niekwestionowanym liderem prawicy.

Stajnia Augiasza

Węgry, jakie odziedziczył po postkomunistach Orbán przypominały gospodarczą ruinę. Wszystkim naiwnie wydawało się, że gorzej już być nie może. Orbán zakasuje rękawy i rozpoczyna żmudne reformowanie finansów. Wdraża program wspierania drobnego biznesu i skutecznie zwalcza bezrobocie. Uzyskuje też sukces w obniżaniu inflacji. Ale uzdrawianie budżetu oznacza potrzebę cięcia kolejnych przywilejów społecznych, co wyborcy uznają za atak na swoje gospodarstwa rodzinne. Orbán przypomina w tych latach linoskoczka, który musi balansować między rozdrażnionym tłumem społecznym a działaniami na rzecz wyciągnięcia kraju z kryzysu. Więcej satysfakcji daje polityka zagraniczna, w ramach której Orbán wprowadza Węgry do Unii i NATO. Ale coraz bardziej narodowy Orbán podnosi też kwestie mniejszości węgierskich w sąsiadujących krajach. W tej kwestii zdarza mu się nawet przesadzać i poprzeć wezwania niemieckich ziomkostw, aby Czechy i Słowacja anulowały powojenne dekrety Benesza. Takie rewizjonistyczne pomysły mrożą atmosferę w
Grupie Wyszehradzkiej.

dsf60a8

Orbán to nie hamletyzujący Antall – trzyma partię twardą ręką i bardzo zdecydowanie próbuje budować prawicowe media, aby choć trochę złamać monopol postkomunistów i Wolnych Demokratów. Przenosi też Fidesz z międzynarodówki liberalnej do EPP – Europejskiej Partii Ludowej.

Ale na wewnętrznym podwórku nawet kierowanie rządem nie pozwalało Orbánowi na bardziej strukturalne zmiany i likwidację pozostałości po komunistycznych Węgrzech. Prawica nie dysponowała większością w parlamencie, a opór czerwono-różowej opozycji był niezwykle skuteczny. Lustracja uchwalona w 1994 r. jeszcze za rządów Antalla została faktycznie sparaliżowana za rządów Gyuli Horna. Także konstytucja nadal pozostawała tym samym aktem z czasów Janosa Kadara, tyle że wzbogaconym o rozmaite poprawki. W 2002 r. Fidesz znów wygrywa wybory, ale nie ma wystarczającej większości, aby stworzyć rząd. Z okazji korzystają postkomuniści, którzy tworzą nowy rząd pod wodzą premiera Petera Medgyessya. Zaczyna on swoje rządy od rozdawania prezentów. Pracownikom budżetówki zafundowano 50-procentowe podwyżki i znacznie zwiększono kwotę od opodatkowania.

W 2004 r. wychodzi na jaw, że Medgyessy był agentem wywiadu komunistycznego i zostaje on zmuszony do dymisji. Nowym premierem zostaje postkomunista Ferenc Gyurcsány, który także nie ma żadnych zahamowań w zawłaszczaniu przez komunistów gospodarki. Jest jednak na tyle zręczny i popularny, że w wyborach w kwietniu 2006 r. postkomunistyczna lewica wygrywa, ale już we wrześniu spada na nią cios, jakiego nikt się nie spodziewał. 17 września 2006 r. węgierskie radio ujawnia nagranie z zamkniętego spotkania premiera Gyurcsánya, jakie odbyło się w maju tamtego roku. Było to nagranie ze słynnymi słowami: „kłamaliśmy rano, kłamaliśmy wieczorem, spieprzyliśmy gospodarkę” oraz „nie ma ani jednego posunięcia rządu, z którego moglibyśmy być dumni”.

dsf60a8

To ujawnienie prawdy o cynizmie węgierskiej lewicy wywołało nad Dunajem szok porównywalny z polską aferą Rywina. Doszło do spontanicznych demonstracji przed parlamentem węgierskim, a nawet demonstranci podpalili państwową telewizję, która kojarzyła się z wszechobecnym kłamstwem komunistów. Orbán początkowo popierał te protesty, ale wydarzenia 23 października 2006 roku zmieniły jego nastawienie. Wtedy to w 50. rocznicę powstania obywatelskie wiece protestu zostały zdominowane przez agresywne bojówki. To wtedy świat obiegły zdjęcia zabytkowego czołgu T 34 z czasu powstania, jaki demonstranci uruchomili i użyli do ataku na policję. Czy ludzi w czarnych kurtkach, jak nazywano potem najagresywniejszych zadymiarzy, rzuciła do akcji w charakterze prowokatorów policja?

Tak czy inaczej Orbán zorientował się, że władze zawsze mogą łatwiej kontrolować ludzi na ulicach niż opozycja. Wezwał do zakończenia wieców i zaznaczył: „Jeśli chcemy zwyciężyć Gyurcsánya to zwyciężmy w 2010 r. przy urnie wyborczej”. Decyzja Orbána od odstąpieniu od demonstracji była mądrym posunięciem. Wyraźnie było widać, że lewica i Wolni Demokraci chcieli skutecznie straszyć Zachód wizją faszyzującej rewolty z nacjonalistycznym posmakiem. Tymczasem Gyurcsany grzązł w coraz większe uzależnienie od Rosji. W lutym 2008 r. węgierski premier podpisał w Moskwie umowę Gazpromu z węgierskim koncernem MOL, która była poparciem rosyjskiego projektu Southern Stream i odcięciem się od europejskiego programu Nabucco. Prawica potępiła zawarcie umowy, która uzależniała od Rosji politykę energetyczną Węgier na kolejne 25 lat, bez konsultacji z parlamentem. W 2009 r. dochodzi już do jawnego załamania się finansów publicznych i kurs forinta ratowany jest jedynie dzięki pożyczce z MFW. Skompromitowany Gyurcsány zostaje
zastąpiony fachowcem Gordonem Bajnaiem. Ale nie ratuje to postkomunistów od klęski. W wyborach w 2010 r. Fidesz z wynikiem 52,73 proc. zdobywa pełnię władzy, mając 172 miejsca w parlamencie liczącym 386 miejsc.

Teraz albo nigdy

Orbán mógł wreszcie przystąpić do swojej węgierskiej rewolucji. Po raz pierwszy po upadku komunizmu miał zarówno większość w parlamencie, jak i znaczące poparcie społeczne dla realnego programu dekomunizacji. To on przeforsował nową konstytucję. To on postawił kwestię przejęcia przez Węgierską Partię Socjalistyczną mienia dawnej komunistycznej WSPR. Jego nieszczęście polegało na tym, że dojście Fideszu do władzy zbiegło się z ogólnoświatowym kryzysem ekonomicznym. Oczywiście podobnie jak w wypadku rządu Antalla i pierwszego gabinetu Orbána – Wolni Demokraci i postkomuniści rozpoczęli kampanię oskarżeń o dyktatorskie rządy Fideszu.

dsf60a8

Co charakterystyczne, w czasie rządów postkomunistów w latach 90. i w nowym wieku, nikt dominacją lewicy nad mediami się nie przejmował. Ale w odróżnieniu od poprzednich okresów rządów prawicy Orbán nie był ani tak wrażliwy na ataki jak prostolinijny Jozsef Antall, ani też opozycji nie udało się osłabić znacząco stopnia poparcia Węgrów dla Orbana. Węgierski lider prawicy wie, że tak mocna pozycja parlamentarna i poparcie w sondażach może się już nigdy nie powtórzyć. W związku z tym chce przeprowadzić jak najwięcej zmian strukturalnych i w tym sensie jest to rewolucja spóźniona o 20 lat. Doświadczenia dwóch ostatnich dekad mówią mu, że jeśli nie teraz, to zmian nie przeprowadzi się nigdy.

Piotr Semka

dsf60a8
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dsf60a8
Więcej tematów