PolskaOskarżony "gra na czas". Sprawa ciągnie się już od czterech lat

Oskarżony "gra na czas". Sprawa ciągnie się już od czterech lat

Zasypywanie wnioskami i próby zwrócenia na siebie uwagi. Tak wygląda proces, który toczy się od czterech lat przed Gdańskim Sądem Apelacyjnym. Sprawa byłaby śmieszna, gdyby nie zarzut wyłudzenia 300 tys. złotych.

Oskarżony "gra na czas". Sprawa ciągnie się już od czterech lat
Źródło zdjęć: © WP.PL | Marcin Gadomski

Główną postacią procesu jest Grzegorz K. uważany za "mózg" całej operacji. W Trójmieście prowadził salony masażu, lubi fotografować się z celebrytami oraz podróżować. Prawdziwą sławę zdobył zachowaniem w czasie swego procesu.

Rozprawy, które odbywają się z udziałem Grzegorza K. mają bardzo teatralny przebieg. Oskarżony potrafi skupić na sobie uwagę sali. Wstaje, komentuje zeznania świadków i składa niezliczoną ilość wniosków. Jego taktyka to "gra na czas". Stosuje ją na tyle skutecznie, że prokuratorowi udało się odczytać akt oskarżenia dopiero na szóstej rozprawie.

Po czterech latach procesu udało się już przesłuchać wszystkich oskarżonych. Część z nich przyznała się do zarzucanych czynów. Ich zeznania pogrążyły Grzegorza K., którego opisano jako organizatora procederu. Sam zainteresowany mówi bardzo dużo, ale w tej sprawie milczał.

Niestandardowy proces zwabił wielu zainteresowanych. Ostatniemu posiedzeniu przyglądała się kilkunastoosobowa wycieczka szkolna. Ku smutkowi obserwatorów na ławie oskarżonych nie zasiadł nikt poza Grzegorzem K., który złożył kolejne wnioski. Pierwszy dotyczył obniżenia kaucji, która w jego ocenie jest zbyt wysoka i nie pozwala na odpowiadanie z wolnej stopy.

Dodatkowo zażądał od sądu zmiany oprogramowania, które jest używane w areszcie śledczym, gdzie przebywa. Argumentował, że open office nie otwiera plików zapisanych w formatach komercyjnych. Uniemożliwia to dostęp do wielu akt sprawy, które przekazywane są oskarżonemu drogą elektroniczną.

Po krótkiej naradzie skład orzekający zdecydował o odrzuceniu obu wniosków. W efekcie Grzegorz K. nazwał siebie "więźniem sumienia" i zażądał zmiany kolejności przesłuchiwanych świadków.

Prokuratura zarzuca Grzegorzowi K. oraz jego kompanom poważne oszustwa finansowe. Sprawcy kopiowali karty kredytowe i dokonywali nimi wypłat w Europie Zachodniej. W tym samym czasie posługiwali się oryginałami w kraju. Zgłaszali się potem do banku z reklamacją, że ich pieniądze zostały skradzione w innych częściach Europy. Ostatecznie zarzuty usłyszało jedenaście osób, w tym sześć kobiet. Cały proceder był uprawiany od 2005 do 2010 roku. Banki wypłacały wówczas oskarżonym równowartość rzekomo zrabowanych im pieniędzy. W ten sposób szajce udało się wyłudzić co najmniej 300 tys. zł.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)