Osiedle Dębowe podnosi się z błota
Śpią na materacach u rodziców, trzymają meble do wymarzonej kuchni w garażu teściowej, nie byli na wakacjach od lat. Po pracy walczą o sprawiedliwość na ulicach i w prokuraturze. Ich przeciwnikiem jest deweloper.
Popołudniami stoją razem przed kaliskim sądem albo wysyłają listy z prośbami o pomoc do radnych i parlamentarzystów. Tak od miesięcy wygląda życie 42 rodzin, które zarzucają oszustwo deweloperowi.
Miało być tak pięknie. Małe osiedle, jednopiętrowe budynki pod malowniczą skarpą, nad którą góruje okazały dąb. Stąd nazwa inwestycji - Osiedle Dębowe. Mieszkania niedrogie i nie za duże. Takie w sam raz, dla przeciętnego mieszkańca Kalisza.
Dąb, owszem, stoi. Bloki też, tyle, że w stanie surowym. Dopiero niedawno udało się oddalić widmo ich rozbiórki. Wszystko dzięki pomocy prezydenta Kalisza, który obiecał dokończyć mieszkania. Po tym, jak z budowy zeszli podwykonawcy, wszystko niszczało przez miesiące. Niedokończone budynki stały w półmetrowej wodzie, bo nie zapewniono odpowiedniego drenażu. W kwietniu ubiegłego roku odszedł ostatni stróż i wkrótce po tym ukradziono kostkę brukową. A skarpa zaczęła się osuwać.
Spotykamy się obok osiedla z rodzinami, które czują się poszkodowane przez dewelopera. - Pan tam dalej nie wchodzi, bo utonie w błocie - mówią. Przynoszą transparenty, które są z nimi na "akcjach" przed sądem czy na ulicach Kalisza. Napisali na nich: "Osiedle Dębowe nadal walczy, bądźcie z nami" i "Koszmar i tragedia tylu rodzin, a czas ucieka".
- Przychodzicie tu często? - pytam. Zaprzeczają. Tłumaczą, że szkoda ich nerwów.
- Kiedyś byłem tu dzień w dzień, doglądałem. Pytałem, czemu tak dziwnie pracują: trochę tu, trochę tam - bez ładu, bez składu. A dziś już wolę tego nie widzieć - mówi jeden z mężczyzn.
Poznajemy ich historie.
Piotr Przybył - zainwestował w kupno mieszkania 245 tys. zł:
Wiedzieliśmy, że ten deweloper wybudował w Kaliszu fajne osiedle, zmieścił się w terminie. Wymyśliliśmy, że u niego kupimy. Zwłaszcza że te domy miał wybudować blisko teściów, 10 minut na piechotę. Nie chcieliśmy za dużego, kupowaliśmy mieszkanie 70-metrowe. Mamy dwójkę dzieci, syna 18-letniego. Mieliśmy małe mieszkanie. Chcieliśmy z żoną podnieść sobie komfort życia.
Od pewnego momentu od dewelopera zaczęły przychodzić listy zmieniające termin oddania mieszkania. Ten nasz wymarzony dzień przeniesiono w końcu na koniec grudnia 2018 roku. Sprzedaliśmy mieszkanie w sierpniu. Pieniądze miały być na dokończenie mieszkania na Osiedlu Dębowe. Mówiliśmy sobie, że do tego grudnia jakoś wytrzymamy. I od tego czasu jak sprzedaliśmy, tak nic się nie zmieniło. Mieszkamy u teściów. W jednym pokoju. Dzieciaki śpią na materacach, żona na łóżku albo z córką, a ja w tygodniu u mojej mamy. Jestem weekendowym tatą. Śpimy z żoną oddzielnie. Jak to nasze małżeństwo ma egzystować, co my mamy zrobić? Czasami tak mnie cholera bierze - co my tworzymy, czy to jeszcze rodzina, czy to przetrwamy?
Pan Maciek - ratownik medyczny, prosi o niepodawanie nazwiska:
Mieszkam niedaleko, w domu rodzinnym. Na dole mama i siostra, a my z żoną na górze. Chcieliśmy być na swoim, a zarazem być blisko mamy, żeby jej pomagać. Miejsce super, wielkość mieszkania, wizualizacja przepiękna. Wzięliśmy w banku kredyt na 25 lat. Wszystkie oszczędności z ośmiu lat pracy poszły na opłatę wstępną na mieszkanie. Jestem ratownikiem medycznym w pogotowiu, nie zarabiam dużych pieniędzy, musiałem pracować na dwa etaty. Została z tego na koncie powierniczym niewielka kwota z ostatniej transzy. Syn co chwilę mnie pyta, kiedy się przeprowadzimy. Mamy zamówione meble kuchenne. Wpłacone pieniądze na schody, umówionych robotników od wykończeniówki. Wszystko czeka. Banki strasznie nas cisną, bo nie mamy aktów własności. Nasz bank jest akurat wyrozumiały, płacimy wyższe oprocentowanie i kary, ale nie mamy zagrożenia, że wypowiedzą nam kredyt. Przestałem tu przyjeżdżać, bo jak mamy na to patrzeć i mieć łzy w oczach, to po co?
Paweł Wawrzyniak - kupował mieszkanie dla chorej matki:
Poznałem współwłaściciela firmy w Grecji. Szukałem mieszkania dla mamy, która ma chore nogi, a mieszka w bloku na 4. piętrze bez windy. Deweloper powiedział mi, że mama będzie miała pierwszy lokal na parterze, z ogródkiem. Wpłaciłem zaliczkę gotówką. Okazało się, że wpłacaliśmy nie na konto funduszu powierniczego w banku, tylko na konto podane w akcie notarialnym, które okazało się kontem firmowym dewelopera. Do dnia dzisiejszego nie mam mieszkania, a mama jest w coraz gorszym stanie. Są dni, że nie może się ruszać, musimy robić jej zakupy. Straciłem 300 tysięcy złotych. Obiecałem mamie, że swoje ostatnie lata spędzi w mieszkaniu z ogródkiem, a nie na 4. piętrze!
Joanna Sibilska - ogląda budowę każdego dnia:
To jest koszmar. Ja widzę tę budowę codziennie przez okno. Każdy dzień zaczynam od tego, że patrzę na nią i aż serce boli. Odmówiliśmy sobie wielu rzeczy, nie jeździliśmy na wakacje, nasz samochód to stary grat, który się rozsypuje. Dzieciom też nie możemy wszystkiego zapewnić, bo cały czas trzeba ten kredyt spłacać. Cztery lata płacenia i wizja jeszcze 16 lat, 1,3 tys. złotych miesięcznie. Całe szczęście, że nie zdążyliśmy sprzedać naszego domku. Nie mielibyśmy gdzie mieszkać. Te nerwy, stres - człowiek w depresję zaczyna popadać. Teraz jest jakaś nadzieja: urząd miasta obiecał, że wykończą mieszkania. Kiedyś robiłam sobie plany tego mini ogródka przy domu. Już sobie rozrysowywałam, gdzie co posadzę, gdzie postawię murek, gdzie posadzę jodłę koreańską. Ech, szkoda gadać.
Siergiej Boczkowski - oddał mieszkanie z TBS-u, musiał wyprowadzić się poza miasto:
Mieszkaliśmy z żoną w mieszkaniu z Towarzystwa Budownictwa Społecznego. Chcieliśmy mieć własny kąt. Wzięliśmy kredyt na 30 lat. Spłacamy tylko odsetki - 1 tys. złotych miesięcznie. Z samym deweloperem nigdy nie mieliśmy kontaktu. Tak ładnie i pięknie opisywali nam w jego biurze, jak będzie wyglądać nasze mieszkanie. Miał być 110-metrowy ogródek. Fajna okolica. Blisko do aquaparku. W czerwcu 2018 roku gotowe miało być nasze mieszkanie na osiedlu, więc oddaliśmy to z TBS-u. Rok mieszkaliśmy u mamy, a później wyprowadziliśmy się na wieś do teściów. Nie jest łatwo i nie jest słodko - jednak się nie poddajemy. Miałem momenty załamania, ale dzięki reszcie mieszkańców zaczęliśmy działać.
Kutno wybudowało "betonową pustynię". Mieszkańcy są podzieleni
W grupie siła
Poszkodowani skrzyknęli się kilka miesięcy temu i zaczęli działać. Wynajęli prawnika. W wyniku jego działań prokuratura postawiła w grudniu 2019 rok deweloperowi Sebastianowi O. zarzuty oszustwa i działania na niekorzyść spółki. We wrześniu 2020 roku Sąd Rejonowy w Kaliszu ogłosił upadłość spółki S&O Developer.
W międzyczasie niedoszli mieszkańcy osiedla organizowali protesty, przemarsze ulicami miasta.
- Każdy działał, ktoś ma znajomego posła, ktoś z rady miasta. Próbowaliśmy ze wszystkich stron - mówi pan Maciek. - Jako jeden z nielicznych nawet rozmawiałem z deweloperem i zapewniał mnie, że robi wszystko, aby to dokończyć. Później mieliśmy akcję przed jego domem - poszliśmy tam z transparentami. Wyszedł dopiero, jak byliśmy już posprzątać transparenty, które zostawiliśmy wcześniej przy płocie. Zarzucił nam publicznie, że zachowujemy się chamsko - opisuje niedoszły mieszkaniec osiedla.
Ostatni protest odbył się 1 marca przed budynkiem Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim. Na swojej facebookowej stronie mieszkańcy napisali: "Działanie prokuratury wysoce niepokoi i wyrażamy dziś swoje emocje. Są tu zdesperowani i zawiedzeni ludzie. Nam samym jest wyjątkowo ciężko walczyć. Apelujemy do wszystkich, by wsparli nas w dążeniu do sprawiedliwości. Boimy się, że sprawa cichnie i skończy się bez adekwatnych wyroków".
"Niektórym nadal ciężko jest uwierzyć, że zostaliśmy przez dewelopera oszukani i że należy wobec tych ludzi wyciągnąć poważne konsekwencje" - głosi oświadczenie na stronie "Oszukane Osiedle Dębowe" na Facebooku.
Pytam o te niepokoje moich rozmówców. Uważają, że winni nie poniosą kary.
- Najgorsze jest to, że prokuratura nie widzi w tym wszystkim oszustwa - mówi Paweł Wawrzyniak, który nie jest zadowolony z postępów w śledztwie. Dodaje: - My jesteśmy poszkodowani, podwykonawcy są poszkodowani. Kupa ludzi. Jestem troszeczkę zniesmaczony. Mam rodzinę na zachodzie, pracują w wymiarze sprawiedliwości. Powiedzieli, co by tam było. W 5 minut właściciele zostaliby aresztowani do czasu wyprostowania tej sytuacji. A tu już mija ponad rok czasu, oni są na wolności.
Siergiej Boczkowski myśli podobnie: - Prokuratura nie działa na naszą korzyść. W głębi duszy mam przeczucie, że zostaniemy na lodzie i zamiotą sprawę pod dywan. Dlatego staramy się robić hałas wokół tej sprawy.
Rodziny podkreślają, że Sebastian O. miał wyrządzić nabywcom szkodę w kwocie 9 mln zł, a opuścił areszt po wpłaceniu kaucji. Prokurator nawet nie wniósł o areszt, tylko od razu zarządził poręczenie majątkowe.
Poszkodowani pokazują listy, które deweloper wysyłał do nich w 2018 roku. Zapewniał w nich, że prace na budowie trwają i że nie mają powodów do obaw. Tymczasem z informacji dodatkowej do bilansu i rachunku zysków i strat za 2018 rok złożonej przez spółkę do Krajowego Rejestru Sądowego wynika, że spółka wspomniany rok zamknęła stratą 3 485 018,12 zł.
Sebastian O., mimo zawieszenia go w funkcji prezesa spółki przez prokuraturę, sprzedał nieruchomość firmy: 6 ha ziemi przy ulicy Wiosennej i Piaszczystej w Kaliszu.
Jedną z najważniejszych ulic w Kaliszu jest wytyczona w 1800 roku Aleja Wolności. W klasycystycznych budynkach, wpisanych do rejestru zabytków, mieszczą się między innymi Filharmonia Kaliska i Sąd Rejonowy w Kaliszu. Co kilka tygodni poszkodowani rozwijają przed nim swój transparent "Osiedle Dębowe nadal walczy".
Kilkaset metrów dalej swoją kancelarię prowadzi adwokat Karolina Skrzypczyńska. To jej poszkodowani z Osiedla Dębowe zawdzięczają śledztwo toczące się w prokuraturze. Od miesięcy przekopuje się przez stosy akt, wertuje księgi wieczyste i zasypuje śledczych materiałami dowodowymi.
- Trudno jest zrozumieć, że przestępstwo oszustwa, które zarzuca się deweloperowi, nie polega tylko na oczywistym fakcie otrzymania przez niego całości pieniędzy za zakupione mieszkania i niedokończeniu budowy. Niestety sytuacja osiedla Dębowego pokazuje, jak bardzo bezduszne są przepisy prawa - mówi Skrzypczyńska. - Aby móc pociągnąć do odpowiedzialności dewelopera, trzeba udowodnić mu działanie z zamiarem oszukania kupujących. To jest proces bardzo żmudny i niejednokrotnie pomimo całej krzywdy i dramatów ludzkich - bezskuteczny - podsumowuje.
Powodów do niepokoju nie widzi Prokuratura Krajowa. Zapewnia, że "na polecenie Prokuratora Krajowego postępowanie zostało objęte zwierzchnim nadzorem służbowym w Prokuraturze Regionalnej w Łodzi". Śledczy przekazali też, że "postępowanie pozostaje w stałym monitoringu Departamentu do Spraw Przestępczości Gospodarczej Prokuratury Krajowej".
W imieniu dewelopera Sebastiana O. wypowiada się adwokat Igor Kajetan Spławski. Pytamy, jak to się stało, że budowa osiedla nie została ukończona?
- W ocenie mojego klienta przyczyną niedokończenia realizacji tzw. Osiedla Dębowego w Kaliszu był galopujący wzrost cen głównie robocizny, który dla szacowania inwestycji w roku chyba 2015 lub 2016 miał się nijak do cen z roku 2018. Przypomnę, że poziom realizacji przedmiotowej inwestycji według różnych szacunków wynosił między 80-90 proc. - odpowiada na pytania WP adwokat.
A czy jego klient - Sebastian O. - poczuwa się do jakiejkolwiek winy?
- Jest mi trudno mówić o uczuciach czy odczuciach osobistych mojego klienta w postępowaniu karnym. Jednak nie spotkałem jeszcze przedsiębiorcy czy wspólnika spółki z o.o., który przy upadku firmy czułby się doskonale. Myślę, że na gruncie cywilnym można by było rozważać ewentualne błędy przy szacowaniu przedmiotowej inwestycji, natomiast jeśli chodzi o ewentualną odpowiedzialność karną mojego klienta, to uważam, że brak jest podstaw do przypisywania winy. Jeżeli bowiem każde nieudane przedsięwzięcie, przy czym w przypadku S&O Developer sp. z o.o. byłoby to pierwsze nieudane pośród kilku innych udanych, wiązałoby się z odpowiedzialnością karną, to myślę, że prywatny biznes musiałby przestać istnieć, choćby z obawy o ryzyko owej odpowiedzialności karnej. Rodzi się pytanie, czy podjęcie się inwestycji zawsze równa się sukces? A jeśli nie, to czy równa się zakład karny? - mówi mecenas Spławski.
Dla dewelopera było to pierwsze nieudane przedsięwzięcie od lat. Dla 42 rodzin nieudane przedsięwzięcie na lata, może do końca życia.