Opozycyjna prasa krytykuje Putina
Opozycyjna prasa rosyjska krytykuje władze rosyjskie, w tym prezydenta Władimira
Putina, za dopuszczenie do rozlewu krwi w Inguszetii, gdzie w nocy
z poniedziałku na wtorek doszło do regularnej bitwy z czeczeńskimi
rebeliantami.
23.06.2004 13:00
"To co się wydarzyło w Inguszetii może mieć tylko dwie interpretacje - albo liczne służby specjalne wykazały się brakiem profesjonalizmu (...) albo świadomie sprowokowały wybuch walk w Inguszetii" - pisze dziennik "Nowyje Izwiestija".
Gazeta komentuje przy tym, że "Kaukaz Północny stanął na krawędzi nowej wojny, znacznie bardziej krwawej, niż dwie poprzednie". Ma przy tym na myśli dwie wojny w Czeczenii -pierwszą w latach 1994- 1996 i drugą rozpoczętą w październiku 1999 r.
"Nadchodzi wojna kaukaska" - pisze "Kommiersant" podkreślając, że sparaliżowanie Inguszetii zajęło czeczeńskim bojownikom zaledwie kilka godzin i nazywając nocne wydarzenia "osobistą porażką" prezydenta Putina.
"Uderzenie było skierowane nie tylko przeciwko narodowi inguskiemu, jak twierdzi prezydent (Inguszetii Murat) Ziazikow (...) lecz przede wszystkim przeciwko polityce Kremla na Północnym Kaukazie" - pisze dziennik.
Gazeta z ironią wypomina Putinowi, że jego harmonogram dnia przewidywał na wtorek podróż na Daleki Wschód, gdzie miał uczestniczyć w manewrach wojsk rosyjskich i obserwować jak armia łapie... oddział dywersantów.
Także "Niezawisimaja Gazieta" uważa nocną operację za "pełne zaskoczenie dla służb specjalnych, milicji i władz", podczas gdy inny opozycyjny dziennik "Gazieta" pisze, że napastników było "do półtora tysiąca", a nie - jak twierdzą władze - 200.
Jest to o tyle istotne, że dane tego typu przeczą oficjalnej wersji rosyjskich władz i prorosyjskiej ekipy rządzącej Czeczenią, jakoby niepodległościowi partyzanci liczyli łącznie nie więcej niż kilkaset osób.
"Gazieta" twierdzi też, że znaczną część uczestników walk stanowili nie Czeczeni, lecz Ingusze - przeciwnicy promoskiewskiego prezydenta Ziazikowa. Możliwość taką podkreślają też "Nowyje Izwiestija".
Wiadomość, która byłaby ciosem dla rosyjskich władz, gdyż oznaczałaby, że oprócz partyzantki czeczeńskiej istnieje - przynajmniej potencjalnie - partyzantka inguska, starają się dementować inne media.
Bardziej przychylny Kremlowi dziennik "Wriemia Nowostiej" dwukrotnie podkreśla, że napastnicy mówili między sobą po czeczeńsku, choć świadek wydarzeń, który opisał we wtorek zajścia w wypowiedzi dla internetowego portalu ingushetiya.ru równie jednoznacznie utrzymywał, że posługiwali się zbliżonym do czeczeńskiego językiem inguskim.
W niemal wszystkich artykułach podkreślana jest łatwość z jaką bojownicy - najprawdopodobniej udający rosyjskie siły specjalne - zajęli na kilka godzin Nazrań - największe miasto Inguszetii i z jaką dokonali w nim polowania na rosyjskich funkcjonariuszy - zginął m.in. szef inguskiego MSW i prokurator Nazrania.
Jedynie prorządowe "Izwiestija" i "Rossijskaja Gazieta" nie szukają winnych poniedziałkowych zajść, zamieszczają zamiast tego obszerne reportaże z miejsc wydarzeń kilka godzin po wycofaniu się rebeliantów.